Chwalę się "państwem bez stosów", Rzecząpospolitą Wielu Narodów. Palca do tych osiągnięć nie przyłożyłem, ani do skoku Małysza, a jednak czuję się dumny. Na tym polega poczucie narodowej tożsamości i więzi. Polak mały - brzmiała odpowiedź w patriotycznym wierszyku, którego uczono mnie w dzieciństwie. Ale kto jest Polakiem? Dziś dziecko słyszy i czyta o różnych narodach. Dowie się na przykład, że Grydzewski, Hemar, Leśmian, Tuwim, Słonimski, Korczak, Szpilman, Polański, Michnik - nie są Polakami.
Bo dla niektórych Polakami mogą być tylko tacy jak Feliks Dzierżyński, Wanda Wasilewska lub członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, którzy pozostali w jej szeregach po czystce w marcu 1968 r.
2 Prof. Władysław Bartoszewski zakończył swoje wystąpienie w Muzeum Holocaustu, mówiąc, że tak jak dyskusje o zbrodniach wojennych w Wietnamie przydają tylko wielkości narodowi amerykańskiemu, tak też ma nadzieję, że mały naród polski wydźwignie się na wielkość moralną, prowadząc szczerą dyskusję o swojej historii. Ta dyskusja musi być emocjonalna, nawet wśród profesorów. Profesorami są Bartoszewski, Gross, Strzembosz, nawet Pastusiak i niżej podpisany, a przecież spieramy się nieustannie. Bardzo mi żal ludzi z Jedwabnego, bo poza winnymi nikt z nich nie jest winien, a jednak czują się wydani na publiczny osąd. Tyle że dopóki chcę być Polakiem, dopóty ja też jestem wydany na publiczny sąd, jak wszyscy Polacy. Niesprawiedliwe to, ale normalne. Żydzi mieli zresztą gorszy sąd, bo pozostawiono im wybór między śmiercią od ognia albo od gazu. Ludzkość w ogóle jest wydana na sąd, choćby własnego sumienia.
3 Obok sporu, czy jest za co przepraszać, trwa spór o to, czy w ogóle przepraszać. Prof. Janusz Tazbir uważa, że przepraszanie do niczego nie prowadzi, a może nawet powodować eskalację napięć. Napięcia już są. Ksiądz prof. Waldemar Chrostowski (w "Życiu") uważa pomysł przeprosin za pozbawiony sensu, ale bliżej nie wyjaśnia dlaczego. Chyba że za wyjaśnienie należy uznać, że "w latach 90. odbyło się kilkanaście mniej lub bardziej widowiskowych przepraszań i niczego one w naszych stosunkach nie zmieniły". To jest tylko pesymistyczna ocena szans dialogu katolicko-żydowskiego w stylu: przepraszamy, a oni nic. Tyle że przeprosiny są należne duchom zmarłych bardziej niż żywym. "Formuła przeprosin zastępuje jedynie refleksję i ani nie poświadcza rozeznania zła wyrządzonego, ani nie jest wyrazem istotnego, autentycznego żalu" - uważa Maciej Rybiński w "Rzeczpospolitej". Racja - jeśli ktoś przeprasza, żeby coś w zamian za to załatwić.
4 Każdy ma tu pewnie jakieś inne odczucie. Rybiński uważa, że przeprosiny są tylko odruchem warunkowym: Niemiec przeprasza Żyda, biały - Murzyna i nic z tego nie wynika. W 1968 r., po tym, gdy Wojsko Polskie wzięło udział w inwazji komunistycznej na pokojową i usiłującą się zdemokratyzować Czechosłowację, przejeżdżałem tamtędy pociągiem do Wiednia i kiedy przedział zaludnił się już Czechami i Słowakami, uznałem za stosowne przeprosić współtowarzyszy podróży za generała Jaruzelskiego i resztę żołnierzy w czapkach z orzełkami. Podróżni spojrzeli na mnie ze zdumieniem i powrócili do swoich szeptów lub milczenia, myśląc pewnie, że mają do czynienia z prowokatorem albo szaleńcem. Mnie jednak było z tym lepiej, bo te orzełki, choćby bez korony, to jednak część mojej tożsamości. - Jaki herb twój? - Orzeł biały. Nie przepraszałbym za Armię Czerwoną, nawet gdyby w niej służyli poborowi z Republiki Nadwiślańskiej. Na tym polegał chwyt z tzw. państwowością socjalistyczną. Zostawiono orzełka, hymn i dzięki temu wiązano ludzi z nowym ustrojem, choć na zdrowy rozum, co mnie mogło łączyć z mówiącymi po polsku politrukami? Tyle że i ci politrucy dzięki tym ozdobnym detalom też starali się być inni i polscy. Jako Polak na swoją skromną miarę musiałem więc przeprosić za to, co "polskie" zrobiło innym złego. Dzisiaj jest państwo polskie, uformowane demokratycznie i mnie reprezentujące. Nie ma więc potrzeby, żebym przepraszał indywidualnie. Oczekuję tego od konstytucyjnego reprezentanta narodu wybranego w powszechnym głosowaniu: prezydenta lub Sejmu - jeżeli są okoliczności wymagające przeprosin. Nie uważam na przykład, że powinno się przeprosić Serbów za symboliczny udział Polski w interwencji NATO, bo była to - może za słaba i zbyt połowiczna - interwencja w obronie praw ludzi wtedy słabszych. Wysadziła ona przecież z siodła faktycznego dyktatora, jakim był - dzięki manipulacji uczuciami narodowymi - Slobodan Milosević, i dzięki temu ulżyła Serbom, którym zresztą głęboko współczuję.
