Środkowoeuropejczycy uciekają od fatum Mitteleuropy
Byt określa świadomość, a geopolityka wpływa na kulturę. Zwłaszcza w państwach położonych między Rosją a Niemcami. Tutejsi twórcy zawsze mieli skłonność do przemawiania w imieniu swoich narodów. Wiadomo zaś, że przyjemniej jest występować w roli adwokata nie jednej, lecz kilkunastu nacji. Mit Europy Środkowej kiedyś pomagał przetrwać ciężkie czasy. Hołubili go emigranci i antykomunistyczni dysydenci. Na chwilę zanikł po 1989 r., ale teraz triumfalnie powraca, co widać najlepiej na księgarskich półkach. W sobotę we Wrocławiu odbyła się premierowa gala wręczenia Angelusa - Literackiej Nagrody Europy Środkowej.
Toast za Franciszka Józefa
Serbski pisarz Danilo Kis stwierdził u progu lat 90., że Europa Środkowa przypomina smoka z Alca z "Wyspy pingwinów" Anatola France'a, o którym wszyscy mówili, iż go widzieli, lecz nikt nie potrafił go opisać. I rzeczywiście, w zwierciadle literatury Europa Środkowa jawi się jako miejsce co najmniej dziwne. Jej krajobraz to pomieszanie industrialnych molochów i pustkowi, na których wilki wyją do księżyca. Typowy mieszkaniec marzy o mercedesie, a w szafie trzyma portret Lenina. Andrzej Stasiuk wziął do ręki cyrkiel, mapę i zawyrokował, że Europa Środkowa obejmuje okrąg o promieniu około 300 km, którego środek stanowi miejsce jego zamieszkania. W kółku Stasiuka mieści się część Białorusi i Ukrainy, Rumunia, Węgry, Słowacja, skrawek Czech i jedna trzecia Polski.
Trudniej wyznaczyć jedność regionu w sferze historycznej. Komunizm jest tylko ogniwem w łańcuchu doświadczeń tej części Europy. Przeszłość austro-węgierska, opiewana przez Stanisława Vincenza czy Juliana Stryjkowskiego, jest bez znaczenia dla Łotysza, Wielkopolanina czy Bułgara. Stasiuk może - jak to opisał w "Jadąc do Babadag" - pić zdrowie Franciszka Józefa z leciwym Węgrem, ale już z mieszkańcem Wilna - nie. Polsko-ukraińskich jatek nie przekują w harmonijną sąsiedzką wspólnotę ani malownicze opisy uganiania się po stepach na karych rumakach, którymi od XIX wieku raczy nas literatura, ani serdeczna przyjaźń Stasiuka i Andruchowycza.
Można jednak, wzorem romantyków, sięgnąć do sfery ducha i wydobyć stamtąd argumenty wyższego rzędu. Przykład dał Milan Kundera, ogłaszając w słynnym eseju "Zachód porwany" z 1984 r., że "Europa Środkowa nie jest państwem, lecz kulturą, losem".
Przeszłość nie umiera nigdy
Czeski pisarz żałuje dzisiaj, że coś takiego napisał, ale pałeczkę przejęli już młodsi. Jurij Andruchowycz w książce "Ostatnie terytorium" zgłasza potrzebę "geograficznej fatamorgany (...) modnej jeszcze wczoraj, a dziś już prawie wyrzyganej na intelektualnych przyjęciach" - Europy Środkowej, którą nazywa dzieckiem Milana Kundery, Czesława Miłosza i Györgyego Konrada. Pod tym wyznaniem mogliby się też podpisać Stasiuk, Dubravka Ugresić, Drago Jancar, Danilo Kis i legion innych modnych dziś literatów.
Mit w swej pierwotnej postaci był wymierzony w dominację Związku Radzieckiego i beznadziejnie uwikłany w historię. Przeszłość, o której nie sposób zapomnieć, która boli i dlatego powraca jak refren, gdy tylko mówimy coś o sobie, to jego pierwszy składnik. Środkowoeuropejczyk siedzi w swej historii (historii klęsk, rzecz jasna) po uszy, nie zważa na ahistoryzm Zachodu. W Europie Środkowej przeszłość nie umiera nigdy.
Drugim elementem mitu jest nostalgiczne wspomnienie wielonarodowych hybryd - Rzeczypospolitej szlacheckiej i monarchii Habsburgów. To nic, że w obu państwach do zgody i tolerancji było daleko. Mit musi być piękny, by uwodzić wyobraźnię.
Jeśli do tych dwóch elementów dodamy tezę Miłosza z "Rodzinnej Europy" o fenomenalnej zdolności tutejszej kultury do przyswajania obcych pierwiastków, dzięki czemu Środkowoeuropejczyk "gdziekolwiek jest, jest u siebie", podstawę mitu mamy gotową. Na niej jak grzyby po deszczu wyrastały różne historiozofie. Miłosz twierdził, że Środkowoeuropejczycy posiadają szczególną "mądrość dziejową", którą nabyli, żyjąc w komunistycznym kraju. Węgierski noblista Imre Kertész sugerował, że cechuje nas większa uczuciowość niż przedstawicieli Zachodu. Rumuński prozaik Norman Manea dowodził, że łączą nas intensywniejsze związki międzyludzkie, które nawet w przestrzeni publicznej ocierają się o namiętność.
