– Na wstępnie koniecznym jest wyjaśnienie różnicy między patriotyzmem a nacjonalizmem – zauważa w rozmowie z Wprost.pl profesor nauk humanistycznych Wojciech Roszkowski. – Obydwa te pojęcia funkcjonują w sposób ogromnie emocjonalny. Nacjonalizm kojarzy się z przesadnym przywiązaniem do własnej narodowości, w podtekście z pogardą wobec innych nacji. Patriotyzm zaś jest zdrowym, normalnym uczuciem – zaznacza.
Bliskie, ale dalekie?
W świecie zdominowanym przez polityczną poprawność to negatywne rozumienie przynależności do narodu bywa definicją patriotyzmu, podczas gdy winno być nacjonalizmu. –
– podsumowuje prof. Roszkowski.Z takim poglądem nie zgadza się doktor Michał Łuczewski, badacz narodu, pamięci i ruchów społecznych związany z Centrum Myśli Jana Pawła II. W jego opinii, mówienie o nacjonalizmie i patriotyzmie jako dwóch osobnych kategoriach służy kontynuacji sporu politycznego. -
, tylko na róże sposoby artykułujemy naszą ideologię narodową. Jeśli bowiem mówimy o patriotyzmie i nacjonalizmie, to ta dychotomia zakłada od razu ukryte wartościowanie – tłumaczy. – Dzisiaj, kiedy mamy wątpliwości, co do tego, czy istnieją tożsamości płciowe, religijne, to takich wątpliwości nie mamy, jeśli chodzi o naród. Pokazuje to, że naród jest bardzo silnie uzewnętrznioną tożsamością. Nie mówimy naszym dzieciom, że mogą sobie wybrać, czy będą Polakami, Niemcami lub Australijczykami, tylko naturalnie wiadomo, jaką narodowość przyjmą – wyjaśnia badacz.Ile patriotyzmów?
Prof. Roszkowski dzieli rozumienie patriotyzmu na cztery sposoby. – Masowy jest patriotyzm, który nazwałbym patriotyzmem kibiców: przywiązanie do reprezentacji narodowej, barw narodowych oraz hymnu. Z tego nie naśmiewałbym się jednak. To dobrze, że taki patriotyzm istnieje – ocenia, choć zaznacza, że jest on powierzchowny i łatwy do zakażenia szowinizmem. Jako drugie możliwe odczuwanie polskości prof. Roszkowski wymienia patriotyzm, który odpowiada na pytania: w jaki sposób i co chcielibyśmy osiągnąć jako Polacy, aby Polska była silniejsza, jej obywatele bardziej zamożni, szczęśliwsi, może bardziej moralni? Jego zdaniem zdrowy, pogłębiony patriotyzmie objawia się nie tylko w przywiązaniu do barw, ale w przywiązaniu do racji stanu, bezpieczeństwa i dobrostanu państwa oraz jego obywateli, choć w takim założeniu kryje się spór dotyczący reprezentacji wartości.
Trzecim wymienionym przez prof. Roszkowskiego podejściem do własnego narodu jest właśnie nacjonalizm oparty o łatwe oceny i wypowiadane bez konsekwencji słowa, np.: szwab, kacap czy pepik, co może wynikać z kompleksu niższości potrzeby dowartościowania poprzez historię. –
i błędy w decyzjach podejmowanych w historii, aby lepiej rozumieć, jak osiągać pozytywne cele – twierdzi naukowiec.Z kolei dr Łuczewski uważa, że rozumienie przywiązania do narodu, stanowi element budowania kapitału moralnego grupy. W tym celu możliwym jest odwoływanie się do historii, by czerpać z niej siłę i najczęściej Polacy w ten sposób manifestują swój stosunek do wspólnoty narodowej. –
, którzy przepraszają, ale dlatego, że w naszym przekonaniu może ona dać nam więcej siły niż relacje z naszymi sąsiadami lub nowe technologie, może dać nam siły moralne – mówi.Zarówno dr Łuczewski, jak i prof. Roszkowski, opisali jeszcze jeden rodzaj podejścia do własnego narodu i zgodnie uznali go za błędny. Jest to antypatriotyzm stanowiący degenerację zdroworozsądkowego krytycyzmu. Objawia się on w hasłach: "powinniśmy się wstydzić, że jesteśmy Polakami" czy "mieliśmy marną historie, nic nam się nie udawało". – Po pierwsze jest to nieprawda, gdyż
. Taki antypatriotyzm i wstyd narodowy jest zauważalny w niektórych mediach i on jest szkodliwy. Czym innym jest krytyczne podejście do własnej tożsamości i historii, a czym innym nihilizm narodowy, który jest postawą niesprawiedliwą i opartą na dziwnej hierarchii wartości – ocenia. Zdaniem dr. Łuczewskiego, teoretycznie możliwe jest jednak czerpanie z łagodnej wersji takiej postawy – krytyki przeszłości, by się od niej odciąć i stworzyć nową wizję. Metoda polega ona na ukazaniu, jak bardzo byliśmy źli, gdyż teraz jesteśmy dobrzy. Prof. Roszkowski wskazuje także na fakt, iż każdy kraj ma swoje problemy społeczne, a żaden naród nie jest złożony wyłącznie z aniołów i dobroczyńców.11 listopada i walka o definicję polskości
Skoro patriotyzm można rozumieć i czuć na tak wiele sposobów, fakt iż w stolicy Polski w święto niepodległości zorganizowane zostanie kilkanaście konkurencyjnych demonstracji dziwi mniej. Problemem nie jest jednak zaskoczenie. – Pożałowania godnym jest, że w czasie święta narodowego, które odwołuje się do odzyskania niepodległości po pierwszej wojnie światowej, Polacy manifestują tak strasznie głębokie podziały. Jest to bardzo smutne, gdyż odzwierciedla stan wewnętrznej wojny psychologicznej, jaką toczy nasze społeczeństwo – mówi prof. Roszkowski. Dodaje, że niezależnie od poglądów politycznych nie powinno się wykluczać z bycia Polakiem przeciwników politycznych. – Powinniśmy spojrzeć na nas samych i na Polskę z góry i uświadomić sobie, że żaden naród nie jest jednolity. Zgoda narodowa nie występuje w żadnym państwie, jednak głębokość podziałów w Polsce jest drastyczna i niepokojąca oraz ujawnia się właśnie podczas tych manifestacji – podsumowuje prof. Roszkowski.
Odmienne zdanie w tej sprawie ma doktor Michał Łuczewski. –
. Wiem, że zwykle przedstawia się to jako przykład podziału Polaków i naszej nieumiejętności bycia razem, gdyż jakiś prezydent nie jest prezydentem wszystkich Polaków, a ktoś inny bardziej Polaków dzieli, niż łączy. Na tym jednak polega naród – komentuje Łuczewski. W książce „Odwieczny naród” wskazuje, że sama . – Walczymy o to, czym jest polskość, zaś walka, poza dzieleniem, także nas łączy Pamiętajmy, że to święto zostało stworzone w 1937 roku przez co w PRL kojarzyło się z II RP. Rożne grupy na próbują je teraz definiować, ale póki nie dehumanizują się nawzajem, to w mojej opinii, to jest zdrowy mechanizm – pointuje doktor Łuczewski.Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.