5 Chwalę się - nie jedyny - polskim "państwem bez stosów", który to mit zawdzięczam prof. Tazbirowi. Chwalę się Rzecząpospolitą Wielu Narodów Pawła Jasienicy. Palca do tych osiągnięć nie przyłożyłem, ani do skoku pana Małysza, a jednak czuję się z nich dumny. Na tym polega poczucie narodowej tożsamości i więzi. Zgadzam się więc z prof. Wojciechem Sadurskim, gdy pisze, że śmierć Żydów z rąk polskich "wystarczy, byśmy powinni czuć wstyd za Jedwabne. W przeciwnym razie tracimy prawo do odczuwania dumy za wspaniałe karty naszej historii". Wstyd za rodaków jest równie naturalny jak duma, i nie ma co się tego wstydu wstydzić. Tyle że prezydent i Sejm reprezentują cały naród, wszystkich polskich obywateli - także tych, których zabili polscy sąsiedzi. Przypomina się nam zorganizowaną na rozkaz Niemców żydowską policję, która zaganiała swych rodaków w objęcia śmierci. Skoro podzielono nas na Polaków i Żydów, nie czuję się jako Polak odpowiedzialny za to, co Żydzi zrobili innym Żydom. Jako Polak wstydzę się za tych, którzy mówią o sobie, że są Polakami. Za tamtych wstydzę się po prostu jako człowiek. Okazuje się bowiem, że sprawny Wielki Brat zawsze potrafi ofiary podzielić. Tak udało się zrobić Sowietom i III Rzeszy z Polakami i Żydami. I prawdą jest, że nie ma narodów lepszych i gorszych, każdy ma swoje blaski i mroczne cienie, jak w każdym są ludzie porządni i łajdacy. Historycy, jak spowiednik, wiedzą o tym za dużo. Prof. Tazbir z gorzkim poczuciem humoru sugeruje rozwiązanie ostateczne: "wyrżnąć historyków". Dopóki żyją, trzeba ich jednak wykorzystać. Nie wszystko nam jeszcze powiedzieli. Jak mówi prof. Tazbir, "dopiero teraz wybijamy się na normalność".
2 Prof. Władysław Bartoszewski zakończył swoje wystąpienie w Muzeum Holocaustu, mówiąc, że tak jak dyskusje o zbrodniach wojennych w Wietnamie przydają tylko wielkości narodowi amerykańskiemu, tak też ma nadzieję, że mały naród polski wydźwignie się na wielkość moralną, prowadząc szczerą dyskusję o swojej historii. Ta dyskusja musi być emocjonalna, nawet wśród profesorów. Profesorami są Bartoszewski, Gross, Strzembosz, nawet Pastusiak i niżej podpisany, a przecież spieramy się nieustannie. Bardzo mi żal ludzi z Jedwabnego, bo poza winnymi nikt z nich nie jest winien, a jednak czują się wydani na publiczny osąd. Tyle że dopóki chcę być Polakiem, dopóty ja też jestem wydany na publiczny sąd, jak wszyscy Polacy. Niesprawiedliwe to, ale normalne. Żydzi mieli zresztą gorszy sąd, bo pozostawiono im wybór między śmiercią od ognia albo od gazu. Ludzkość w ogóle jest wydana na sąd, choćby własnego sumienia.
3 Obok sporu, czy jest za co przepraszać, trwa spór o to, czy w ogóle przepraszać. Prof. Janusz Tazbir uważa, że przepraszanie do niczego nie prowadzi, a może nawet powodować eskalację napięć. Napięcia już są. Ksiądz prof. Waldemar Chrostowski (w "Życiu") uważa pomysł przeprosin za pozbawiony sensu, ale bliżej nie wyjaśnia dlaczego. Chyba że za wyjaśnienie należy uznać, że "w latach 90. odbyło się kilkanaście mniej lub bardziej widowiskowych przepraszań i niczego one w naszych stosunkach nie zmieniły". To jest tylko pesymistyczna ocena szans dialogu katolicko-żydowskiego w stylu: przepraszamy, a oni nic. Tyle że przeprosiny są należne duchom zmarłych bardziej niż żywym. "Formuła przeprosin zastępuje jedynie refleksję i ani nie poświadcza rozeznania zła wyrządzonego, ani nie jest wyrazem istotnego, autentycznego żalu" - uważa Maciej Rybiński w "Rzeczpospolitej". Racja - jeśli ktoś przeprasza, żeby coś w zamian za to załatwić.
