Oczywiście najważniejszym motywem sprawowania władzy przez Andrzeja Dudę jest konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent został trochę w niego uwikłany przez polityczne okoliczności. Gdyby koalicja PO-PSL nie wybierała sędziów TK awansem, Duda pewnie nie znalazłby się tak bezpośrednio w centrum politycznej walki. Dynamika zdarzeń była jednak inna. W pierwszej fazie konfliktu stał się pierwszoliniową postacią – w nocy zaprzysiągł sędziów wybranych przez PiS, nie przyjął ślubowania od tych wybranych przez poprzednią władzę. Za to zaangażowanie zapłacił spadkiem popularności w pierwszych miesiącach sprawowania urzędu.
Gdy wreszcie udało mu się z wojny o Trybunał wyplątać, jego notowania zaczęły rosnąć. Dziś jest liderem popularności i zaufania. Okazało się więc, że ten polityczny nowicjusz – wcześniej nie pełnił przecież żadnego kluczowego stanowisko w polskiej administracji – zachowuje się jak zawodowiec. Po zadaniu kilku ciosów cofa się za podwójną gardę i buduje swoją pozycję. Głównie poprzez aktywność na arenie międzynarodowej.
Tu może na swoje konto zapisać kilka niewątpliwych sukcesów. Wzmocnienie bezpieczeństwa Polski uzyskane podczas szczytu NATO w Warszawie, ale też odbudowanie współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej i kontaktów z państwami bałkańskimi. To wszystko pokazało, że Polska może odgrywać istotną rolę w Europie Środkowej. W prezydenckiej doktrynie polityki zagranicznej brakuje jeszcze co prawda spójnej strategii wobec Niemiec, ale
Niedocenianym sukcesem obecnego prezydenta jest nawiązanie ściślejszej współpracy z Chinami. W Pekinie Duda był przyjmowany rzeczywiście z dużym szacunkiem, ale bardziej istotne jest to, że potrafił otworzyć nową furtkę. Nie tylko gospodarczą, ale też polityczną. W dynamicznie zmieniającym się świecie budowanie alternatyw jest bezcenne. I właśnie na to trzeba zwrócić szczególną uwagę. Gdy Duda wprowadzał się do Pałacu Prezydenckiego polska polityka międzynarodowa była jednowektorowa. Nastawiona na Berlin, a następnie na Brukselę. Przez to Warszawa traciła na znaczeniu, bo przestała zgłaszać ambicje do odgrywania znaczącej roli w naszej części kontynentu.
Duda – podobnie jak kiedyś Lech Kaczyński – docenia znaczenie mniejszych krajów regionu. Co prawda wiele z nich – jak choćby państwa nadbałtyckie czy Ukraina – jednoznacznie postawiły na Niemcy, ale aktywna polityka polska, w tym oczywiście prezydenta, sprawiła, że Warszawa zyskała podmiotowość. Jej miarą jest zdolność do prowadzenia polityki jednocześnie w kilku kierunkach. To pozwala zmieniać akcenty w zależności od dynamiki sytuacji.
Można tu podać dwa przykłady. Pierwszym był oczywiście kryzys imigracyjny. Polska mogła prowadzić twardą i nieustępliwą politykę w tym zakresie, ponieważ ani przez chwilę nie była osamotniona. Ostatecznie okazało się, że to nowe państwa UE miały rację i dziś Bruksela – choć tamtejsi politycy nigdy tego nie przyznają –stara się realizować politykę, jaką rok temu nakreślili politycy z naszego regionu.
Druga kwestia to ściślejsza integracja UE. Polska i inne kraje regionu sprzeciwiają się tworzeniu superpaństwa, ponieważ pozbawiłoby je ono suwerenności. Niechęć do federalizacji potęguje dodatkowo arogancja brukselskich polityków, którzy coraz bardziej bezpardonowo dążą do ingerowania w wewnętrzne sprawy poszczególnych państw Unii. Dziś widać, że polityka Brukseli prowadzi do katastrofy. Brytyjczycy już są jedną nogą poza Unią, a o referendach w sprawie obecności we Wspólnocie mówi się coraz głośniej w kolejnych krajach. Twarde stanowisko Polski, w tym prezydenta Dudy, ustawia nasz kraj w roli strażnika zdrowego rozsądku. Nawet jeśli dziś część unijnych polityków – jak choćby Jean-Claude Juncker - nadal dąży do ściślejszej integracji, to otrzeźwienie w tej kwestii jest coraz bardziej widoczne.
Jeśli politykę międzynarodową możemy Dudzie zapisać na plus, to w kraju wątpliwości można mieć większe. Z pewnością prezydent jest politykiem aktywnym i do tego dość skutecznym. Mimo wielu zastrzeżeń ze strony liberalnego skrzydła PiS, projekt ustawy emerytalnej wszedł pod obrady Sejmu właśnie w wersji prezydenckiej. O ile może to świadczyć o silne głowy państwa, to brak określenia stażu pracy przy przechodzeniu na emeryturę oznacza ogromne koszty dla budżetu państwa. Z tego punktu widzenia ustawa jest więc szkodliwa.
Nieco inaczej sytuacja wyglądała w przypadku ustawy frankowej. Pierwsze propozycje były korzystne dla posiadaczy kredytów w szwajcarskiej walucie, ale obciążały banki. Komisja Nadzoru Finansowego nie zostawiła na prezydenckich rozwiązaniach suchej nitki. Przy drugim podejściu interes frankowiczów zszedł zupełnie na dalszy plan – projekt nie zakłada przewalutowania kredytów po sprawiedliwym kursie, a jedynie zwrot nadpłaconych spreadów. Można powiedzieć, że prezydent nie chce zachwiać polskim systemem bankowym, ale społeczny wydźwięk projektu jest taki, że Duda z bankami przegrał. Jednak w Sejmie i tak znalazła się jego wersja ustawy.
Nie tylko inicjatywy ustawodawcze pokazują, że Duda stara się uniezależnić od politycznego zaplecza z PiS. Widać to było także podczas rocznicy katastrofy smoleńskiej. Przed Pałacem Prezydenckim mówił dużo o potrzebie zgody i wybaczenia. Nieco później prezes Jarosław Kaczyński był bardziej konfrontacyjny. Wspomniał co prawda o wybaczeniu, ale po wcześniejszym rozliczeniu winnych. Część publicystów mówiła co prawda o grze w dobrego i złego glinę, ale w rzeczywistości oznacza to zupełnie inną filozofię sprawowania władzy.
Z tego punktu widzenia
– nienagannie ubranym, znającym języki obce, posiadającym zdecydowane poglądy, a jednocześnie gotowym do dialogu i otwartym. Jest dziś jednym z filarów popularności i siły PiS.Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.