Reformy systemu ochrony zdrowia oraz administracji publicznej wprowadzone w Polsce 1 stycznia 1999 r. rozdzieliły funkcje usługodawcy, płatnika i organizatora oraz doprowadziły do pojawienia się trzech powiązanych podmiotów: płatnika (kasy chorych), świadczeniobiorcy (publicznego bądź niepublicznego) i samorządu terytorialnego (gminnego, powiatowego lub wojewódzkiego).
zPodmioty publiczne i niepubliczne zrównano w prawach do korzystania ze środków państwowych, choć przy dofinansowaniu przez samorządy nadal są preferowane samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej (nieodpłatne wyposażenie w majątek trwały i nieruchomości oraz częściowe pokrycie kosztów inwestycji i zakupów wysokospecjalistycznej aparatury). Pomimo tej dysproporcji, ośrodki niepubliczne coraz skuteczniej konkurują ze SPZOZ w pozyskiwaniu pacjentów, a co za tym idzie - pieniędzy z kas chorych. Funkcjonowanie SPZOZ utrudniają między innymi przerosty zatrudnienia, brak profesjonalnej kadry menedżerskiej, niespójność celów pracodawcy i pracobiorcy, zakłócenia komunikacji wewnętrznej oraz brak niekonwencjonalnych sposobów szukania oszczędności czy pozyskiwania pieniędzy. Ponadto podporządkowanie ZOZ samorządowi terytorialnemu powoduje niebezpieczne uzależnienie sektora ochrony zdrowia od decyzji politycznych.
Okazja czy problem?
Trudna sytuacja publicznych zakładów opieki zdrowotnej może być jednak szansą na poprawę struktury organizacyjnej. W teorii zarządzania okazję definiuje się jako sytuację, która stwarza instytucji możliwość przekroczenia przyjętych celów, natomiast problem - jako sytuację utrudniającą ich osiągnięcie. Jak widać, ich rozróżnienie może być trudne, a dostrzeżenie w problemie okazji ma wyjątkowe znaczenie. Dla przyszłości ochrony zdrowia w Polsce kłopoty finansowe jednostek publicznych są niewątpliwie szansą. Mogą skłonić do poszukiwania rozwiązań między innymi poprzez prywatyzację, ale również nowoczesne formy zarządzania. Wydaje się zatem, że reforma, po której oczekiwano ostatecznych rozstrzygnięć, jest jedynie wezwaniem do bitwy właściwej - o rynek usług.
Przygotowanie do bitwy właściwej
Ponieważ brakuje spójnych przepisów dotyczących komercjalizacji lub prywatyzacji służby zdrowia, większość działań ma charakter intuicyjny i nowatorski. Opierają się one na interpretacji dość ułomnego aktu prawnego, jakim jest ustawa o zakładach opieki zdrowotnej z 1990 r. Ułomnego nie tylko dlatego, że nie przewiduje czytelnego i prostego procesu prywatyzacji czy komercjalizacji ZOZ, lecz również dlatego, że liczne zapisy pozostawia nie zdefiniowane. Niewątpliwą jednak zaletą tych uregulowań jest to, że zezwalają na wiele interpretacji, które stają się podstawą licznych programów prywatyzacji wprowadzanych w całym kraju, od Chorzowa po Zieloną Górę i Poznań, a będących rzeczywistą reformą służby zdrowia. Wydaje się, że właściwa batalia dopiero przed nami. Z powodu braku płynności finansowej bankrutować będą kolejno zespoły otwartego i zamkniętego lecznictwa. Bo choć ogólnie wiadomo, że w takich miastach, jak Poznań czy Warszawa, jest za dużo szpitali, to żaden organ założycielski nie dopuszczał nawet myśli o likwidacji własnej jednostki. Jeszcze jakiś czas podreperowywanie budżetu dzięki martwym duszom i redukcjom kadr będzie się udawało. Jeszcze jakiś czas będzie można odwlekać podjęcie najważniejszych decyzji i dofinansowywać kulejące jednostki z budżetu gmin oraz powiatów. Ale na dłuższą metę brak koncepcji rozwoju zakładu i unikanie ryzyka poważnych zmian doprowadzić może jedynie do katastrofy. Dlatego patrząc dziś na rozwój rynku usług medycznych, można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że to krajobraz przed bitwą, która z pewnością już niedługo się rozegra.
Jak to wygląda w Poznaniu?
W Poznaniu w odpowiedzi na wyraźne zapotrzebowanie społeczne (ponad 600 wniosków) na przełomie maja i czerwca 1999 r. przygotowano program prywatyzacji pracowniczej. Zakładał wyraźne preferencje w zakresie korzystania z majątku miejskiego dla osób chcących nieodpłatnie świadczyć usługi medyczne w ramach kontraktów z kasą chorych. Proces ten dotyczył ponad 3,5 tys. pracowników i ok. 60 przychodni. Poza całkowitą prywatyzacją otwartego lecznictwa doprowadził również do powstania jednego niepublicznego szpitala. W wyniku uchwał rady miasta przekształcono trzy miejskie ZOZ (ich działalność ograniczono do lecznictwa zamkniętego), a w wypadku dwóch podjęto decyzje o likwidacji.
