Parę tygodni temu minęło równo dziesięć lat od momentu gdy ówczesny wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Witold Dróżdż obiecał Polakom elektroniczne dowody osobiste. Nowy sposób potwierdzania tożsamości miał być jednym z kluczowym elementów procesu informatyzacji Polski. W 2009 r. Polska otrzymała od UE blisko 100 mln euro na zrealizowanie tej koncepcji. Pierwotny termin na wydanie elektronicznych dowodów, kilkukrotnie zresztą przesuwany, minął z końcem 2015 roku. Polska otrzymała od Komisji Europejskiej dodatkowy czas na jego realizację. Zgodnie z umową powinno to nastąpić do marca 2019 r., w innym wypadku będziemy musieli zwrócić Brukseli 150 mln zł.
Kilka tygodni temu został zlecony audyt tego projektu. Niedawno trafił na biurko premiera Mateusza Morawieckiego. Jego wyniki są porażające. Okazuje się na przykład, że że porozumienie w sprawie realizacji eDowodu zostało podpisane w czerwcu 2016 roku. Stronami były trzy ministerstwa: cyfryzacji, spraw wewnętrznych i administracji oraz zdrowia. Resort cyfryzacji wziął na siebie kluczową rolę w tym projekcie, miał zaproponować koncepcję e-dowodu, rozwiązania technologiczne oraz harmonogram. To wpisywało się w politykę Streżyńskiej, która miała ambicję by jej resort pełnił rolę głównego informatyka kraju i był odpowiedzialny za wszelkie projektu cyfrowe z obszaru administracji rządowej. Problem polega na tym, że komitet sterujący i tzw strukturę projektową powołano dopiero… dwa miesiące temu. Blisko dwa lata po podpisaniu porozumienia i dwa miesiące po dymisji Streżyńskiej.
Audytorzy wytykają, że ten kluczowy dla informatyzacji państwa projekt był prowadzony w sposób, który nie dawał możliwości zarządzania nim, poszczególne instytucje mają nie korespondujące ze sobą harmonogramy prac, a stan realizacji prac nad e-dowodem nawet trudno ocenić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.