Robili, co mogli, żeby przepędzić szatana. Przed ratuszem, w którym obradowała Rada Miejska ustawili kartonowego konia z tęczową flagą, mąż radnej Anny Kołakowskiej Andrzej Kołakowski intonował: „Z dawna Polski tyś królową Maryjo”, a w środku przewodniczący radnych PiS Kazimierz Koralewski tłumaczył, że przyjmowanie uchwały w sprawie równego traktowania to przekaz, że miasto jest nietolerancyjne.
Wszystko na nic. Radni przyjęli w czwartek „Model na rzecz równego traktowania”, czyli zbiór 179 wytycznych, których wprowadzenie ma podnieść możliwość korzystania ze swoich praw przez osoby narażone na dyskryminację i wykluczenie. Chodzi o ułatwienia dla niepełnosprawnych, dla seniorów, o równy dostęp do miejskich usług dla mieszkających w mieście cudzoziemców, o edukację seksualną i wyczulenie na mowę nienawiści podczas ulicznych zgromadzeń, o promowanie dobrych praktyk zapobiegających dyskryminacji osób LGBT. Zgroza.
Tego nie da się opisać poważnie. Uchwała radnych to rekomendacje, raczej nadanie kierunku niż jakiekolwiek sprawstwo. Przecierają szlak na rzecz równości, na którym tak dużo jest jeszcze do zrobienia. Osobom z niepełnosprawnościami i seniorom mogą realnie pomóc, wokół osób LGBT mogą poprawić klimat. To ważne, ale to kropla w morzu. Społeczność LGBT potrzebuje ustaw, na przykład o małżeństwach jednopłciowych, albo chociaż o związkach partnerskich, a to jest możliwe tylko w sejmie, miasto tu dużo nie zdziała.
Szopka, którą wokół Modelu zorganizowali radni PiS i demonstranci przed ratuszem sprawiła jednak, że te miejskie rekomendacje stały się ogromnym przedsięwzięciem. Usłyszała o nich cała Polska, Gdańsk pokazał się dzięki nim jako miasto wrażliwe społecznie, nowoczesne i tolerancyjne, a przeciwnicy prezydenta Pawła Adamowicza, nie bójmy się tego słowa, jako ludzie albo zabawni, albo bałamutni. No i walczącemu o ponowny wybór na stanowisko prezydenta miasta Pawłowi Adamowiczowi nie mogli zrobić lepszej reklamy. Tu nie było konfliktu ślepych i zarozumiałych elit z ciężko żyjącymi ludźmi, na czym tak bardzo skorzystali w ostatnich wyborach do sejmu populiści i konserwatyści. Tym razem w Gdańsku elity były wrażliwe społecznie, a populiści odklejeni od rzeczywistości.
Jeśli środki wyrazu i poziom protestu przeciw równości miałby się i w innych sprawach utrzymywać tak, jak ten z Gdańska, to być może jest nam do tej równości już trochę bliżej. Przeciwnicy pokonają się sami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.