Komu na Ukrainie zagraża Wiktor Juszczenko. Jeszcze nigdy w najnowszej historii Ukrainy jej los nie zależał tak bardzo od rządu, a zwłaszcza jednej osoby - premiera. W ubiegłym tygodniu Rada Najwyższa przytłaczającą liczbą głosów odwołała gabinet Juszczenki. Wiadomo już, w którą stronę kraj podąży - czy raczej będzie dryfować.
Kto za wszelką cenę chciał zapobiec realizacji programu Juszczenki "Reformy dla dobrobytu"? Oponenci premiera są doskonale znani - to tak zwany alians komunooligarchiczny. Połowę podpisów pod wnioskiem o odwołanie premiera złożyli komunistyczni deputowani, drugą połowę - posłowie partii, które niby opowiadają się za wolnym rynkiem, ale kierowane są przez oligarchów. To przede wszystkim deputowani Zjednoczonej Socjaldemokracji, której przewodzi tandem Wiktor Medwedczuk (wiceprzewodniczący Rady Najwyższej, milioner) oraz Grigorij Surkis (również milioner, właściciel m.in. drużyny piłkarskiej Dynamo Kijów). Nieprzychylna proreformatorskiemu premierowi była też Pracująca Ukraina, której formalnym liderem jest Sergij Tygypko, jeden z kandydatów na stanowisko premiera, a nieformalnym kolejny oligarcha, Wiktor Pinczuk (biznesmen związany z córką prezydenta). Myląca jest także nazwa Sojuszu Demokratycznego - w rzeczywistości jest to ugrupowanie oligarchów, stworzone i kierowane przez Ołeksandra Wołkowa (milionera z przeszłością kryminalną, niegdyś doradcę prezydenta Kuczmy).
Dwa najcięższe "grzechy" rządu Juszczenki popełnione wobec oligarchów to: próba uporządkowania tych sektorów gospodarki, w których prowadzili oni największe interesy, oraz mianowanie wicepremierem do spraw energetyki Julii Tymoszenko, która bardzo okroiła ich dochody ze sprzedaży rosyjskiego gazu i próbowała unieważnić przetargi na niektóre obwodowe zakłady energetyczne. Oligarchowie zaatakowali Juszczenkę i spróbują teraz obsadzić swoimi ludźmi najważniejsze stanowiska w rządzie. Chcą w ten sposób odrobić straty spowodowane przez program "Reformy dla dobrobytu".
Kierują się nie tylko zamiarem zrekompensowania sobie krzywd z okresu działalności rządu Juszczenki oraz chęcią zemsty. Ważniejsze jest dla nich zbicie kapitału politycznego i ekonomicznego. Ukraina rozpoczyna najważniejszy etap prywatyzacji - sprzedaż dochodowych przedsiębiorstw strategicznych: hut, zakładów związanych z produkcją oraz dystrybucją energii elektrycznej, ropy naftowej, gazu i koksu. W przyszłości może dojść do sprzedaży ziemi. Ten, kto jest dziś u władzy, będzie mógł to wszystko wykupić półdarmo, a potem sprzedać zagranicznym inwestorom za ogromne pieniądze.
Premiera Juszczenkę często nazywano ostatnim ukraińskim prozachodnim politykiem. Moskiewskie media przezywają go złośliwie "amerykańskim projektem". Wszyscy oligarchowie zaś zbili fortuny dzięki interesom z Rosjanami. Część z nich jest jedynie przedstawicielami rosyjskich firm. Dlatego prozachodnia orientacja Juszczenki była dla nich nie tylko niekorzystna, ale wręcz niebezpieczna. Wiosną przyszłego roku mają się odbyć wybory do parlamentu. Zdyskredytowane partie oligarchów oraz ich przywódcy mają znikome szanse na zwycięstwo. Chyba że znajdą dojścia do tak zwanego resortu administracyjnego, do którego dostęp zapewnia rząd. Podporządkowanie sobie rządu to pierwszy etap walki o przejęcie władzy.
Zwycięstwo w batalii może zapewnić finansowo-politycznym klanom nie tylko sukcesy gospodarcze, ale też wygraną w przyszłych wyborach prezydenckich, co oznaczałoby przejęcie całej władzy. Ostatnia kadencja prezydenta Kuczmy kończy się za dwa i pół roku, lecz zaginięcie Georgija Gongadzego oraz skandal z taśmami zmieniły układ sił na scenie politycznej. Powstała silna opozycja, mocniej atakująca prezydenta i jego otoczenie (głośniej krytykuje go także Zachód). Pod jej presją Kuczma zdymisjonował szefa służb bezpieczeństwa i ministra spraw wewnętrznych. Posiadane przez nich kompromitujące materiały osłabiały wpływy oligarchów. Teraz równowaga została naruszona - oligarchowie stali się mocniejsi, a prezydent słabszy. Niewykluczone, że w takiej sytuacji rozpisane zostaną przedterminowe wybory prezydenckie. Korzystając ze słabości zarówno opozycji, jak i Kuczmy, oligarchowie spieszą się, by przejąć władzę.
Płonna okazała się nadzieja, że Kuczma spróbuje ratować Juszczenkę oraz jego program reform. Jest tajemnicą poliszynela, że prezydent nie darzył sympatią premiera i tolerował go jedynie ze względu na Zachód. Juszczenko to dobry fachowiec i polityk o nieposzlakowanej opinii, tymczasem Kuczma to "radziecki dyrektor", oskarżany w dodatku o niejedno przestępstwo. Rankingi wskazują na trzykrotnie większą popularność Juszczenki - byłego premiera lubi niekomunistyczny elektorat oraz chwali Zachód. Lider z taką charyzmą i poparciem zagranicy potrafiłby zjednoczyć siły przeciwne komunistom oraz oligarchom i poprowadzić je do zwycięstwa w wyborach parlamentarnych. Ale to obecnie mała pociecha.
Więcej możesz przeczytać w 18/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.