Premier Beata Szydło znowu podpadła prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu. Gdy przyszła na pl. Krasińskich w Warszawie, żeby wysłuchać prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, tłum głośno i entuzjastycznie skandował „Be-a-ta, Be-a-ta”. A gdy na plac wszedł Jarosław Kaczyński, to okrzyków było jakby mniej. Niektórzy twierdzą, że w ogóle nie słyszeli skandowania „Jarosław”. Dla pani premier to nie najlepszy prognostyk. Gdy jej notowania sięgnęły 40 proc., to za karę nie wystąpiła na kongresie PiS, tylko wysłuchiwała, jak się mądrzą jej podwładni. Jaka kara czeka ją za entuzjazm tłumu?
Nie najlepiej wypadł też prezydent Andrzej Duda. Podobno w tłumie widziano ludzi z jego zdjęciami w ręku. Zapewne liczyli na autograf głowy państwa. Zdjęć Jarosława Kaczyńskiego nie dostrzeżono. Można to sobie tłumaczyć tym, że prezes PiS od tak dawna jest w polityce, iż wszyscy jego fani zdobyli już zdjęcia swojego idola, oczywiście z autografem. Ale gdzie okrzyki „Jarosław, Polskę zbaw”?
Nie lada kłopot miał jeden z pracowników Sejmu podczas uroczystości związanych z wizytą Donalda Trumpa w Polsce. Nieopatrznie wybrał się na pl. Krasińskich autokarem z posłami Platformy Obywatelskiej. Tłum przywitał ich okrzykami: „Złodzieje”, „Targowica”, „Do więzienia”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.