Kaczyński ugiął się przed wkurzonym Polakiem? "Próbuje z opóźnieniem zejść z linii strzału"

Kaczyński ugiął się przed wkurzonym Polakiem? "Próbuje z opóźnieniem zejść z linii strzału"

Jarosław Kaczyński
Jarosław Kaczyński Źródło: Newspix.pl / Jacek Herok
W najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost" opublikowaliśmy Listę 40 najbardziej wpływowych Polaków. Na pierwszych dwóch miejscach znaleźli się: Jarosław Kaczyński oraz "wkurzony Polak". O fenomenie prezesa PiS oraz sile społeczeństwa portal Wprost.pl rozmawiał z prof. dr hab. Rafałem Chwedorukiem z Instytutu Nauk Politycznych UW.

Jakub Bojakowski, "Wprost": Spróbujmy opisać "wkurzonego Polaka".

Prof. Rafał Chwedoruk: Można powiedzieć, że status wkurzonego Polaka jest takim pucharem przechodnim, którego treść społeczna zmienia się w zależności od tego, kto rządzi.

Polak wkurzony za rządów poprzedniej koalicji, to był standardowo mniej zamożny mieszkaniec wsi, małego miasta, albo średniego miasta, które utraciło niegdyś status wojewódzki. To Polak, który przeżywał pewną degradację, który obawiał się większej destabilizacji swojego życia, obserwował wokół siebie depopulację miejscowości i jeśli głosował wcześniej, to głównie przeciwko tym, którzy byli w danym momencie establishmentem. W dużym skrócie: mógł głosować na SLD, Samoobronę, radykalniejszą prawicę, a teraz głosuje na PiS.

W takim razie wkurzony Polak obecnie, to zamożny mieszkaniec miasta...

Tak. W tym momencie jest to unaocznienie polskiego stereotypu, że jesteśmy wiecznie niezadowoleni. Dziś jest to ktoś, kogo dochody przekraczają średnią krajową, kto sytuuje się w klasie średniej, albo przynajmniej tak mu się wydaje. Jest odbiorcą głównego nurtu mediów i mieści się w przedziale 35-60 lat. Jest generalnie zadowolony z transformacji ustrojowej i na zasadzie kontrastu - jest niezadowolony z tego, że ktoś chciałby coś zmienić. Jest bardzo silnie prozachodni i nie traktuje przynależności do Unii Europejskiej w kategorii gry interesów, ale w pewnych kategoriach historiozoficznych. Jest to też ktoś, kto PiS odrzuca a priori, kierując się trochę przesłankami estetycznymi.

Czytaj też:
Najbardziej wpływowi Polacy

Co sprawiło, że ta nowa grupa wkurzonych zaczęła działać, zjednoczyła się w ramach licznych protestów? To efekt rządów Prawa i Sprawiedliwości?

Odwrotnie - to jest konsekwencja porażki Platformy Obywatelskiej i utraty władzy. Nie byłoby tego, gdyby PO i szeroko pojęty obóz liberalny utracił tę władzę na rzecz SLD, albo gdyby PSL jakimś cudem urósł do 30 proc. (śmiech).

Czy w takim razie ci zbiorowo wkurzeni Polacy mogą być nazywani zaczątkiem społeczeństwa obywatelskiego, czy tylko wąską grupą niezadowolonych, która za moment się rozpadnie?

To jest samoobrona, ale pisana małą literą (śmiech). Jest to samoobrona sytych. Zawsze tak w historii było, że klasa średnia mająca poczucie zagrożenia - niezależnie od tego, czy obiektywnie takie zagrożenie istniało, czy nie - była skłonna do najbardziej radykalnych zachowań. Ktoś coś ma, często to coś jest stosunkowo świeże i bardzo boi się nie tylko tego, że to utraci, ale utraci także prestiż wynikający z umiejscowienia w strukturze społecznej.

Natomiast społeczeństwo obywatelskie w skali globalnej przeżywa kryzys. Trudno powiedzieć w ogóle co to słowo dzisiaj oznacza. Czy może fundacje sponsorowane przez wielkie koncerny, albo przez rządy wielkich państw mają być społeczeństwem obywatelskim? Albo grupka biznesmenów biorąca miejskie dotacje na jakieś przedsięwzięcia - czy to na pewno jest społeczeństwo obywatelskie? W największym stopniu są to chyba dziś związki zawodowe - byt szczególnie nielubiany przez wkurzonych sytych.

Wracając do naszego rankingu: dlaczego niekwestionowany numer jeden - Jarosław Kaczyński, ugina się pod naporem drugiego miejsca? O ile rzeczywiście się ugina.

