Brakujące ogniwo

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Tadeusz Kantor. Niemożliwe" w Centrum Sztuki Współczesnej. O Tadeuszu Kantorze - zwłaszcza od kiedy odszedł - zwykło się mawiać, że był wielkim twórcą teatru i o wiele gorszym malarzem. Jedno i drugie jest równie odległe od prawdy: ani jego teatr nie był teatrem w prostym znaczeniu tego słowa, ani jego dzieła plastyczne nie służyły temu, czemu służą tradycyjne obrazy.
 
Obie dziedziny są zaledwie częścią Kantorowego świata - coraz rzadziej się pamięta o łączniku między nimi, jakim była uprawiana przezeń w latach 60. twórczość happeningowa. Ten ulotny przecież, ale niezwykle istotny rozdział biografii artystycznej autora "Umarłej klasy" przypomina nam otwarta właśnie w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej wystawa "Tadeusz Kantor. Niemożliwe". Przygotował ją krakowski Bunkier Sztuki.
Żeby zrozumieć istotę wyjątkowości dzieła Kantora, trzeba wiedzieć, że tytuł spektaklu "Niech sczezną artyści" mógłby stanowić motto całej jego działalności. Kantor nie uprawiał twórczości artystycznej, nie wykonywał dzieł sztuki. Był w opozycji do artystowskiej postawy, do profesjonalizmu, do sztuczności sztuki. Działał poza systemami, określonymi dyscyplinami, kierunkami. Jeszcze w roku 1947 zapisał w notatkach: "Zdaję sobie trochę wstydliwie sprawę, że muszę pozostać laikiem - aby utrzymać się w stanie imaginacji".
Jego twórczość polegała na grze z istniejącymi konwencjami - grze, która je niszczyła. Podstawą jego działań był - używając określenia Bertolta Brechta - efekt obcości. Elementy wzięte z potocznej rzeczywistości poddawał Kantor wyobcowaniu. Przedmioty nie służyły celom, do których zostały stworzone. Zniszczone parasole przyklejone do jego płócien nie były parasolami, wanna z wodą była rekwizytem, a nie przedmiotem służącym do kąpieli. Krzesło - motyw wielokrotnie pojawiający się u Kantora w gigantycznych rozmiarach, jak to wybudowane w Norwegii czy w warszawskiej Galerii Foksal w ramach akcji "Cambriolage" (gdzie widoczny był tylko jego fragment) - w oczywisty sposób nie było krzesłem; podobnie obecna w jego fotomontażach żarówka pośrodku krakowskiego Małego Rynku czy wieszak-most ponad Wisłą pod Wawelem. Także aktor w spektaklach Kantora nie był przecież aktorem, nie wcielał się w żadną rolę - był sobą postawionym w szczególnej sytuacji.
Przedmioty u Kantora musiały być jak najzwyczajniejsze, spatynowane używaniem, by sprawiać wrażenie rzeczy doskonale odbiorcy znanych. Zamierzony efekt osiągać miało umieszczenie ich w sytuacji nietypowej, poddanie ich swego rodzaju rytuałowi, choć rytuał ten nie służył ubóstwianiu fetysza, lecz czasem wręcz odwrotnie - zdemaskowaniu nijakości i nietrwałości przedmiotu. Tak było w zademonstrowanej w roku 1964 w Krakowie "Wystawie popularnej", kiedy wnętrze Krzysztoforów zapełnił Kantor świstkami i szpargałami. W ramach akcji "Multipart" (1969), będącej niezwykle dziś aktualnym szyderstwem z komercyjności sztuki, nabywcy przygotowanych przez Kantora obrazów mogli z nimi zrobić cokolwiek - pociąć, pobrudzić, podpalić - pod warunkiem udostępnienia ich pół roku później na wystawę, na której obrazy pokazano już jako ich dzieła.
Gra Kantora z konwencjami bywała też swoistą zabawą motywami wziętymi ze znanych dzieł sztuki. W ramach "Panoramicznego happeningu morskiego" zrealizował on "Koncert morski", podczas którego publiczność zgromadzona na plaży obserwowała "kapelmistrza" dyrygującego morskimi falami, oraz "Tratwę Meduzy" - odtworzenie sytuacji znanej z obrazu Théodore’a Géricault. Podobnym zabiegiem była "Lekcja anatomii wedle Rembrandta", podczas której stopniowo rozbierano leżącego na stole człowieka.
Happeningi - tak jak spektakle - mogły się odbywać tylko z osobistym udziałem Kantora, były niepowtarzalne. Występował w nich ni to jako nadzorca, ni to jako demiurg. W przeciwieństwie jednak do spektakli happeningi były bardziej ulotne, trudniej poddawały się dokumentacji. Trudniej więc je publicznie demonstrować. A przecież - jak słusznie twierdzi Jarosław Suchan, kurator wystawy "Tadeusz Kantor. Niemożliwe" - gdy pomija się ten rozdział i rozpatruje osobno Kantorowski teatr, a osobno sztukę plastyczną, poświęcając jej wystawy, spłaszcza się ją, pozbawia właściwego kontekstu, odsyła w przeszłość. Za pomocą współczesnych technik prezentacji, takich jak wydruki komputerowe, wideoprojekcje, pokazy slajdów, odtwarzanie zapisu dźwięków, przypomniano działalność Kantora z lat 60., to brakujące w dzisiejszej recepcji ogniwo jego twórczości. Ma to służyć ukazaniu, jak bardzo ówczesna postawa twórcy "Wielopola, Wielopola" bliska jest współczesnej wrażliwości.

Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.