17 proc. długów zaciągniętych we Włoskich bankach nigdy nie zostanie spłacone. Po dobroci i znajomości włoskim dłużnikom długo udawało się unikać upadłości. Banki zwlekały z ogłaszaniem niewypłacalności swoich klientów, w rezultacie dziś cały system stoi przed perspektywą krachu. Jedynym wyjściem jest wykup złych długów. W normalnych warunkach rząd dodrukowałby pieniędzy, osłabił rodzimą walutę i zaczął odbudowywać kraj i jego banki od początku. Ale w strefie euro warunki nie są normalne. Rząd nie może osłabiać wspólnej waluty, ani tym bardziej drukować bezkarnie.
Gorzej, unijne regulacje przewidują, że to klienci banków mają ze swoich oszczędności wykupić długi innych. Zapis raz już przetestowany na Cyprze. Depozyty powyżej 100 tysięcy euro były po prostu konfiskowane na poczet złych długów. To oczywiście jest formuła na panikę na rynkach i ucieczce pieniędzy z kraju. Ale taki warunek postawili Niemcy, którym nie uśmiecha się pomysł, żeby za ich pieniądze finansować niegospodarność innych państw. A dokładniej, żeby osłabiać system ubezpieczeń kredytów, co spowodowałoby wyższą cenę obligacji państw strefy Euro, w tym Niemiec. Teoretycznie Niemcy mogą twardo bronić swoich własnych zasad i tak jak Cypryjczykom kazać płacić za długi swoich banków. Rzecz w tym, że Włochy to nie Cypr i upadek systemu bankowego na podobną skalę oznaczałby pogrążenie jednej z największych gospodarek i odbiorców niemieckich produktów w kryzysie.
Niemiecka gospodarka stoi eksportem, a ten i tak przeżywa kłopoty. Produkcja przemysłowa spadła w zeszłym miesiącu w Niemczech o 4 proc. Należy się spodziewać dalszego spowolnienia w efekcie zapaści po Brexicie. Dla własnego dobra Berlin powinien sięgnąć po zaskórniaki i tak jak Grecję trochę podratować. Pomijając jednak polityczne konsekwencje dla samej Merkel, której opozycja mogłaby tego nie zdzierżyć, taki pakiet ratunkowy może wkrótce być potrzebny na ratowanie niemieckich banków. Według MFW Deutsche Bank stanowi największe ryzyko systemowe dla światowej gospodarki i jakiekolwiek zawirowania w Rzymie spowodują efekt domina w którym największy niemiecki bank może pociągnąć za sobą całą strefę euro i dalej.
Po ostatnim kryzysie bankowym Komisja Europejska wskazała na konieczność przebudowy systemu, żeby ratować strefę przed powtórkami z Grecji i Cypru. Tak miała powstać Unia Bankowa i finansowa. Skończyło się jak zwykle na spotkaniach na szczycie i ważnych dokumentach. Także po powrocie z Warszawy pierwsze, co musi zrobić Bruksela, to zabrać się za reperowanie swojego systemu bankowego. Kolejny raz. I tym razem to musi być posunięcie na miarę NATO-wskiej szpicy, bo niebezpieczeństwo może być bliżej niż rosyjskie dywizje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.