Przejście Polski do grupy płatników netto, którzy nie są utrzymankami UE, ale sami ją utrzymują, nie jest żadną karą. Odłóżmy na bok spory o praworządność i zarzuty o łamanie demokracji przez rząd PiS. To jest tylko piana, bita na użytek naszej lokalnej naparzanki. Jeśli spojrzeć na całe zjawisko w kategoriach sukcesu, to mamy do czynienia nie z gnębieniem Polski, tylko z jej awansem w Unii.
Przecież m.in. po to Polacy ten rząd wybierali, żeby dać mu szansę na uczynienie naszego kraju ważnym europejskim graczem a nie tylko pionkiem na szachownicy obcych interesów. No i proszę, udało się. Czyż można wyobrazić sobie lepsze potwierdzenie ambicji polskich władz niż dołączenie Polski do ekskluzywnego klubu krajów, które nie żebrzą o unijne dotacje tylko same z dumą i poczuciem współodpowiedzialności za Europę dokładają się do rozwiązywania gospodarczych problemów biednych Włochów, Greków czy Hiszpanów?
Zamiast lamentować, że źli Niemcy i Francuzi, szczuci przez Tuska i opozycyjnych eurodeputowanych z Polski znów nas biją, powinniśmy z dumą uderzyć w wawelski dzwon Zygmunta i obwieścić światu historyczny moment: oto Polska wreszcie wstała z kolan.
Czytaj też:
„Rz”: Mniejsze fundusze z UE dla Polski. Od kiedy zaczniemy dopłacać do budżetu?