Powrót do kurnika
Mit Europy Środkowej był lekiem na kompleks peryferii, zapóźnienie cywilizacyjne, wtórność w stosunku do Zachodu i nieudaną historię. Podkreślał naszą kulturową i polityczną podmiotowość oraz przeciwstawiał się rozpowszechnionemu w "wolnym świecie" przekonaniu, że w krajach bloku wschodniego po ulicach chadzają białe niedźwiedzie.
Po odzyskaniu niezależności politycznej każdy kraj Europy Środkowej zajął się realizowanym we własnym zakresie pochodem na Zachód i podkreślaniem, że stanowi jego integralną część, nie zaś fragment politycznej szarej strefy, czy - nie daj Boże - Rosji. Mit odrodził się na fali zainteresowania lokalnością oraz dzięki twórcom, którzy dostrzegli jego rynkowy potencjał. Najpierw wydawnictwo Pogranicze, a potem Czarne zaczęły publikować serie książek pisarzy środkowoeuropejskich. Stasiuk - największa gwiazda tej drugiej oficyny - dostał w zeszłym roku Nagrodę Literacką Nike. Odrodzony mit nie wszystkich jednak podnieca. Fascynuje Stasiuka, tak że wprost oczu oderwać nie może od "kurników, komórek na węgiel" i całej tej "środkowoeuropejskiej rozpierduchy". Fascynuje kilkudziesięciu innych pisarzy, ale już znacznie mniej obywateli, na których podwórkach kurniki owe stoją. Po opublikowaniu w prasie fragmentu "Jadąc do Babadag" o "rozdupczonym" rumuńskim industrialu z ambasady rumuńskiej napłynęły protesty. "Jak tak można?! - pytano - to nie jest prawdziwy obraz naszego kraju!". Zapewne prawdziwszy, a przynajmniej bardziej pożądany byłby ten ukazujący odmalowane fasady zabytków. Intelektualiści uważają jednak, że przybyszów z krajów dobrobytu bardziej niż zabytki może zainteresować nasza wielokulturowość i wartości duchowe. Niestety, spektakl rozgrywa się przy widowni odwróconej plecami do aktorów, a może nawet w pustej sali. Bo kiedy intelektualiści obawiają się, że jeśli nie będziemy mitycznymi Środkowoeuropejczykami, nie będziemy istnieć dla świata, rzeczywiści Środkowoeuropejczycy nie mają ochoty wystawiać na pokaz swoich "kurników i komórek". Wolą przykleić na nich plakat z Pamelą Anderson i w ten sposób próbować być, jeśli nie dla świata, to przynajmniej w świecie.
Toast za Franciszka Józefa
Serbski pisarz Danilo Kis stwierdził u progu lat 90., że Europa Środkowa przypomina smoka z Alca z "Wyspy pingwinów" Anatola France'a, o którym wszyscy mówili, iż go widzieli, lecz nikt nie potrafił go opisać. I rzeczywiście, w zwierciadle literatury Europa Środkowa jawi się jako miejsce co najmniej dziwne. Jej krajobraz to pomieszanie industrialnych molochów i pustkowi, na których wilki wyją do księżyca. Typowy mieszkaniec marzy o mercedesie, a w szafie trzyma portret Lenina. Andrzej Stasiuk wziął do ręki cyrkiel, mapę i zawyrokował, że Europa Środkowa obejmuje okrąg o promieniu około 300 km, którego środek stanowi miejsce jego zamieszkania. W kółku Stasiuka mieści się część Białorusi i Ukrainy, Rumunia, Węgry, Słowacja, skrawek Czech i jedna trzecia Polski.
Trudniej wyznaczyć jedność regionu w sferze historycznej. Komunizm jest tylko ogniwem w łańcuchu doświadczeń tej części Europy. Przeszłość austro-węgierska, opiewana przez Stanisława Vincenza czy Juliana Stryjkowskiego, jest bez znaczenia dla Łotysza, Wielkopolanina czy Bułgara. Stasiuk może - jak to opisał w "Jadąc do Babadag" - pić zdrowie Franciszka Józefa z leciwym Węgrem, ale już z mieszkańcem Wilna - nie. Polsko-ukraińskich jatek nie przekują w harmonijną sąsiedzką wspólnotę ani malownicze opisy uganiania się po stepach na karych rumakach, którymi od XIX wieku raczy nas literatura, ani serdeczna przyjaźń Stasiuka i Andruchowycza.
Można jednak, wzorem romantyków, sięgnąć do sfery ducha i wydobyć stamtąd argumenty wyższego rzędu. Przykład dał Milan Kundera, ogłaszając w słynnym eseju "Zachód porwany" z 1984 r., że "Europa Środkowa nie jest państwem, lecz kulturą, losem".
