Jak wielokrotnie w tym stuleciu zbiorowa cierpliwość jest już na wyczerpaniu. W porównaniu z innymi narodami europejskimi nasze dzieje wyróżniają się rekordową liczbą buntów i protestów. Ugruntował tę opinię już wiek XIX, kiedy nasi pradziadowie zrywali się do walki z zaskakującą regularnością: niemalże dokładnie co trzydzieści lat. W XX wieku rytm kontestacji jeszcze przyspieszył.
Burze niezadowolenia poczęły się przetaczać już nie co kilkadziesiąt, lecz co kilkanaście lat. Pierwszym był wielki protest z roku 1905. Po nim nadciągnął gorący rok 1918, z wstrząsami towarzyszącymi odrodzeniu własnego państwa. Jego dzieje też nie należały do najspokojniejszych. Do ostrego konfliktu doszło już w 1926 r., kiedy Piłsudski zbrojnie sięgnął po władzę. Opozycja odpowiedziała próbą zrewoltowania kraju zaledwie po czterech latach, w roku 1930. Wszystko wskazuje na to, że gdyby nie zagrożenie zewnętrzne i nadciągająca wojna z III Rzeszą, do kolejnego paroksyzmu doszłoby jeszcze pod koniec lat trzydziestych.
Buntami wypełniona była również historia PRL. Następowały one niemalże co dziesięć lat: w 1956 r., 1970 r. i w 1980 r. Ostatniemu wstrząsowi, już prawie dochodzącemu do głosu, zapobiegło pokojowe oddanie władzy przez PZPR w 1989 r.
Zważywszy na tak zadawnione tradycje protestów oraz na ich wielką częstotliwość i regularność, byłoby naiwnością sądzić, że III Rzeczpospolita będzie całkowicie odporna na to zjawisko. Na politycznym barometrze mnożą się zresztą znaki, sygnalizujące nadciąganie gwałtownej burzy.
Ostatnim sygnałem stanu ostrzegawczego są wyniki prawyborów w Nysie. Sromotnie przegrały je ugrupowania kojarzące się ludziom z władzą, obwinianą za złe warunki egzystencji i brak jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. To nie przypadek, że mieszkańcy Nysy gremialnie poparli partie, z którymi wiążą odmianę losu. Stąd dobry wynik koalicji SLD i UP, postrzeganej jako alternatywa rządzącej prawicy. Ale skorzystała na tym Platforma Obywatelska, bo chociaż tworzą ją politycy odpowiedzialni za rządy ostatniego czterolecia, to na scenie politycznej występuje ona w kostiumie opozycji.
Jak wielokrotnie w tym stuleciu zbiorowa cierpliwość jest już na wyczerpaniu. Nakłada to szczególną odpowiedzialność na lewicę, która ma wszelkie szanse wygrać najbliższe wybory. Jeśli nie sprosta ona ludzkim nadziejom i nie poprawi sytuacji, stanie w obliczu kryzysu, jakiego nie odnotowały jeszcze dzieje III RP.
Buntami wypełniona była również historia PRL. Następowały one niemalże co dziesięć lat: w 1956 r., 1970 r. i w 1980 r. Ostatniemu wstrząsowi, już prawie dochodzącemu do głosu, zapobiegło pokojowe oddanie władzy przez PZPR w 1989 r.
Zważywszy na tak zadawnione tradycje protestów oraz na ich wielką częstotliwość i regularność, byłoby naiwnością sądzić, że III Rzeczpospolita będzie całkowicie odporna na to zjawisko. Na politycznym barometrze mnożą się zresztą znaki, sygnalizujące nadciąganie gwałtownej burzy.
Ostatnim sygnałem stanu ostrzegawczego są wyniki prawyborów w Nysie. Sromotnie przegrały je ugrupowania kojarzące się ludziom z władzą, obwinianą za złe warunki egzystencji i brak jakiejkolwiek nadziei na przyszłość. To nie przypadek, że mieszkańcy Nysy gremialnie poparli partie, z którymi wiążą odmianę losu. Stąd dobry wynik koalicji SLD i UP, postrzeganej jako alternatywa rządzącej prawicy. Ale skorzystała na tym Platforma Obywatelska, bo chociaż tworzą ją politycy odpowiedzialni za rządy ostatniego czterolecia, to na scenie politycznej występuje ona w kostiumie opozycji.
Jak wielokrotnie w tym stuleciu zbiorowa cierpliwość jest już na wyczerpaniu. Nakłada to szczególną odpowiedzialność na lewicę, która ma wszelkie szanse wygrać najbliższe wybory. Jeśli nie sprosta ona ludzkim nadziejom i nie poprawi sytuacji, stanie w obliczu kryzysu, jakiego nie odnotowały jeszcze dzieje III RP.
Więcej możesz przeczytać w 18/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.