Polski ustawodawca nigdy nie zdoła rozstrzygnąć sprawy dostępu do broni wbrew interesom policji. Zaczęła się przedwyborcza licytacja pomysłów na poprawę poczucia bezpieczeństwa osobistego obywateli. Politycy SLD dość nieoczekiwanie wystąpili z projektem szerszego udostępnienia społeczeństwu "domowej" broni palnej. Skoro nasz dom ma być naszą twierdzą, to trzeba mieć czym jej bronić. Podoba mi się, że od czasu do czasu odżywa u nas dyskusja na temat dostępu do broni palnej.
Przed nadchodzącymi wyborami trochę się pomieszały grupy zwolenników i przeciwników broni. Oto prounijny SLD opowiada się za prawem do posiadania broni, a odwołujący się do wzorów amerykańskich minister sprawiedliwości jest temu przeciwny. We wspólnocie europejskiej dominuje tendencja do zaostrzania przepisów dotyczących posiadania broni osobistej, co w dłuższej perspektywie zmierza do całkowitej eliminacji tego barbarzyńskiego reliktu przeszłości. Na tym tle postulat SLD jest zaskakującym wyjątkiem, gdyż ugrupowanie to opowiada się za pełną akceptacją unijnych standardów. Natomiast minister sprawiedliwości i jego doradcy, czerpiący garściami z amerykańskich wzorców z dziedziny prawa karnego, polityki kryminalnej i wymiaru sprawiedliwości, bardzo negatywnie reagują na postulat poszerzenia dostępu do broni. Popierają generalne zaostrzenie kar, przywrócenie kary śmierci, zwiększenie liczby więźniów, ale od broni chcą trzymać Polaków z daleka.
Co będzie dalej - trudno przewidzieć. Mam wrażenie, że w końcu i tak stanie na tym, czego będzie sobie życzyła policja, bo to właśnie ona - jako organ wysoce fachowy - odgrywa w tej sprawie rolę ostatniej instancji. Myślę, że polski ustawodawca nigdy nie zdoła rozstrzygnąć sprawy dostępu do broni wbrew interesom policji, chyba że w ogóle odsunie organy policji od wydawania pozwoleń na broń, co wydaje się mało prawdopodobne. Głównym architektem rozwiązań prawnych dotyczących broni i amunicji było i jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. W pracach nad ostatnią ustawą widać było wyraźnie, że większość posłów nie potrafiła polemizować z argumentami resortowych fachowców.
Wydaje mi się, że nie tylko nasza policja, ale wszystkie policje świata są zainteresowane tym, aby jak najmniej broni pozostawić w rękach obywateli. Być może nawet cichym marzeniem policyjnych decydentów w krajach demokratycznych jest powrót do modelu totalitarnego, który znamy z PRL. Najlepiej jest, gdy broń mają tylko stróże porządku i zaufani obywatele. W PRL niektórym funkcjonariuszom partii w okresie stanu wojennego rozdano kilkanaście tysięcy pistoletów, z których część zdaje się do dziś nie została zwrócona. Niedemokratyczny dostęp do broni na zasadzie przywileju obowiązuje do dziś i nowa ustawa niewiele w istocie zmieniła. Tyle że przywilej nie jest już nadawany wedle kryterium przynależności partyjnej, ale można go dostąpić nieco bliższymi demokracji kanałami - VIP-owskim i, niestety, korupcyjnym. O istnieniu tego drugiego tylko się mówi, bo ze zrozumiałych względów trudno o dowody.
Wydaje się, że policja ma wiele dobrze przygotowanych i skutecznych argumentów przeciwko traktowaniu dostępu do broni jako obywatelskiego prawa, a nie przywileju, na który trzeba czymś zasłużyć. Należą do nich między innymi straszenie społeczeństwa apokaliptyczną wizją powszechnego posiadania broni przez wszystkich, sugerowanie eskalacji przemocy polegającej na tym, że przestępcy będą się lepiej zbroić niż dotychczas i działać z większą determinacją, przekonywanie, iż normalnym ludziom broń jest zbędna, bo przestępca zawsze będzie szybszy i obywatel albo broń straci, albo nie zdąży jej użyć. Do powyższych argumentów dorzuca się jeszcze twierdzenie o nieuchronnym wzroście statystycznej liczby zabójstw oraz mniej lub bardziej poważnych wypadków z bronią. Na koniec zwykle formułuje się tezę, że poszerzeniem dostępu do broni są zainteresowani przede wszystkim jej producenci i dystrybutorzy, którzy chcą zarobić na ludzkim nieszczęściu.
