Jakub Bojakowski, Wprost.pl: Czy Beata Szydło podzieli los Kazimierza Marcinkiewicza i będzie musiała ustąpić miejsca Jarosławowi Kaczyńskiemu na stanowisku premiera?
Dr Ewa Pietrzyk-Zieniewicz, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: Troszkę na to wygląda, że pani Szydło jako premier, czyli jako osoba samodzielnie podejmująca decyzje - doprecyzuję tutaj - nie do końca sobie radzi. Przynajmniej taki mamy wizerunek medialny. Wygląda na to, że pani premier jednak działa niesamodzielnie jako osoba decydująca, a to nie jest najlepszy prognostyk dla premiera. Nie tylko w tym rządzie, również w każdym innym.
Warto wziąć pod uwagę słowa prezesa Kaczyńskiego, który niepodzielnie rządzi w zwycięskiej formacji. Mówił on, że to jest rząd jakiejś próby, że jeżeli ktoś nie wykaże się wystarczająco, to zawsze można coś zmienić. Jak dodać jedno do drugiego, to wyjdzie na to, że jest możliwa jakaś zmiana warty na jesieni. Aczkolwiek niczego nie można tutaj przesądzać.
Czyli jeśli premier Szydło doczeka zimy, może czuć się bezpieczna już do końca swojej kadencji?
Będzie jeszcze drugi taki moment - to będą wybory samorządowe, kiedy po raz pierwszy to społeczeństwo powie "sprawdzam". Być może wtedy dojdzie do jakiejś roszady, bo można powiedzieć, że elektorat pisowski czeka na prezesa i już teraz postrzega go jako faktycznego premiera rządu. Możliwe, że ze względów marketingowych, ze względu na kampanię ostatecznie prezes Kaczyński zdecyduje się sam premierem zostać.
Do wyborów samorządowych jeszcze daleko...
Tu jest jeszcze jedna uwaga. Pan Kaczyński nie musi być premierem, bo to jest bardzo wygodna pozycja dla polityka, kiedy de facto decyduje i przesądza, natomiast żadną odpowiedzialnością mu to nie grozi. Zawsze może powiedzieć, że on jest tylko szeregowym posłem i będziemy musieli to przełknąć.
W ostatnim wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Jarosław Kaczyński oceniając rząd powiedział, że "trochę się kolumna rozciągnęła i trzeba tabory podciągnąć". Można doszukiwać się w tych słowach zapowiedzi rekonstrukcji rządu. Kto mógłby pożegnać się z teką ministra?
Odnotowujemy pewne, łagodnie mówiąc "wpadki", czy nawet niekompetencję. To na pewno bulwersuje opozycję, a być może nawet zastanawia pana prezesa Kaczyńskiego. Jeden przykład: minister spraw zagranicznych, który oświadcza, że nie jest dyplomatą. To jest dość dziwaczna postawa. Może i nie jest dyplomatą, natomiast ktoś, kto stoi na czele dyplomatów i on decyduje, to jednak na dyplomacji znać się powinien. Były także inne niewyważone wypowiedzi pana Waszczykowskiego, z których musiał się zresztą wycofywać. Widać, że jest bardzo niesamodzielnym decydentem w swoim resorcie. Stąd pewne rozczarowanie ministrem elektoratu pisowskiego i dość duże okrzyki ze strony opozycji.
Ktoś jeszcze?
Jak głębokie są kompetencje ministra obrony - w to nie wnikam. Jest to jednak osoba, która i sposobem bycia, i decyzjami i wreszcie postawą w mediach powoduje dość dużo niepotrzebnych zgrzytów i konfliktów. To bardzo kontrowersyjna postać, chyba nie jest to tajemnicą dla nikogo. To jest ktoś, czyje odejście rozważane być powinno. Bodaj dla świętej zgody, bo kiedyś ta zgoda też i u nas zapanować musi.
Co z ministrem zdrowia? Po długim okresie spokoju musiał nagle zaprezentować się społeczeństwu na tle strajku pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka.
Bałagan w służbie zdrowia raczej się nie porządkuje. Nawet pogłębia się nieco. Czy pan minister zawinił? To na pewno świetny lekarz. Czy natomiast jako urzędnik stojący na czele ministerium radzi sobie skutecznie? Tutaj można by dyskutować.
Inne typy?
Minister edukacji, która za bliskoznaczne, synonimiczne uważa słowa "zginął i poległ", zwłaszcza w naszej sytuacji politycznej, zachowała się bardzo nieprofesjonalnie i bardzo niefortunnie. Zwłaszcza w świetle tego, że stoimy przed kolejną w zasadzie burzą z piorunami, która ma nastąpić w tymże resorcie. No bo przecież mamy powrócić do systemu "8 + 4" i zlikwidować gimnazja. Jak pani minister będzie sobie radzić przez kolejne miesiące to trudno powiedzieć, ale że dość łatwo ją wymienić, to chyba oczywiste.