No właśnie. Raczej próbuje z opóźnieniem zejść z linii strzału. Myślę, że wynika to ze zwykłej pragmatyki, z chęci wygrania kolejnych wyborów. Nie tyleż kryje się tu nadzieja na pozyskanie wkurzonych sytych, co nadzieja na osłabienie negatywnych stereotypów, które mogłyby powstać wokół PiS-u. Problem PiS-u polegał na tym, że czasami tę partię, tak jak i inne, gubiła treść sprawowania władzy, ale czasami gubiła ją forma.

Przykładem etykieta "Misiewicze".

Tak, to co widzieliśmy w obsadach spółek Skarbu Państwa, czy w lansowaniu młodzieżówek partyjnych, to jest rytuał polskiej polityki. Tak się działo od samego początku polskiej demokracji, tak jest nie tylko w Polsce. Można podać przykłady innych państw - zachodnich oczywiście - gdzie dochodziło do sytuacji budzących zastrzeżenia.

Także wzięcie niegdyś do koalicji Romana Giertycha zamiast wariantu mniejszościowego rządu spowodowało, że stereotypy dotyczące LPR, Romana Giertycha i postendeckiej prawicy przylgnęły do starych piłsudczyków rządzących w PiS-ie. Musieli się tłumaczyć z tego, że nie są wielbłądem. Z tym, że było już za późno na tłumaczenia i musieli się zradykalizować.

No właśnie. Staramy się zrozumieć, na czym polega ten spektakularny sukces Jarosława Kaczyńskiego. Jak udało mu się wrócić do władzy?

Warto sobie przypomnieć nazwę pierwszej partii Jarosława Kaczyńskiego - Porozumienie Centrum. Od początku był świadomy tego, że trzeba się trzymać centrum w wielu kwestiach. Doświadczył różnych stereotypów i stygmatyzacji, która do jego partii przylgnęła i bardzo dużo pracy kosztowało go wyjście z tego: zrzucenie nimbu partii radykalnej, nieodpowiedzialnej, odbiegającej sposobem myślenia od przeciętnego Polaka. Kaczyński umiarkowanie konserwatywny światopoglądowo, za to zdecydowanie prosocjalny, mniej więcej przypominał przeciętnego wkurzonego polskiej prowincji, a nie koniecznie polskiego zadowolonego z Żoliborza (śmiech).

Czyli odejście od radykalizmu i powrót do centrum.

PiS w zasadzie pod wieloma względami w centrum był, natomiast ta partia wbrew pozorom jest dosyć różnorodna wewnętrznie. Nie potrafiła przez długi czas do końca przedstawić siebie. Mówiąc w skrócie, Jarosław Kaczyński właśnie wszedł w buty tego wkurzonego Polaka. Udało mu się wykorzystać błędy popełnione przez Platformę Obywatelską, między innymi podniesienie wieku emerytalnego. Udało mu się pokazać, że sposób myślenia PiS-u prawie w ogóle się nie różni od średniej myślenia w polskim społeczeństwie.

Jak w takim razie wygląda ta średnia?

Polak oczekuje aktywnej roli państwa, instytucji publicznych. Oczekuje trochę większej dozy sprawiedliwości, egalitaryzmu. Na pewno nie oczekiwał późniejszego przejścia na emeryturę. Nie oczekuje też ryzykownych eksperymentów obyczajowych, ale bynajmniej jest bardzo odległy od narodowo-katolickiego fundamentalizmy. Stąd jak sądzę Beata Szydło i Andrzej Duda w roli twarzy formacji walczącej o władzę.

Zauważmy, że teraz na tę samą ścieżkę weszły partie opozycyjne, które z jednej strony nie chcą stracić tego elektoratu liberalnego, wielkomiejskiego, ale z drugiej strony próbują wymyślić cokolwiek, co by ich przybliżyło do przeciętnego zjadacza chleba. Stąd Ryszard Petru stroni od argumentacji w stylu Leszka Balcerowicza, dotyczącej na przykład 500+. Z tego samego powodu zbyt liberalnie nie wypowiada się o kwestii odejścia od kompromisu aborcyjnego itd. To jest właśnie polityczna droga do centrum w polskiej polityce, która wcale nie polega na tym, by stawać się liberalnym i wielkomiejskim, a wręcz przeciwnie - by dotrzeć do tych, którzy mogą się w swoich preferencjach wahać. Ci wkurzeni, którzy trafili na drugie miejsce rankingu "Wprost", w swoich preferencjach nie będą się wahać. Zawsze będą głosować przeciwko PiS-owi.

Czytaj też:
Prezes PiS i wkurzony Polak najbardziej wpływowi. "Kaczyński zrozumiał, że ludzi trzeba uwodzić"

Źródło: WPROST.pl