Wtykam 71 światełek w ciasto i zdmuchuję płomyki swego istnienia... Kończę 71 lat. Im dłużej człowiek żyje, tym świat staje się ciekawszy. Z tego powodu postanowiłem omijać w podróżach zagranicznych Holandię, gdzie zalegalizowano eutanazję. Jeszcze mnie tam dopadnie jakiś lekarz ostatniego kontaktu i swej ciekawości świata dłużej nie będę mógł zaspokajać.
Jak mi ojciec Musiał mówił, wielu starych Holendrów ze strachu przed nową ustawą ucieka do Niemiec. Koszta utrzymywania starych, schorowanych ludzi są tak wielkie dla towarzystw ubezpieczeniowych, że kto wie, czy te ostatnie nie przepłaciły ustawodawców. Straszne to, ale możliwe. W Polsce organizuje się hospicja dla nieuleczalnie chorych i samotnych. Na szczęście jest człowiek podleczalnie chory i niesamotny. Gdy mogę jeszcze pisać felietony dla miłych Czytelników "Wprost", to przecież samotność mi nie grozi.
Polska jest krajem pasjonujących przemian i wydarzeń, którym nie ma końca. To, że się te przemiany nadal nie kończą, bywa męczące, ale taki już jest los człowieka, że z płaczem się rodzi i z czkawką idzie w zaświaty. Tę egzystencjalistyczną wizję człowieczego losu starają się dziś zamazać wszechobecne reklamy i telewizyjne filmy produkowane w Hollywood. Jest ich takie zatrzęsienie w Polsce, że gdy leci się do USA, nie doświadcza się wielkiej zmiany, i odwrotnie: powracając, witamy się ze znajomymi wielbicielami McDonalda i Kaczora Donalda, Kodaka i Kodżaka, z uśmiechniętymi twarzami chłoptasiów i panienek na billboardach. Ta amerykańsko-atlantycka inwazja młodości przypomina mi pieśń moich licealnych, już PRL-owskich lat w Szczecinie. Śpiewaliśmy tam: "Już się pieśń na ustach rwie, SP, hej SP, nierozłączne siostry dwie, młodzież i SP...". Służba
Polsce to była paramilitarna organizacja obowiązująca wszystkich licealistów. Młodzież była górą, a reakcyjni staruszkowie na dole. Jak się dziś patrzy na cudowne dyskoteki, zazdrość człowieka nieco bierze.
Jednak traktowanie inwazji cywilizacji amerykańskiej na Polskę jako moralnej katastrofy jest nieuzasadnione. Ja w każdym razie kocham Amerykę za wiele wartości, których wymienianie przekracza rozmiary mojej tratwy. Ameryka to nie tylko kicze dla pospólstwa (kultura iście ludowa), lecz przede wszystkim pracowity i inteligentny naród, ląd wielu stref czasowych i klimatycznych, dwa oceany, olbrzymie rzeki, pustynie i łańcuchy gór, prerie i wielkomiejskie brewerie... Cóż za zagadkowy lud, wciąż odnawiający się poprzez kolejne fale imigrantów z wszystkich kontynentów! A jacy tam wspaniali zdarzają się dziwacy, mędrcy pustyni, jaka piękna młodzież, ileż tam zwierzątek żyje wszędzie, łącznie z miastami, i doświadcza dzikiej swobody (miliony wiewiórek!). Byłem w USA wiele razy i mam tam rodzinę. Nie dam się więc nabrać na powierzchowne sądy o Ameryce Wielkiej Wszetecznicy.
Tort ze świeczkami to też zwyczaj importowany, podobnie jak obchodzenie urodzin. Wtykam więc 71 światełek w ciasto i z pomocą licznych wnuków zdmuchuję płomyki swego istnienia... Poza jednym, ten ostatni niech się jeszcze pali.
Więcej możesz przeczytać w 17/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.