Od 1 stycznia 2000 r. w Poznaniu nie ma już więc miejskich publicznych placówek lecznictwa otwartego. Odbyło się to bez zaburzeń w dostępie do świadczeń zdrowotnych. Wprowadzenie konkurencji i mechanizmów rynkowych oraz bardziej gospodarnego i efektywnego zarządzania majątkiem ma spowodować poprawę jakości i dostępności usług, na czym zyskają pacjenci. Dlatego na podstawie naszych doświadczeń można stwierdzić, że choć prywatyzacja budzi niepokoje i rodzi wiele problemów, wydaje się interesującą propozycją dla rozwoju usług medycznych w przyszłości.
Okazja czy problem?
Trudna sytuacja publicznych zakładów opieki zdrowotnej może być jednak szansą na poprawę struktury organizacyjnej. W teorii zarządzania okazję definiuje się jako sytuację, która stwarza instytucji możliwość przekroczenia przyjętych celów, natomiast problem - jako sytuację utrudniającą ich osiągnięcie. Jak widać, ich rozróżnienie może być trudne, a dostrzeżenie w problemie okazji ma wyjątkowe znaczenie. Dla przyszłości ochrony zdrowia w Polsce kłopoty finansowe jednostek publicznych są niewątpliwie szansą. Mogą skłonić do poszukiwania rozwiązań między innymi poprzez prywatyzację, ale również nowoczesne formy zarządzania. Wydaje się zatem, że reforma, po której oczekiwano ostatecznych rozstrzygnięć, jest jedynie wezwaniem do bitwy właściwej - o rynek usług.
Przygotowanie do bitwy właściwej
Ponieważ brakuje spójnych przepisów dotyczących komercjalizacji lub prywatyzacji służby zdrowia, większość działań ma charakter intuicyjny i nowatorski. Opierają się one na interpretacji dość ułomnego aktu prawnego, jakim jest ustawa o zakładach opieki zdrowotnej z 1990 r. Ułomnego nie tylko dlatego, że nie przewiduje czytelnego i prostego procesu prywatyzacji czy komercjalizacji ZOZ, lecz również dlatego, że liczne zapisy pozostawia nie zdefiniowane. Niewątpliwą jednak zaletą tych uregulowań jest to, że zezwalają na wiele interpretacji, które stają się podstawą licznych programów prywatyzacji wprowadzanych w całym kraju, od Chorzowa po Zieloną Górę i Poznań, a będących rzeczywistą reformą służby zdrowia. Wydaje się, że właściwa batalia dopiero przed nami. Z powodu braku płynności finansowej bankrutować będą kolejno zespoły otwartego i zamkniętego lecznictwa. Bo choć ogólnie wiadomo, że w takich miastach, jak Poznań czy Warszawa, jest za dużo szpitali, to żaden organ założycielski nie dopuszczał nawet myśli o likwidacji własnej jednostki. Jeszcze jakiś czas podreperowywanie budżetu dzięki martwym duszom i redukcjom kadr będzie się udawało. Jeszcze jakiś czas będzie można odwlekać podjęcie najważniejszych decyzji i dofinansowywać kulejące jednostki z budżetu gmin oraz powiatów. Ale na dłuższą metę brak koncepcji rozwoju zakładu i unikanie ryzyka poważnych zmian doprowadzić może jedynie do katastrofy. Dlatego patrząc dziś na rozwój rynku usług medycznych, można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że to krajobraz przed bitwą, która z pewnością już niedługo się rozegra.
Jak to wygląda w Poznaniu?
W Poznaniu w odpowiedzi na wyraźne zapotrzebowanie społeczne (ponad 600 wniosków) na przełomie maja i czerwca 1999 r. przygotowano program prywatyzacji pracowniczej. Zakładał wyraźne preferencje w zakresie korzystania z majątku miejskiego dla osób chcących nieodpłatnie świadczyć usługi medyczne w ramach kontraktów z kasą chorych. Proces ten dotyczył ponad 3,5 tys. pracowników i ok. 60 przychodni. Poza całkowitą prywatyzacją otwartego lecznictwa doprowadził również do powstania jednego niepublicznego szpitala. W wyniku uchwał rady miasta przekształcono trzy miejskie ZOZ (ich działalność ograniczono do lecznictwa zamkniętego), a w wypadku dwóch podjęto decyzje o likwidacji.
Od 1 stycznia 2000 r. w Poznaniu nie ma już więc miejskich publicznych placówek lecznictwa otwartego. Odbyło się to bez zaburzeń w dostępie do świadczeń zdrowotnych. Wprowadzenie konkurencji i mechanizmów rynkowych oraz bardziej gospodarnego i efektywnego zarządzania majątkiem ma spowodować poprawę jakości i dostępności usług, na czym zyskają pacjenci. Dlatego na podstawie naszych doświadczeń można stwierdzić, że choć prywatyzacja budzi niepokoje i rodzi wiele problemów, wydaje się interesującą propozycją dla rozwoju usług medycznych w przyszłości.
Więcej możesz przeczytać w 12/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.