Czy media rzeczywiście mają tak silny wpływ na ludzi, że potrafią tylko poprzez samo przekazanie danej informacji spowodować lawinę podobnych, jak opisane przypadków i „uaktywnianie się” ludzi o mentalności często odbieranej jako złej ze społecznego punktu widzenia? Czy też po prostu sami ludzie słysząc o sprawie takiej, jak np. pobicie profesora, ze względu na język, którego używał w rozmowie, zaczynają sami między sobą poruszać takie tematy i zgłaszają do mediów podobne przypadki?
Jak tłumaczy w rozmowie z Wprost.pl dr Maciej Mrozowski, prawnik i medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego, nie można wykluczyć żadnego z tych aspektów. – Mamy do czynienia z oddziaływaniem wielotorowym. W poprzednim roku, jeszcze przed wakacjami media rozkręcały taką spiralę obaw, strachu i nienawiści przed obcymi, którzy nas tutaj najadą. To się wiązało z imigrantami, ale też z szerszym kontekstem, trochę nacjonalistycznym. To oczywiście ogarnęło tylko pewne grupy ludzi. To nie jest tak, że nagle ja odczuwam, że mentalność Polaków się zmieniła, ale wiadomo, że tak jak kropla dziegciu psuje smak potrawy, tak samo jakieś incydenty oderwane, ale odpowiednio poruszone mogą wywoływać nastroje społeczne – mówi.
Poczucie wyższości sentymentu
Według dr Mrozowskiego, także poprzez zachowanie pseudokibiców i ich częste akcje np. przeciwko Litwinom, ujawniły się pokłady polskiego szowinizmu czy nacjonalizmu. – Takiego poczucia niższości, które chcemy przekuć w poczucie wyższości sentymentu. Krótko mówiąc coś, co w każdym narodzie tkwi w jakiejś części i od czasu do czasu znajduje ujście – mówi medioznawca.
Odnosząc się do pobicia prof. Jerzego Kochanowskiego, ekspert podkreśla, że przypadki takie powinny być nagłaśniane tym bardziej, że nagłaśniamy sytuacje, kiedy to Polacy są źle traktowani. – Parę lat temu w Holandii była taka akcja przeciwko Polakom, że upijają się i „rzygają” na trawniki. Potem tamtejsza partia nacjonalistyczna to przystopowała – przypomina.
Czytaj też:
Profesor UW pobity w warszawskim tramwaju. Powód? Mówił po niemiecku
Medialne obowiązki
Co stało się z raczej sympatycznym podejściem Anglików do Polaków po Brexicie? Jak mówi medioznawca, „teraz wyciąga się tam, że nasi są na pierwszym miejscu wśród skazanych za przestępstwa kryminalne”. – Media nagłaśniając pewne odosobnione przypadki z jednej strony mogą wyzwalać takie przyzwolenie, ktoś usłyszał, że to jest - proszę bardzo - to my też zareagujemy. Z drugiej strony muszą też przykręcać tą emocjonalną śrubę, wskazując, że to jest patologiczne i zasługuje na publiczne potępienie, czyli mobilizować jakby społeczne potępienie i takie akcje przeciwdziałające takiego typu działaniom – tłumaczy dr Mrozowski.
– Brexit rozkręcił fałszywe emocje i Anglicy nie do końca wiedzą, co z tym zrobić – mówi nam ekspert i dodaje, że Anglia jest „wyczulona”. – Jest to kraj, w którym jest wielokulturowość. Jest tam ponad milion Polaków, ponad milion Hindusów i innych mniejszości. Brytyjczycy mogą się troszczyć o taki problem, gdzie jest bariera opłacalności, a gdzie jest bariera ryzyka – ocenia. – Politycznie Polacy nie stanowią żadnej grupy, nie mogą nigdzie wygrać żadnych istotnych wyborów. Jedyny straszak realny to jest podłoże ekonomiczne i takie zagrożenie obyczajowe, na zasadzie właśnie przestępczości. Wtedy mniejszości się przywołują – podkreśla.
Seria ataków na Polaków na Wyspach
Od czasu Brexitu doszło do serii ataków na Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Ostatni incydent miał miejsce tego samego dnia, gdy brytyjska premier Theresa May zapewniła w rozmowie telefonicznej Beatę Szydło o tym, że "w brytyjskim społeczeństwie nie ma miejsca na przestępstwa motywowane nienawiścią". Szefowa brytyjskiego rządu wyraziła też "głębokie ubolewanie" z powodu napaści na Polaków. Tydzień temu w Harlow doszło do napaści na dwóch Polaków, wcześniej w tym mieście zamordowano 40-letniego Polaka. W związku z tymi zdarzeniami do Londynu udali się polscy ministrowie. W następstwie wizyty i rozmów z Brytyjskimi władzami, do Harlow zostali wysłani polscy funkcjonariusze.
Czytaj też:
Waszczykowski i Błaszczak interweniują w Londynie. „Przypomnieliśmy, że Polacy zasługują na ochronę”