Trzeba sprawdzić, czy ma sięczyste ręce, zanim zacznie sięuporczywie wpatrywać w cudze. Jedną ze świeckich oznak zbliżających się świąt są porządki. Te, które Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności zrobiły przed Bożym Narodzeniem, doprowadziły do kolejnego bałaganu. Porządki przed Wielkanocą też nie wróżą przesilenia.
Można już z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że za rok żadna z trzech formacji akcja, platforma ani unia - nie uzyska pozycji pozwalającej uznać ją za lidera centroprawicy. Nic w tym dziwnego, skoro spory trwają od dekady w tym samym niemal gronie. Jeśli dochodzą do niego młodzi, to za cenę zestarzenia się. Czyż swarliwość i malkontenctwo nie jest objawem politycznej sklerozy?
Jeśli ktoś czuje się członkiem elity, nie może być reprezentantem powszechnych emocji, postaw i odruchów tylko w skrajniejszej formie. Warto różnić się czymś in plus od tych, którym chce się przewodzić. Gdy Jan Maria Rokita pożeglował - po długim dryfowaniu i wiosłowaniu - do platformy, usłyszał od Pawła Łączkowskiego: "Żegnam się z Janem Marią już po raz czwarty, więc zapewne wkrótce będziemy się witać". Otóż to! Zanim siądzie się do świątecznego stołu, warto przypomnieć sobie parę zasad savoir-vivre’u.
Trzeba jeść także politykę - nożem i widelcem. Sprawdzić, czy ma się czyste ręce, zanim zacznie się uporczywie wpatrywać w cudze. I już na pewno nie wkładać do potrawy wszystkich oblizanych sztućców, by nie wspomnieć o bardziej niestosownych sposobach obrzydzania smaku.
Nie wierzę w proste zmartwychwstanie polskiej centroprawicy. Już na pewno nie w to zmartwychwstanie wymodlone przez nienawistników bardziej katolickich od papieża. Skoro za rok spotkamy się znowu przy świątecznym stole, życzę nam wszystkim, abyśmy odnaleźli się z tymi, z którymi łączą nas nie tylko uczucia ciepła i przyjaźni, ale także podobne rozumienie wspólnego dobra. Potrzebna jest taka właśnie tendencja. Na razie pozostaje tylko transcendencja.
Jeśli ktoś czuje się członkiem elity, nie może być reprezentantem powszechnych emocji, postaw i odruchów tylko w skrajniejszej formie. Warto różnić się czymś in plus od tych, którym chce się przewodzić. Gdy Jan Maria Rokita pożeglował - po długim dryfowaniu i wiosłowaniu - do platformy, usłyszał od Pawła Łączkowskiego: "Żegnam się z Janem Marią już po raz czwarty, więc zapewne wkrótce będziemy się witać". Otóż to! Zanim siądzie się do świątecznego stołu, warto przypomnieć sobie parę zasad savoir-vivre’u.
Trzeba jeść także politykę - nożem i widelcem. Sprawdzić, czy ma się czyste ręce, zanim zacznie się uporczywie wpatrywać w cudze. I już na pewno nie wkładać do potrawy wszystkich oblizanych sztućców, by nie wspomnieć o bardziej niestosownych sposobach obrzydzania smaku.
Nie wierzę w proste zmartwychwstanie polskiej centroprawicy. Już na pewno nie w to zmartwychwstanie wymodlone przez nienawistników bardziej katolickich od papieża. Skoro za rok spotkamy się znowu przy świątecznym stole, życzę nam wszystkim, abyśmy odnaleźli się z tymi, z którymi łączą nas nie tylko uczucia ciepła i przyjaźni, ale także podobne rozumienie wspólnego dobra. Potrzebna jest taka właśnie tendencja. Na razie pozostaje tylko transcendencja.
Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.