4 Każdy ma tu pewnie jakieś inne odczucie. Rybiński uważa, że przeprosiny są tylko odruchem warunkowym: Niemiec przeprasza Żyda, biały - Murzyna i nic z tego nie wynika. W 1968 r., po tym, gdy Wojsko Polskie wzięło udział w inwazji komunistycznej na pokojową i usiłującą się zdemokratyzować Czechosłowację, przejeżdżałem tamtędy pociągiem do Wiednia i kiedy przedział zaludnił się już Czechami i Słowakami, uznałem za stosowne przeprosić współtowarzyszy podróży za generała Jaruzelskiego i resztę żołnierzy w czapkach z orzełkami. Podróżni spojrzeli na mnie ze zdumieniem i powrócili do swoich szeptów lub milczenia, myśląc pewnie, że mają do czynienia z prowokatorem albo szaleńcem. Mnie jednak było z tym lepiej, bo te orzełki, choćby bez korony, to jednak część mojej tożsamości. - Jaki herb twój? - Orzeł biały. Nie przepraszałbym za Armię Czerwoną, nawet gdyby w niej służyli poborowi z Republiki Nadwiślańskiej. Na tym polegał chwyt z tzw. państwowością socjalistyczną. Zostawiono orzełka, hymn i dzięki temu wiązano ludzi z nowym ustrojem, choć na zdrowy rozum, co mnie mogło łączyć z mówiącymi po polsku politrukami? Tyle że i ci politrucy dzięki tym ozdobnym detalom też starali się być inni i polscy. Jako Polak na swoją skromną miarę musiałem więc przeprosić za to, co "polskie" zrobiło innym złego. Dzisiaj jest państwo polskie, uformowane demokratycznie i mnie reprezentujące. Nie ma więc potrzeby, żebym przepraszał indywidualnie. Oczekuję tego od konstytucyjnego reprezentanta narodu wybranego w powszechnym głosowaniu: prezydenta lub Sejmu - jeżeli są okoliczności wymagające przeprosin. Nie uważam na przykład, że powinno się przeprosić Serbów za symboliczny udział Polski w interwencji NATO, bo była to - może za słaba i zbyt połowiczna - interwencja w obronie praw ludzi wtedy słabszych. Wysadziła ona przecież z siodła faktycznego dyktatora, jakim był - dzięki manipulacji uczuciami narodowymi - Slobodan Milosević, i dzięki temu ulżyła Serbom, którym zresztą głęboko współczuję.
5 Chwalę się - nie jedyny - polskim "państwem bez stosów", który to mit zawdzięczam prof. Tazbirowi. Chwalę się Rzecząpospolitą Wielu Narodów Pawła Jasienicy. Palca do tych osiągnięć nie przyłożyłem, ani do skoku pana Małysza, a jednak czuję się z nich dumny. Na tym polega poczucie narodowej tożsamości i więzi. Zgadzam się więc z prof. Wojciechem Sadurskim, gdy pisze, że śmierć Żydów z rąk polskich "wystarczy, byśmy powinni czuć wstyd za Jedwabne. W przeciwnym razie tracimy prawo do odczuwania dumy za wspaniałe karty naszej historii". Wstyd za rodaków jest równie naturalny jak duma, i nie ma co się tego wstydu wstydzić. Tyle że prezydent i Sejm reprezentują cały naród, wszystkich polskich obywateli - także tych, których zabili polscy sąsiedzi. Przypomina się nam zorganizowaną na rozkaz Niemców żydowską policję, która zaganiała swych rodaków w objęcia śmierci. Skoro podzielono nas na Polaków i Żydów, nie czuję się jako Polak odpowiedzialny za to, co Żydzi zrobili innym Żydom. Jako Polak wstydzę się za tych, którzy mówią o sobie, że są Polakami. Za tamtych wstydzę się po prostu jako człowiek. Okazuje się bowiem, że sprawny Wielki Brat zawsze potrafi ofiary podzielić. Tak udało się zrobić Sowietom i III Rzeszy z Polakami i Żydami. I prawdą jest, że nie ma narodów lepszych i gorszych, każdy ma swoje blaski i mroczne cienie, jak w każdym są ludzie porządni i łajdacy. Historycy, jak spowiednik, wiedzą o tym za dużo. Prof. Tazbir z gorzkim poczuciem humoru sugeruje rozwiązanie ostateczne: "wyrżnąć historyków". Dopóki żyją, trzeba ich jednak wykorzystać. Nie wszystko nam jeszcze powiedzieli. Jak mówi prof. Tazbir, "dopiero teraz wybijamy się na normalność".
Więcej możesz przeczytać w 16/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.