„Rosjanie, gdyby się uparli, dotarliby do Warszawy w 3 dni, ale jeszcze szybciej musieliby się wycofywać”

„Rosjanie, gdyby się uparli, dotarliby do Warszawy w 3 dni, ale jeszcze szybciej musieliby się wycofywać”

Generał Roman Polko
Generał Roman Polko Źródło: Archiwum prywatne gen. Romana Polko
– Rosjanie gdyby się uparli dotarliby do Warszawy w trzy dni, ale jeszcze szybciej musieliby się potem wycofywać – ocenił w rozmowie z portalem Wprost.pl gen. Roman Polko, były dowódca m.in. GROM oraz 18. Bielskiego Batalionu Powietrznodesantowego. Wojskowy mówił także o roli tworzonych Wojsk Obrony Terytorialnej, obecności amerykańskich żołnierzy w Polsce, a także polityce prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina.

Maria Kądzielska: Rosja zapowiedziała, że tegoroczna edycja przeprowadzanych wspólnie z Białorusią manewrów Zapad będzie jedną z największych w historii. Jak obrazowo wyjaśniono, żołnierze i sprzęt oddelegowani do ćwiczeń będą transportowani 4 162 wagonami.

Gen. Roman Polko: Nie wiadomo, ilu żołnierzy Putin zmieści w jednym wagonie, ale nie tylko tak liczona siła jest ważna. Putin od kilku lat prowadzi przede wszystkim wojnę informacyjną, którą z Zachodem wygrywa. Jego potęga medialna ciągle rośnie. Zawsze przy realizacji takich manewrów Rosja dba, aby zostały one odpowiednio nagłośnione. Podobnie jak w przypadku informacji o przemieszczeniu rakiet Iskander. Więcej w tym propagandy, niż realnych działań. Mimo to manewrów nie należy lekceważyć, choć Rosja w obecnym stanie gospodarczym nie wytrzymałby konfrontacji zbrojnej.

Powinniśmy się obawiać?

Często teoretycznym obiektem ataku staje się Warszawa. Przewiduje się także uderzenia taktyczną bronią jądrową. Rosja, poprzez zbliżenie z Białorusią, stanowi dużo większe zagrożenie niż odizolowana wyspa, jaką jest uzbrojony lotniskowiec o nazwie Obwód Kaliningradzki. Należy również pamiętać, że uzgodnienia administracyjne dotyczące posunięć militarnych między Rosją a Białorusią mierzy się godzinami, zaś w NATO podobne decyzje są podejmowane w ciągu tygodni, a czasem miesięcy. Z tego powodu muszą istnieć scenariusze odpowiedzi na ewentualne rosyjskie działania.

Czy w przypadku wielkiego zbiurokratyzowania NATO jest to w ogóle możliwe?

Dotychczas to się nie udawało, ale w tej chwili możemy patrzeć na tę sprawę z większą dawką optymizmu. Doczekaliśmy się stacjonowania w Polsce grupy zadaniowej w postaci ciężkiej brygady z czołgami Abrams, transporterami Bradley, czy haubicami 155 milimetrów zdolnymi do przenoszenia taktycznej broni jądrowej. Nie jesteśmy skłonni prowadzić wyścigu zbrojeń, ale działania Rosji, takie jak zajęcie części Gruzji, aneksja Krymu, destabilizacja Donbasu i działania ramię z reżimem al-Asada, muszą spowodować, że nawet najwięksi zwolennicy współpracy z Putinem muszą się zgodzić, że należy odpowiedzieć na te działania czynami, a nie notami dyplomatycznymi. Poważnymi manewrami NATO na wschodniej flance Sojuszu, w których nie będziemy ukrywać, z jakiego kierunku zagrożenia upatrujemy.

Jak odpowiedzieć może Władimir Władimirowicz?

Strategia Putina okazuje się prosta: nie dopuścić do tego, by NATO oraz Unia Europejska mówiły jednym głosem. W ten sposób jest w stanie każde państwo rozgrywać indywidualnie. W konfrontacji z poszczególnymi państwami osobno, Rosja może jawić się jako potęga, a przynajmniej znaczący gracz. Jeśli będzie miała do czynienia z sojuszem, to wówczas jej siła stanie się dużo mniejsza. Trzeba Putinowi przyznać, że jest świetnym aktorem: gdy wie, że Zachód zaczyna go mieć dość, przyjmuje postawę odpowiedzialnego, nieagresywnego polityka, jedynej gwarancji dla stabilności Rosji, a więc sporego kawałka świata. Gdy Zachód uspokojony wpuszcza go na salony – wraca do starej polityki. Taktykę tę realizował już kilkakrotnie, zawsze – niestety – z powodzeniem.

Wspomniał pan o amerykańskich żołnierzach na terytorium Polski. Operacja Atlantic Resolve zwiększy nasze bezpieczeństwo?

