Adam Balcer uważa, że Władimir Putin wykorzystał moment, kiedy w Turcji, po nieudanym zamachu stanu, zaczęły się represje oparte na zastosowaniu odpowiedzialności zbiorowej. Według eksperta ta polityka spotkała się z ostrą krytyką Zachodu, natomiast prezydent Rosji wykorzystał to do zbliżenia z Turcją. To Władimir Putin, jako jeden z pierwszych, zadzwonił do Recepa Tayyipa Erdogana i stwierdził, że bezwarunkowo popiera jego działania.
– Rosji zależy na tym, żeby rozgrywać Zachód, wykorzystać to, że Turcja jest krajem NATO, żeby dzielić je wewnętrznie, wykorzystać także fakt, że Turcja jest wewnętrznie osłabiona poprzez czystki w wojsku, wojnę z partyzantką kurdyjską i z Państwem Islamskim, żeby osłabić jej pozycję na Bliskim Wschodzie, związać ją ze sobą, spowodować żeby nie mieszała się i nie przeszkadzała na Kaukazie południowym, w basenie Morza Czarnego – ocenia ekspert.
Nie będzie trwałego sojuszu
Balcer podkreśla przy tym, że nie oznacza to, iż pomiędzy dwoma krajami powstanie trwały sojusz. – Rosja, która jest w kryzysie i recesji, która w najbliższych latach najprawdopodobniej będzie w stagnacji ekonomicznej, nie może być realną alternatywą dla relacji Turcji z Zachodem w wymiarze ekonomicznym – uważa.
Drugą istotną kwestią jest według eksperta wymiar bezpieczeństwa. – Turcja jest członkiem NATO i oczywiście może kłócić się z Amerykanami, szantażować Zachód itd., ale olbrzymią ilość broni kupuje właśnie tam, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych i Niemczech – mówi politolog i zaznacza, że piętą achillesową Turcji jest kwestia kurdyjska. – W tej sprawie Amerykanie mają więcej do powiedzenia, znacznie większy potencjał ze względu na swoje relacje z Kurdami w Syrii i w Iraku, niż Rosja – wyjaśnia.
„Rosja jest znacznie silniejsza od Turcji”
Zdaniem politologa nie należy uznawać, że w polityce tureckiej następuje teraz totalny zwrot. Prezydent Turcji - w opinii Balcera - przecenia swój potencjał, mówiąc o tym, że Rosja i Turcja to dwa potężne kraje. – Rosja jest znacznie silniejsza od Turcji, szczególnie takiej Turcji, w której w ciągu pół roku doszło do ośmiu zamachów terrorystycznych, w których zginęło 150 osób w dużych miastach na zachodzie kraju. To pokazuje jak słaby jest to kraj i w efekcie może przelicytować, przeszarżować, popełnić najróżniejsze błędy, podpisać niekorzystne umowy, zostać po prostu przez Rosję wykorzystany, ponieważ Rosja czuje się znacznie pewniej mając przy swoim boku sojusznika - Iran – podkreśla rozmówca Wprost.pl.
Jasny sygnał do Erdogana
Adam Balcer ocenia też, że warto spojrzeć na turecko-rosyjskie relacje, w kontekście poniedziałkowego spotkania prezydenta Rosji z prezydentem Iranu. – To był taki jasny sygnał do Erdogana, że chcą mu pomóc w podejmowaniu słusznych decyzji na Bliskim Wschodzie. Jeśli to miałoby polegać na tym, czego żąda od Turcji minister spraw zagranicznych Ławrow, czyli na zdecydowanej korekcie polityki w Syrii, to Turcja miałaby wielki problem. Po pierwsze, trzeba by było przekonać własne społeczeństwo, po drugie, to by spowodowało, że i tak ograniczone wpływy na Bliskim Wschodzie Turcji jeszcze by zmalały i to wywołałoby napięcia – ocenia.
Ekspert uważa, że Erdogan musi zadać sobie pytanie, czy chce zdecydować się na zerwanie kontaktów z Zachodem i zbliżenie się z Rosją. – Jak zestawimy wszystkie dane statystyczne dotyczące inwestycji zagranicznych, handlu itd. to Rosja nie może być alternatywą dla Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych i Turcji – mówi politolog. – Jeśli Erdogan zdecydowałby się na otwartą konfrontację z Zachodem, to musi pamiętać o tym, że Zachód dwa lata temu nałożył sankcję na Rosję. Nałożenie sankcji na Turcję byłoby jeszcze łatwiejsze, bo jest w tej sprawie konsensus i uderzyłyby one Turcję o wiele mocniej, niż te sankcje, które nałożyliśmy na Rosję. Turcja musi pamiętać o tym, że gdyby wybrała taką otwartą konfrontację, zapłaci za to bardzo wysoką cenę, a pozycja Erdogana w kraju opiera się w dużym stopniu na niezłej sytuacji ekonomicznej – podkreśla.