We wtorek ministrowie ds. handlu państw Unii Europejskiej nie porozumieli się w sprawie podpisania umowy CETA. W ten sposób sprawa CETA zostanie rozstrzygnięta na dwudniowym szczycie Unii Europejskiej w Brukseli, który rozpocznie się w czwartek 20 października. To, że decyzję o CETA przełożono, to efekt sprzeciwu Walonii, francuskojęzycznego regionu Belgii. Tamtejszy regionalny parlament sprzeciwił się podpisaniu CETA, a jego szef, Paul Magnette, argumentował, że gwarancje w sprawie tej umowy "są niewystarczające".
Rząd milczy
Rada Ministrów od kilku tygodni nie przekazał swojego stanowiska w sprawie CETA – premier zapowiadała tylko, że po zapoznaniu się z pracą komisji ds. Unii Europejskiej, ma się ono pojawić. Na dzień przed spotkaniem szefów rządów państw UE, podczas którego zapadną kluczowe decyzje w sprawie umowy, tego stanowiska wciąż nie ma. – Ta sprawa jest kuriozalna, przecież zaraz jest unijny szczyt, a gdyby nie sprzeciw Belgii, Rumunii i Bułgarii, to ministrowie ds. rozwoju i handlu przyjęliby umowę CETA – ocenia w rozmowie z Wprost.pl Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes PSL. W podobnym tonie wypowiada się Piotr Apel z Kukiz'15, który mówi, że to już ostatnie dni dla rządu, by zawetować umowę. – To, co robi rząd, przypomina działanie kogoś, kto wstydzi się swoich poglądów – stwierdza.
Według Kosiniaka-Kamysza, właśnie na tym ma polegać cała "gra" rządu – Rada Ministrów po prostu nie chce, by to stanowisko się pojawiło. – PiS z chęcią powiedziałby nie, tylko ma już takie duże problemy w kontaktach z Unią Europejską, że musi przystać na tę umowę – sugeruje lider PSL.
Dyskusja o CETA powróciła ze zdwojoną siłą w środku tego tygodnia. Najpierw, we wtorek, klub Polskiego Stronnictwa Ludowego złożył wniosek o uzupełnienie porządku dziennego Sejmu o informację premiera w sprawie CETA. Dzień później marszałek Sejmu Marek Kuchciński zapewnił, że zwróci się do Prezesa Rady Ministrów z prośbą, by rząd te informacje przedstawił. Kosiniak-Kamysz wskazuje, że cała sytuacja, w jakiej sam postawił się rząd, jest niezrozumiała. – Stąd wniosek PSL-u o przeprowadzenie debaty w parlamencie i zmuszenie rządu do przedstawienia swojego stanowiska – wyjaśnia i dodaje, że Polska mogła pójść drogą belgijskiego regionalnego parlamentu (Walonii). – Czyli przeprowadzić debatę, głosowanie. To można było zrobić teraz, minister zapoznałby nas z umową – mówi szef PSL.
Błędy w tłumaczeniu umowy
Jednak to nie koniec kontrowersji wokół CETA. Na krótko przed deklaracją marszałka Kuchcińskiego, portal Interia poinformował o błędach w tłumaczeniu umowy CETA na język polski. Błąd pojawił się w art. 25 umowy, dotyczącym produktów biotechnologicznych. W rozmowie z Interią, Bartosz Zadura z polskiego przedstawicielstwa KE potwierdził, że taki błąd wystąpił i zapewnił, że został on poprawiony. Tą informacją zainteresowały się m.in. Greenpeace i Akcja Demokracja, które zaapelowały do rządu, by w świetle tych doniesień, umowę odrzucił. "Po angielsku przyznaje się, że europejskie normy bezpieczeństwa żywności będą osłabiane. Po polsku zapewnia, że nie. To skandal! Zostaliśmy wprowadzeni w błąd" – alarmuje Akcja Demokracja.
Zdaniem Piotra Apela, to zdarzenie to kolejny przyczynek do tego, żeby nie zgadzać się na tymczasowo przyjęcie umowy. - Najpierw trzeba przeanalizować jej wersję angielską, bo obawiam się, że polski rząd, który miał problemy z analizą polskiej wersji, w ogóle nie przeprowadził analizy angielskiej wersji – mówi i dodaje, że "nie musimy działać na łapu-capu". – Miejmy odwagę, większą niż Walończycy – kwituje. Krytycznie o tej sytuacji wypowiada się też Kosiniak-Kamysz, który pyta: – Ile jeszcze takich błędów może się tam znajdować?
Kontrowersje wokół CETA
CETA to kompleksowa umowa gospodarczo-handlowa między Unią Europejską a Kanadą. Według raportów, m.in. Krajowej Rady Izb Rolniczych, CETA może doprowadzić do zaniku małych gospodarstw w Europie, zdominować europejskie rynki żywnością GMO (Kanada to trzeci producent GMO na świecie -red.) oraz wpłynąć na ceny skupu produktów rolnych, a także ryb. Wątpliwości budzi też zapis powołujący arbitraż ICS [ang. Investment Court System] z inicjatywy Komisji Europejskiej. ICS ma pozwolić korporacjom pozywać rządy krajów za zmianę przepisów lub polityki, gdy uznają, że wpływa to lub, co ważne, w przyszłości wpłynie na ich kondycję finansową.
O CETA pisaliśmy w jednym z ostatnich numerów tygodnika "Wprost":
Czytaj też:
CETA kot w worku, czyli mutant