To już czterech ministrów.
Generalnie przegląd tych ławek rządowych jest taki, jaki jest. Spór o Puszczę Białowieską stawia w świetle reflektorów ministra środowiska. Bardzo istotne będzie także to, co będzie się działo podczas Światowych Dni Młodzieży i wizyty papieża w Polsce, jak to będzie zorganizowane. W tym na pewno głowa, a przynajmniej nerwy ministra spraw wewnętrznych. Nie sądzę, by chciano go zmieniać, ale co się wydarzy - trudno przewidzieć.
No i wreszcie ten wielki bój jeśli chodzi o budżet i pieniądze, który się rozgrywa pomiędzy ministrem rozwoju i ministrem skarbu. Od obu panów dostajemy bardzo sprzeczne informacje. Tam jakaś opcja zwycięży. Czy zwycięska opcja pochłonie również ministra tego, który przegra - trudno powiedzieć. Na dzień dzisiejszy minister Morawicki to taka chyba pewna karta, więc raczej minister skarbu będzie musiał przemyśleć niektóre swoje oświadczenia.
Mówi się o tym, że PiS ma krótką ławkę rezerwowych. Kto miałby zastąpić tych, którzy ewentualnie opuszczą rząd?
Nie mnie wskazywać kto by mógł być kolejnym ministrem. Już niektóre decyzje były zaskakujące, by nie powiedzieć dziwaczne. Ostatecznie to formacja rządząca będzie rozstrzygać we własnym gronie. Tu zdecydowanie cofam się przed werdyktami. Co będzie, o tym na pewno decyzje będą nie w parlamencie dyskutowane, ale na Nowogrodzkiej i być może w dużym pałacu. Być może pan prezydent też się odezwie.
Czy prezes Kaczyński jest zadowolony z prezydenta Dudy? Czy nie można odnieść takiego wrażenia, że gdyby mógł, to jego też chciałby usunąć? Pamiętamy incydenty z niepodawaniem ręki, a ostatnio brak uwzględnienia Andrzeja Dudy wśród osób zasłużonych przy organizacji szczytu NATO w Polsce.
Po pierwsze prezydentem pan prezes Kaczyński zostać nie może. Nie ma takiej opcji. To musiałyby być wybory, no a wcześniej impeachment. Zdaje się zresztą, że ustawowo my się przygotowujemy na te ewentualności, bo już dość głośno, że będą takie ustawy regulujące relacje na linii duży - mały pałac, czy też prezydent - parlament. Prezydent jest prezydentem. Jako tenże prawdopodobnie nie lubi słuchać, że jest de facto człowiekiem: a) dyspozycyjnym, b) nigdy nie forsującym własnego zdania - o ile je ma. Czasem nawet wygląda, że prezydent własnej opinii w wielu sprawach nie ma i to właśnie w tych, w których być może opinię mieć powinien. Mam wrażenie, że stąd takie Andrzeja Dudy próby lekkiego dystansowania się od bardzo ostrych niekiedy postaw zarówno członków rządu, jak i członków formacji rządzącej.
Jak na takie próby może reagować prezes Prawa i Sprawiedliwości?
Prezes generalnie przywykł i nie ukrywa tego, że rządy powinny być jednak skupione w jednym ręku, i że to on decyduje. Kiedy zaczyna się wydawać, że nie do końca to prezes Kaczyński decyduje, a prezydent Duda ujawnia jakieś własne opinie, czy sympatie, czy poglądy na aktualne kwestie, to wtedy prezes pokazuje niezadowolenie. Dobry ojciec, ale srogi ojciec: "ja cię wychowałem, ale teraz mnie słuchaj, bo ja wiem lepiej".
To też zresztą nie wygląda dobrze, bądźmy poważni. To nie są tylko dywagacje medialne. To są oświadczenia polityków, autorytetów, ludzi znanych i obeznanych, byłych premierów, marszałków Sejmu, byłych eurodeputowanych, że pan prezydent jest jednak niesamodzielny i o niczym faktycznie nie decyduje nawet tam, gdzie prawo go do tego upoważnia. Jeśli taka opinia o panu prezydencie komuś nie przeszkadza, to właśnie prezesowi Kaczyńskiemu. Polacy są chyba jednak nieco zażenowani.
Ale nie ma o czym mówić, prezydenta zmienić się nie da. "Póki co!" - jak mówią niektórzy.