Choć oficjalnie wizytę szefowej niemieckiego rządu w Polsce powinien ogłosić Berlin, rząd polski nie mógł się powstrzymać przed wypuszczeniem tej nieoficjalnej jeszcze informacji do mediów. I trudno się temu dziwić, bo ewentualny przyjazd Merkel do Warszawy byłby potwierdzeniem ambicji odgrywania przez Polskę znaczącej roli w UE. Dowodziłby także, że próby izolowania Warszawy w UE, związane ze sporem na temat zmian w sądownictwie czy realizacji umowy o relokacji imigrantów spaliły na panewce. Po tym, jak premier Mateusz Morawiecki zaczął wymieniać uśmiechy, uprzejmości i uściski dłoni z szefem Komisji Europejskiej Jean Claude Junckerem i jego zastępcą Fransem Timmermansem, zaangażowanym w obronę praworządności w Polsce, przyszedł czas na pełną odwilż, czyli oficjalną wizytę szefowej Niemiec a przy okazji i całej Unii w Warszawie. Rzecz nie rozbija się jedynie o okolicznościowe zdjęcie Morawieckiego z Merkel.
Koalicja blokująca
Podczas niedawnej wizycie w Brukseli Morawiecki mówił o kryzysie niemieckiego przywództwa w UE i o powszechnej wśród państw członkowskich niechęci wobec planów zacieśniania na siłę integracji europejskiej. Ostro dostało się forsowanym przez Francję planom budowy osobnego zarządu strefy euro wewnątrz UE. Morawiecki sugerował nawet, że przynajmniej 12 państw w UE jest tym planom przeciwnych, co stawia pod znakiem zapytania cały pomysł. Niezależnie co o możliwościach polskiego rządu mówi opozycja, nasi partnerzy w Niemczech muszą brać te deklaracje pod uwagę, zwłaszcza, że w samym rządzie niemieckim nie ma przekonania co do tego, czy tworzenie takiego zarządu strefy euro jest dobre dla jedności UE a także dla samych Niemiec. Nie jest bowiem tajemnicą, że na tego typu integracji skorzystały by głównie zadłużone kraje południa unii walutowej, takie jak Francja, która forsuje cały pomysł. Skoro więc Merkel chce się kukułczego francuskiego jaja pozbyć, Polska może się jej bardzo przydać, wyręczając niejako Berlin w utrąceniu niewygodnego dla obu stron pomysłu prezydenta Manuela Macrona.
Niebezpieczna rura
Merkel ma także problem z rosyjskim gazociągiem Nord Stream 2. Jest to wspólna inwestycja Gazpromu i wielkich koncernów energetycznych z Niemiec, Francji, Austrii, Holandii i innych krajów UE. Przez całe lata promowali Nord Stream politycy SPD, partii, która jest koalicyjnym partnerem CDU Angeli Merkel. Do pewnego momentu Merkel też była za, ale rosyjska inwazja na Ukrainę spowodowała zmianę zdania pani kanclerz. Dla chadeków Nord Stream 2 z projektu biznesowego zwiększającego bezpieczeństwo energetyczne Niemiec stał się projektem politycznym zwiększającym obecność Rosji w UE, co samo w sobie jest obecnie coraz częściej traktowane jako problem a nie korzyść. Po tym, jak Merkel poparła Wielką Brytanię w sprawie ostrzejszej gry z Rosją, która najprawdopodobniej stoi za otruciem mieszkającego w Anglii rosyjskiego szpiega atmosfery dla forsowania Nord Stream 2 już nie ma. O wadze tego tematu świadczy fakt, że jednym z głównych powodów wielomiesięcznego kryzysu rządowego w Niemczech były spory między SPD i CDU w sprawie Nord Stream 2. Rura, biegnąca po dnie Bałtyku z pominięciem tranzytu gazu przez Polskę i Ukrainę jest zagrożeniem dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego i od dawna jest oprotestowywana przez kolejne polskie rządy.
Poprawić relacje z Polską
Nie tylko ważna dla Warszawy sprawa Nord Stream 2, ale także postulat poprawy relacji z Polską znalazły się wśród punktów umowy koalicyjnej, zawartej przez dwie główne partie niemieckie, tworzące obecny rząd w Berlinie. Relacje te nie są jakoś dramatycznie złe, ale wielkiej mięty, podobnej do tej, jaka panowała między Berlinem a Warszawą w czasach, gdy premierem Polski był Donald Tusk oczywiście nie ma. Postulat poprawiania stosunków służy jednak dmuchaniu na zimne, bo w Berlinie bardzo poważnie traktuje się podnoszony w Warszawie temat reparacji wojennych. Niezależnie od tego, jak ostro niemieccy politycy zapewniają, że temat odszkodowań niemieckich za zniszczenia z czasów II wojny światowej jest zamknięty, sprawa ta budzi polityczny niepokój nad Łabą. W interesie Angeli Merkel byłoby załatwienie tej i kilku wyżej wspomnianych spraw i powrót do dobrych relacji z Polską. Będzie to wymagało zaakceptowania przez Berlin, że obecny rząd w Warszawie ma większe ambicje prowadzenia samodzielnej polityki w ramach UE i odgrywania roli regionalnego lidera. To się da zrobić. Morawiecki potrzebuje przecież takiego uznania a z kolei Merkel, której słabnąca pozycja w Europie może utrudniać grę w UE i na własnym podwórku potrzebuje spokoju i świadomości, że Polska jest po jej stronie. Morawiecki nie będzie miał z tym większego problemu, bo cokolwiek by nie mówić o antyniemieckim nastawieniu PiS, politycy tej partii zdają sobie sprawę, że Angela Merkel to najlepsze co ich może spotkać w Niemczech i w Europie.