Zarówno w Polsce, jak i na świecie zwykle było tak, że kręgi lewicowo-postępowe broń chciały wytępić, a konserwatywna prawica była za jej pozostawieniem. Pomieszało się to u nas ostatnio, ale nie warto się tym przejmować. W końcu i tak o wszystkim zadecyduje policja, potrafiąca skutecznie odstraszyć obywateli od bzdurnych i niebezpiecznych pomysłów.
Co będzie dalej - trudno przewidzieć. Mam wrażenie, że w końcu i tak stanie na tym, czego będzie sobie życzyła policja, bo to właśnie ona - jako organ wysoce fachowy - odgrywa w tej sprawie rolę ostatniej instancji. Myślę, że polski ustawodawca nigdy nie zdoła rozstrzygnąć sprawy dostępu do broni wbrew interesom policji, chyba że w ogóle odsunie organy policji od wydawania pozwoleń na broń, co wydaje się mało prawdopodobne. Głównym architektem rozwiązań prawnych dotyczących broni i amunicji było i jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. W pracach nad ostatnią ustawą widać było wyraźnie, że większość posłów nie potrafiła polemizować z argumentami resortowych fachowców.
Wydaje mi się, że nie tylko nasza policja, ale wszystkie policje świata są zainteresowane tym, aby jak najmniej broni pozostawić w rękach obywateli. Być może nawet cichym marzeniem policyjnych decydentów w krajach demokratycznych jest powrót do modelu totalitarnego, który znamy z PRL. Najlepiej jest, gdy broń mają tylko stróże porządku i zaufani obywatele. W PRL niektórym funkcjonariuszom partii w okresie stanu wojennego rozdano kilkanaście tysięcy pistoletów, z których część zdaje się do dziś nie została zwrócona. Niedemokratyczny dostęp do broni na zasadzie przywileju obowiązuje do dziś i nowa ustawa niewiele w istocie zmieniła. Tyle że przywilej nie jest już nadawany wedle kryterium przynależności partyjnej, ale można go dostąpić nieco bliższymi demokracji kanałami - VIP-owskim i, niestety, korupcyjnym. O istnieniu tego drugiego tylko się mówi, bo ze zrozumiałych względów trudno o dowody.
Wydaje się, że policja ma wiele dobrze przygotowanych i skutecznych argumentów przeciwko traktowaniu dostępu do broni jako obywatelskiego prawa, a nie przywileju, na który trzeba czymś zasłużyć. Należą do nich między innymi straszenie społeczeństwa apokaliptyczną wizją powszechnego posiadania broni przez wszystkich, sugerowanie eskalacji przemocy polegającej na tym, że przestępcy będą się lepiej zbroić niż dotychczas i działać z większą determinacją, przekonywanie, iż normalnym ludziom broń jest zbędna, bo przestępca zawsze będzie szybszy i obywatel albo broń straci, albo nie zdąży jej użyć. Do powyższych argumentów dorzuca się jeszcze twierdzenie o nieuchronnym wzroście statystycznej liczby zabójstw oraz mniej lub bardziej poważnych wypadków z bronią. Na koniec zwykle formułuje się tezę, że poszerzeniem dostępu do broni są zainteresowani przede wszystkim jej producenci i dystrybutorzy, którzy chcą zarobić na ludzkim nieszczęściu.
Zarówno w Polsce, jak i na świecie zwykle było tak, że kręgi lewicowo-postępowe broń chciały wytępić, a konserwatywna prawica była za jej pozostawieniem. Pomieszało się to u nas ostatnio, ale nie warto się tym przejmować. W końcu i tak o wszystkim zadecyduje policja, potrafiąca skutecznie odstraszyć obywateli od bzdurnych i niebezpiecznych pomysłów.
Więcej możesz przeczytać w 15/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.