Przeszłość nie umiera nigdy
Czeski pisarz żałuje dzisiaj, że coś takiego napisał, ale pałeczkę przejęli już młodsi. Jurij Andruchowycz w książce "Ostatnie terytorium" zgłasza potrzebę "geograficznej fatamorgany (...) modnej jeszcze wczoraj, a dziś już prawie wyrzyganej na intelektualnych przyjęciach" - Europy Środkowej, którą nazywa dzieckiem Milana Kundery, Czesława Miłosza i Györgyego Konrada. Pod tym wyznaniem mogliby się też podpisać Stasiuk, Dubravka Ugresić, Drago Jancar, Danilo Kis i legion innych modnych dziś literatów.
Mit w swej pierwotnej postaci był wymierzony w dominację Związku Radzieckiego i beznadziejnie uwikłany w historię. Przeszłość, o której nie sposób zapomnieć, która boli i dlatego powraca jak refren, gdy tylko mówimy coś o sobie, to jego pierwszy składnik. Środkowoeuropejczyk siedzi w swej historii (historii klęsk, rzecz jasna) po uszy, nie zważa na ahistoryzm Zachodu. W Europie Środkowej przeszłość nie umiera nigdy.
Drugim elementem mitu jest nostalgiczne wspomnienie wielonarodowych hybryd - Rzeczypospolitej szlacheckiej i monarchii Habsburgów. To nic, że w obu państwach do zgody i tolerancji było daleko. Mit musi być piękny, by uwodzić wyobraźnię.
Jeśli do tych dwóch elementów dodamy tezę Miłosza z "Rodzinnej Europy" o fenomenalnej zdolności tutejszej kultury do przyswajania obcych pierwiastków, dzięki czemu Środkowoeuropejczyk "gdziekolwiek jest, jest u siebie", podstawę mitu mamy gotową. Na niej jak grzyby po deszczu wyrastały różne historiozofie. Miłosz twierdził, że Środkowoeuropejczycy posiadają szczególną "mądrość dziejową", którą nabyli, żyjąc w komunistycznym kraju. Węgierski noblista Imre Kertész sugerował, że cechuje nas większa uczuciowość niż przedstawicieli Zachodu. Rumuński prozaik Norman Manea dowodził, że łączą nas intensywniejsze związki międzyludzkie, które nawet w przestrzeni publicznej ocierają się o namiętność.
Powrót do kurnika
Mit Europy Środkowej był lekiem na kompleks peryferii, zapóźnienie cywilizacyjne, wtórność w stosunku do Zachodu i nieudaną historię. Podkreślał naszą kulturową i polityczną podmiotowość oraz przeciwstawiał się rozpowszechnionemu w "wolnym świecie" przekonaniu, że w krajach bloku wschodniego po ulicach chadzają białe niedźwiedzie.
Po odzyskaniu niezależności politycznej każdy kraj Europy Środkowej zajął się realizowanym we własnym zakresie pochodem na Zachód i podkreślaniem, że stanowi jego integralną część, nie zaś fragment politycznej szarej strefy, czy - nie daj Boże - Rosji. Mit odrodził się na fali zainteresowania lokalnością oraz dzięki twórcom, którzy dostrzegli jego rynkowy potencjał. Najpierw wydawnictwo Pogranicze, a potem Czarne zaczęły publikować serie książek pisarzy środkowoeuropejskich. Stasiuk - największa gwiazda tej drugiej oficyny - dostał w zeszłym roku Nagrodę Literacką Nike. Odrodzony mit nie wszystkich jednak podnieca. Fascynuje Stasiuka, tak że wprost oczu oderwać nie może od "kurników, komórek na węgiel" i całej tej "środkowoeuropejskiej rozpierduchy". Fascynuje kilkudziesięciu innych pisarzy, ale już znacznie mniej obywateli, na których podwórkach kurniki owe stoją. Po opublikowaniu w prasie fragmentu "Jadąc do Babadag" o "rozdupczonym" rumuńskim industrialu z ambasady rumuńskiej napłynęły protesty. "Jak tak można?! - pytano - to nie jest prawdziwy obraz naszego kraju!". Zapewne prawdziwszy, a przynajmniej bardziej pożądany byłby ten ukazujący odmalowane fasady zabytków. Intelektualiści uważają jednak, że przybyszów z krajów dobrobytu bardziej niż zabytki może zainteresować nasza wielokulturowość i wartości duchowe. Niestety, spektakl rozgrywa się przy widowni odwróconej plecami do aktorów, a może nawet w pustej sali. Bo kiedy intelektualiści obawiają się, że jeśli nie będziemy mitycznymi Środkowoeuropejczykami, nie będziemy istnieć dla świata, rzeczywiści Środkowoeuropejczycy nie mają ochoty wystawiać na pokaz swoich "kurników i komórek". Wolą przykleić na nich plakat z Pamelą Anderson i w ten sposób próbować być, jeśli nie dla świata, to przynajmniej w świecie.
Więcej możesz przeczytać w 49/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.