W ubiegłym roku podczas obchodów na Westerplatte doszło do nieprzyjemnego incydentu – harcerz, który miał uczestniczyć w odczytywaniu apelu poległych, nie został do tego dopuszczony przez urzędników MON. Cały apel odczytał żołnierz i dorzucił do niego wspomnienie o ofiarach katastrofy samolotowej pod Smoleńskiem.W tym roku Paweł Adamowicz, który jako prezydent miasta jest oficjalnym organizatorem uroczystości, zażądał od obecnego szefa MON gwarancji na piśmie, że taka sytuacja się nie powtórzy. W odpowiedzi minister Mariusz Błaszczak zarzucił prezydentowi Gdańska, że blokuje udział wojska w uroczystości poświęconej rocznicy wybuchu wojny. Przy okazji zasugerował, że Adamowicz od nowa pisze historię stawiając znak równości między sprawcami, a ofiarami tamtej wojny.
Gdyby Paweł Adamowicz nie walczył w tym roku o reelekcję w wyborach samorządowych i nie chciał zaprezentować się jako twardy obrońca Gdańska przed PiS, to być może zauważyłby, że szefem MON jest zupełnie inny polityk niż przed rokiem. Zdecydowanie bardziej skłony do współpracy niż jego poprzednik Antoni Macierewicz.
Gdyby Mariusz Błaszczak nie patrzył na uroczystości przez pryzmat bieżącej polityki i niechęci do PO, to by powściągnął język, bo atak może być najlepszą obroną ale na pewno nie jest najlepszym sposobem na dojście do porozumienia.
Do niedawna rocznica wybuchu II wojny światowej nie kojarzyła się Polakom z polityczną wojenką między PiS, a PO. Nie jest jednak wykluczone, że po tegorocznych obchodach i to ulegnie zmianie. A z całą pewnością po tym sporze pozostanie niesmak, że nawet takie rocznice są wplatane w bieżący kontekst polityczny.
Czytaj też:
MON zarzuca Adamowiczowi kłamstwo. Resort Błaszczaka ujawnia list