Implikacje polityczne już są widoczne. Decyzje NATO stają się faktem. Odwrotnie niż po szczycie w Walii, gdzie ustalono budowę sił natychmiastowego reagowania, ale nie podjęto żadnych konkretnych działań. Wtedy nie doszło nawet do poważnych wspólnych manewrów, które we wcześniejszych latach były realizowane chociażby z udziałem dowodzonego przeze mnie 18 Batalionu Powietrznodesantowego. Na Rosję trzeba patrzeć realnie. Słowa, konferencje lub noty dyplomatyczne, nie działają na Putina. Do niego przemawia jedynie język działań. Mam nadzieję, że obecność żołnierzy amerykańskich okaże się dla niego wystarczająco wymowna. Równocześnie liczę, że skłoni ona naszych europejskich sojuszników do weryfikacji własnej polityki obronnej, szczególnie w zakresie realizacji artykułu trzeciego traktatu, który mówi o budowaniu własnych zdolności obronnych. Pod tym względem zachodni sąsiedzi Polski mają ogromne zaniedbania. Od 2008 roku Rosja zbroi się na potęgę, buduje realne zdolności bojowe, zaś Zachód ten czas przespał. Ani Niemcy, ani Francja, ani nawet Włochy nie reagują tak, jak powinny.

Czy budowa Wojsk Obrony Terytorialnej to realne zwiększenie zdolności obronnych Polski?

Budowa WOT jest potrzebna tak samo, jak zmiana myślenia o naszym bezpieczeństwie. Angażujemy się w misje zagraniczne daleko od Polski, a zapomnieliśmy o obronie własnego terytorium. A do tego przecież przede wszystkim są przeznaczone siły zbrojne każdego kraju. Wojska Obrony Terytorialnej to najlepsza odpowiedź na tzw. zielone ludziki – zagrożenia niekonwencjonalne, działania nieregularne, wojnę, której nikt nie wypowiada i w której trudno jest zidentyfikować państwowego, instytucjonalnego agresora. Idea terytorialnego przywiązania w sytuacji zagrożenia i konieczności obrony małej ojczyzny dają takie atuty jak: znajomość terenu i zasobów, ale również wsparcie ludności cywilnej. Podoba mi się, że obrona terytorialna jest budowana na dobrych wzorcach, gdyż jej dowódcą został generał Wiesław Kukuła, dowódca Jednostki Specjalnej Komandosów z Lublińca.

Pojawiają się zarzuty jakoby żołnierze WOT dostawali sprzęt, który powinien trafiać do żołnierzy jednostek regularnych.

WOT to piąty rodzaj sił zbrojnych, zlokalizowany w polskim systemie wojskowym obok pozostałych czterech rodzajów sił zbrojnych. Wiem, że są osoby, które by sobie życzyły, by ci żołnierze dostawali odpadki po wojskach lądowych, zamiast nowoczesnej broni, by czuli się wojskiem gorszej kategorii, zdolnym tylko kopać rowy, ale jeśli mają oni dobrze wykonywać swoje zadania, to muszą szkolić się, być w gotowości do działania i przede wszystkim mieć poczucie dumy ze służby w swojej formacji. Myślę, że obrona terytorialna im to zapewni. Po rozmowie z generałem Kukułą wiem, że będzie ona wzorowana na amerykańskiej gwardii narodowej. Oczywiście, diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Z pewnością potrzebne jest silne polityczne i lokalne wsparcie, aby zrealizować ten ambitny pomysł.

Cała nasza rozmowa toczyła się wokół spraw obronnych, Rosji i zagrożenia z jej strony. W mediach pojawiają się oceny, że rosyjskiemu wojsku zajęcie Warszawy zajęłoby 3 dni...

Może tak, może nie, zależy jakimi środkami byłby ten atak na Warszawę realizowany. Moje pytanie jednak brzmi: po co mieliby to robić? Rosja ma obecnie jedynie pozornie wielki potencjał. Należy sobie uświadomić, że w okupację NRD było zaangażowanych 400 tysięcy rosyjskich żołnierzy. W zupełnie innych czasach, gdy taki stan faktyczny był międzynarodowo usankcjonowany. W jakim celu Rosja miałaby opanowywać fizycznie tysiącami żołnierzy Warszawę, jeśli współcześnie należy przede wszystkim kontrolować media, propagandę, informacje, rynki zbytu? Dzisiaj okupacja polega na uzależnieniu, odcięciu od zasobów niezbędnych dla istnienia stabilnego państwa. W dodatku, licząc potencjał zbrojny Rosji, nie bierze się pod uwagę jej ogromnego terytorium. Nie może ona przerzucić wszystkich swych sił na wschodnią flankę NATO, ponieważ inne obszary pozostałyby wówczas niezabezpieczone. Jeszcze inną kwestią jest jakość porównań potencjałów, jakich się dokonuje w mediach. Najczęściej są one wyłącznie ilościowe, nie jakościowe. Tymczasem np. rosyjskie czołgi T-72 mają wątpliwą skuteczność w konfrontacji np. z amerykańskim Abramsem. Rosyjska technologia mimo modernizacji wciąż ustępuje zachodniej. W dodatku Rosja boryka się obecnie z kryzysem gospodarczym. Podsumowując, gdyby się uparli, dotarliby tutaj w trzy dni, ale jeszcze szybciej musieliby się potem wycofywać. Bardziej się boję planów Gazpromu, niż buńczucznych wypowiedzi szefa rosyjskiego sztabu wojskowego.

Źródło: WPROST.pl