Najpierw sprawę zmilczano i zbagatelizowano, a po drugim tekście, w którym zostało ujawnione nazwisko Durczoka i podane kolejne przykłady jego zachowania wobec podwładnych mu kobiet, milczenie pękło. Rozległ się krzyk oburzenia, jednak nie pod adresem szefa redakcji Faktów, tylko dziennikarzy, którzy ujawnili relacje kobiet. Byli dziennikarze, którzy próbowali sprawę wyjaśnić, jednak dominująca środowiskowa reakcja polegała na obronie kolegi, którego, jak to formułowano, skazano bez wyroku na podstawie opowieści jakiś panienek. Martwiono się o karierę szefa redakcji, a nie o godność jego podwładnych.
Klasyka gatunku. Tak właśnie ujawnia się molestowanie. Ofiary zostają nimi po raz drugi, kiedy nagłaśniają sprawę i wskazują sprawcę. Tylko za tym drugim razem nie osacza ich już prześladowca, tylko otoczenie. A kiedy jeszcze sprawca jest w środowisku ofiary znany i szanowany, tym gorzej dla niej. Tak było i tu. Autorytet i charyzma lubianego kolegi, wpływowego dziennikarza i medialnej gwiazdy zderzyły się z niewygodnymi relacjami kobiet, z którymi coś trzeba było zrobić. Najwygodniej było im nie uwierzyć. To się od lat sprawdza, jeśli w coś się nie uwierzy, to tak, jakby tego nie było, a więc można o tym zapomnieć. A kiedy ofiary nie dają zapomnieć opowiadając dalej, odbiera im się wiarygodność. „Jakaś panienka” nie może burzyć wygodnych relacji środowiskowych.
To było trzy lata temu. W ubiegłym roku przez świat przetoczyła się akcja #metoo, która wywróciła postrzeganie słów ofiar molestowania. Dziś już sprawy Durczoka nie komentowano by tak, jak wtedy. Dziś publicznie nie wypada podważać na starcie wiarygodności ofiary. Jednak jest jeszcze wiele do zrobienia. Potrzebujemy dobrych wzorców do powtarzania, jeśli chodzi o reakcję na ujawnioną przemoc. Przegrana Durczoka przed sądem jest wielkim krokiem w kierunku wyrobienia w społeczeństwie, a nie tylko w mediach, odruchu szacunku do ofiar. Sąd potwierdził, że ich słowa są wiarygodne. Widzimy też, że pozycja i wpływy nie zagwarantowały nietykalności. To, co w październiku wybuchło na cały świat w Hollywood, miało swój kazus w Warszawie. Polskie #metoo zaczęło się wtedy, kiedy dziennikarka Faktów opowiedziała o molestowaniu dziennikarzom Wprost i trwa do tej pory, kiedy sąd przyznał im, że mieli prawo je opublikować. To bardzo ważne wydarzenie. Przykład pierwszego polskiego #metoo pokazuje, że warto odważnie stanąć naprzeciw sprawcy i walczyć o swoją godność.
Czytaj też:
Świadek w sprawie Durczoka: Molestowana kobieta zwierzała się wielu koleżankom w pracy
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.