Czytaj też:
Ruszają wielkie manewry przy polskiej granicy. NATO zaniepokojone, Rosja odpowiada: To demonizowanie
Łukasz Grzegorczyk: Rosja i Białoruś organizują manewry Zapad’17. To największe ćwiczenia od czasów zimnej wojny. Mamy się czego obawiać?
Gen. Roman Polko: Manewry są standardem realizowanym od lat. Należy się obawiać, że dowództwo sił zbrojnych Rosji uczone jest scenariusza prowadzenia działań z użyciem broni jądrowej. To zapada w pamięć i kształtuje nawyki. Zgodnie z konwencjami międzynarodowymi, plan ćwiczeń nie może zakładać tak agresywnych działań, a powinien skupić się na budowaniu zdolności obronnych. Nie będziemy się bać wtedy, kiedy wykażemy taką solidarność, jaką widzieliśmy podczas szczytu NATO w Polsce. To był jednak krótkotrwały efekt i potem wszystko się rozpadło.
NATO jest dla nas gwarancją obrony w przypadku zagrożenia?
Sojusz w dalszym ciągu stoi tylko Stanami Zjednoczonymi. Co prawda ruszyło się coś w części europejskiej, ale Putinowi udaje się rozgrywać różnice interesów między krajami, głównie na polu ekonomicznym. Patrząc na obecność w Polsce, mamy ciężką brygadę, ale amerykańską. A trudno mając za sąsiadów z jednej strony Rosję i Białoruś, a z drugiej Niemcy, opierać kwestie obronne tylko na USA. My, jako kraj najbardziej zainteresowany powinniśmy więcej robić, by Europa się integrowała. A działamy wręcz odwrotnie. Trudno nazwać pozytywnym ruchem wycofanie się z Eurokorpusu. Skoro on nie funkcjonuje tak, jak trzeba, Polska powinna się przyczynić do tego, żeby te struktury uruchomić i będąc w środku pilnować tego, by siły zbrojne Europy nie powstawały w kontrze do Stanów Zjednoczonych, ale były ich częścią. O to głośno w swoich przemówieniach zabiega Donald Trump.
Po co organizuje się takie manewry jak Zapad’17?
Armia musi utrzymywać zdolność do działania. Artykuł 3. sojuszu NATO też mówi o budowaniu wspólnych zdolności obronnych. Problem z manewrami Zapad’17 polega na tym, że w przeciwieństwie do ćwiczeń sojuszniczych NATO, scenariusze są agresywne. Poza tym, nie wiemy wiele o tych ćwiczeniach. Są łamane lub naginane postanowienia, które mówią o tym, że zaproszeni zostali obserwatorzy NATO, a nie są zaproszeni. Do końca nie wiemy, jaka ilość sił jest zaangażowana. Putinowska propaganda wykorzystuje to jako element wojny informacyjnej, po to, żeby pokazywać swoją nieobliczalność i zastraszać Zachód.
W manewrach ma wziąć udział 12,7 tys. żołnierzy, ale nieoficjalnie mówi się, że zaangażowanych może być nawet 100 tys. wojskowych. To jest realna liczba?
Putin celowo gra i buduje atmosferę napięcia wokół tych ćwiczeń. Rosję teoretycznie na to stać, ale ekonomicznie byłoby to bardzo duże przedsięwzięcie, bo takie ćwiczenia są kosztowne. Zależy, jaki byłby poziom zaangażowania wojsk i złożoności manewrów. Jeśli rzeczywiście pojawiłoby się tylu żołnierzy, to najbardziej powinni bać się Białorusini, a nie NATO. Te obawy głównie dotyczą tego, czy Rosja po manewrach wycofa się z ich terytorium, czy może zostanie.
No właśnie, a co w sytuacji, jeśli Rosja po manewrach nie wycofa swoich sił z Białorusi?
To jest tak, jak opisał gen. Richard Shirreff w książce „2017: Wojna z Rosją”. On doskonale poznał mentalność Putina, który cały czas testuje Zachód i sprawdza, do jakiego stopnia może się posunąć. Niestety, europejska część NATO woli chować głowę w piasek i udawać, że nic się nie dzieje. Dla Rosji utrzymanie tak dużych sił byłoby uciążliwe. Z kolei dla Białorusi byłby to duży problem. Rosja pewnie będzie chciała zostawić tam jakieś elementy po to, żeby wykorzystywać je choćby do celów propagandowych, czy jako kartę przetargową, aby ugrać dla siebie inne sprawy. Choćby kwestię nakładanych sankcji.