W PiS boją się kolejnego Misiewicza. Od czasu, gdy Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych SA (KUKE) nie ma prezesa zarządu (z początkiem lutego zrezygnował z tego stanowiska Marek Czerski), trwa poszukiwanie kandydata na to stanowisko. Na razie znalazł się tylko jakiś młody chłopak, który ma jedynie licencjat. – Znowu będzie afera na miarę Misiewicza – martwi się jeden z polityków PiS. W partii rządzącej panuje przekonanie, że sprawa Misiewicza bardzo zaszkodziła wizerunkowi PiS i co gorsza, że nie wyciągnięto z niej wniosków. Bo nie dość, że rzecznik MON nadal teoretycznie pełni swoją funkcję (na razie jest na urlopie), to pojawiają się następne osoby, które mogą niedługo być opisywane przez tabloidy jako niekompetentne, za to na wysokich stanowiskach.
Nietypową scenę zaobserwowano w parlamencie. Na korytarzu sejmowym w otoczeniu księży stał senator Grzegorz Napieralski. Polityk ten w ostatnich wyborach zdobył mandat z listy PO, ale przez lata był działaczem SLD, a nawet jego liderem. Widok byłego szefa Sojuszu w otoczeniu duchownych wywołał niemałe zdziwienie. Dziennikarze na Twitterze śmiali się, że Napieralski oprowadza księży po Sejmie. Nam były lider SLD powiedział, że nikogo nie oprowadzał. – Zaprosiłem do parlamentu księdza ze Szczecina i tak się złożyło, że spotkaliśmy na korytarzu kleryków III roku seminarium, którzy przyjechali na zaproszenie Joachima Brudzińskiego – zdradza. Senator zastrzega, że postanowił z nimi porozmawiać, bo są z jego regionu. Innych przegoniłby, gdzie pieprz rośnie?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.