Polskie wychodźstwo nie jest skazane na organizacje Moskala i Kobylańskiego. Widmo krążyło nad II Zjazdem Polonii i Polaków z Zagranicy - widmo Moskala (Edwarda, prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej). Zjazd Polonii zdaje się potwierdzać przypuszczenia, że to drugie walne spotkanie Polaków spoza kraju (pierwsze odbyło się w 1990 r. w Rzymie) zamiast przysposobić ruch polonijny do wejścia w XXI wiek, okazało się początkiem jego agonii.
I nie ma czego opłakiwać. Być może tylko w ten sposób w miejsce gett i skansenów powstanie nowa, światła Polonia, która stanie się nowoczesnym propolskim lobby. A do tego niepotrzebne są zmurszałe kamaryle Edwarda Moskala i Jana Kobylańskiego (lidera Polonii w Ameryce Łacińskiej) na uchodźstwie oraz prof. Andrzeja Stelmachowskiego, prezesa stowarzyszenia Wspólnota Polska, w kraju.
Preludium zjazdu, czyli cios poniżej pasa
Niespełna tydzień przed rozpoczęciem zjazdu Edward Moskal oświadczył, że Jan Nowak-Jeziorański chce, by Polacy przeprosili Żydów za Jedwabne, bo sam ma na sumieniu współpracę z hitlerowcami. Przywołał ubecką fałszywkę, wysmażoną przez peerelowskie specsłużby na początku lat 70., gdy Nowak-Jeziorański, wówczas szef rozgłośni polskiej Radia Wolna Europa, był obiektem zaciekłych ataków komunistycznej propagandy.
Co zasmucające, znalazły się w Polsce osoby, które nie tylko nie potępiły Moskala, ale nawet próbowały usprawiedliwiać. Andrzej Stelmachowski, prezes stowarzyszenia Wspólnota Polska, który wraz z ks. Henrykiem Jankowskim witał go na lotnisku, skrytykował nie prezesa KPA, lecz "wywlekanie" jego wypowiedzi i "uruchamianie" przeciw niemu "przedstawicieli najwyższych władz". "Wszystko trzeba widzieć w odpowiednich proporcjach. Mamy tu do czynienia z manipulacją. Podaje się tylko fragmenty tekstu Moskala, a jeśli przeczyta się całość, wszystko wygląda trochę inaczej" - wywodził Stelmachowski na łamach "Życia". Również marszałek Senatu Alicja Grześkowiak i prezydent Krakowa Andrzej Gołaś próbowali w Polskim Radiu relatywizować wypowiedź prezesa KPA.
Ku-Klux-Klan Kongres
Od przeszło pięciu lat - od przeprosin Dariusza Rosatiego, ówczesnego szefa MSZ, za pogrom kielecki - Edward Moskal atakuje polski Sejm, rząd, urząd prezydencki i poszczególnych polityków za "sprzyjanie żydowskim interesom", a wszystkie jego publiczne wypowiedzi przepojone są obsesyjnym antysemityzmem. Z tego powodu prezes KPA nie ma wstępu na amerykańskie salony polityczne, zaś kierowany przezeń kongres postrzegany jest jako największa organizacja rasistowska w Stanach Zjednoczonych. KPA zyskał nawet przydomek "Ku-Klux-Klan Kongres". Początkowo Jan Nowak-Jeziorański próbował Moskala tłumaczyć, sugerując, że ma on złego ducha w osobie Wojciecha Wierzewskiego, marcowego harcownika z Uniwersytetu Warszawskiego, który "nawrócił" go na antysemityzm. Sam Moskal rozwiał jednak te złudzenia kolejnymi wystąpieniami i listami.
Prof. Andrzej Stelmachowski nigdy nie zdobył się na słowo przygany ani w stosunku do Edwarda Moskala, ani wobec Jana Kobylańskiego, który za antysemickie wypowiedzi został odwołany z funkcji konsula honorowego w Urugwaju.
Wspólnota interesów
Usprawiedliwiając wynurzenia Moskala, który kompromituje nie tylko reprezentowaną przez siebie cześć Polonii amerykańskiej, ale i Polskę, oraz honorując go jako człowieka nr 1 polskiego wychodźstwa, prof. Stelmachowski szkodzi również organizacji, którą kieruje od przeszło dziesięciu lat. Wspólnota Polska ma faktyczny monopol na kontakty z organizacjami polonijnymi. Stowarzyszenie otrzymuje ogromne środki z budżetu, w które wgląd ma jedynie prezydium Senatu. Aż 30 proc. wydatków wspólnoty pochłaniają koszty administracyjne, przede wszystkim bizantyńskie podróże do odległych skupisk polonijnych. Osobnymi pieniędzmi "na Polonię" dysponuje marszałek Senatu, równie rozmiłowana w dalekich wojażach na koszt podatnika. Reszta trafia - według uznania - do powolnych wspólnocie organizacji polonijnych, nawet jeśli nie reprezentują one nikogo poza garstką działaczy pokroju Moskala i Kobylańskiego, kultywujących cepeliowski pseudopatriotyzm w organizacjach wzorowanych na KPA.
Polonia restituta?
Sytuacja w ruchu polonijnym oraz we Wspólnocie Polskiej od lat przysparza strapień Ministerstwu Spraw Zagranicznych, które nie dostaje informacji, na co idą pieniądze podatników przeznaczone na Polonię. Niepokoi też "polityka polonijna" Senatu i Wspólnoty Polskiej, zwłaszcza wobec Polaków na Wschodzie. Ponieważ popierają one sprzeczne z polską racją stanu idee i środowiska, koordynująca rola MSZ staje się fikcją, a wszelkie próby odnowy ruchu polonijnego nie mają szans.
Jest jednak wyjście z tej patowej sytuacji - istnieją organizacje polonijne, które w niczym nie przypominają kongresu Moskala. W USA grupują one głównie przedstawicieli wolnych zawodów - to Polish-American Leadership Initiative z Chicago i nowojorski Polish-American Leadership Council. Powstają także prężne stowarzyszenia o charakterze profesjonalnym, na przykład Związek Polskich Lekarzy w Niemczech, stanowiący silne lobby zawodowe. Polacy, którzy zrobili karierę w USA, masowo opuszczają tradycyjne polskie dzielnice - tak stało się m.in. w Buffalo i Detroit, tak dzieje się w Chicago. Nowi Polacy zaczynają działać podobnie jak Włosi, Irlandczycy czy Niemcy - nie tworzą skansenu, lecz działają w konkretnych sprawach. To oni budują prestiż Polski i Polaków za granicą. Teraz chodzi o to, żeby nowe organizacje i inicjatywy polonijne zostały uznane przez polskie instytucje odpowiedzialne za kontakty z wychodźstwem. To jedyny sposób na opuszczenie ksenofobicznego skansenu.
Więcej możesz przeczytać w 18/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.