Zamach na zakaz kar cielesnych?

Zamach na zakaz kar cielesnych?

Przemoc wobec dzieci, zdjęcie ilustracyjne
Przemoc wobec dzieci, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Fotolia / markerhitalij
Zakaz bicia dzieci, nawet w formie klapsa, nie jest skierowany do tych, którzy i tak dzieci nie biją. On jest dla tych, którzy uderzają odruchowo, w ramach pierwszej reakcji. Teraz ci ludzie mogą zyskać swoją rzeczniczkę.

Dlaczego zaproponował na stanowisko Rzeczniczki Praw Dziecka dr Sabinę Lucynę Zalewską, kobietę, która uważa, że zakaz karania fizycznego dzieci przez rodziców to jeden z wielu przejawów pajdokracji, czyli przejmowania rządów przez dzieci? Boje się, że tu nie chodzi tylko o ideologię. To może być kolejny krok do tego, żeby z ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie wykreślić przepis o całkowitym zakazie kar cielesnych.

Ten wprowadzony 8 lat temu zakaz uwiera od początku swojego istnienia. Kogo? Trudno jasno określić grupę tych ludzi, bo niechęć wobec przemocy, nawet w formie klapsa nie ogranicza się do środowisk „lewackich”, jak to była łaskawa sklasyfikować kandydatka na RPD. Poglądy na ten temat ogłosiła na swojej stronie internetowej, i choć dzień po wskazaniu jej kandydatury usunęła je, wcześniej zdążyła je znaleźć i rozgłosić znana psycholog rozwojowa Dorota Zawadzka. Stąd je znamy.

A więc, wbrew obiegowej opinii, klapsy jako metodę wychowawczą negują także ludzie o poglądach konserwatywnych i prawicowych. Jednak negowanie to jedno, a przepis to drugie. Prawny zakaz kar cielesnych uwiera tych, którzy uważają, że państwo nie powinno wtrącać się rodzicom do wychowywania dzieci, jeśli dzieciom nie dzieje się ewidentna krzywda. A klapsa za nią nie uważają.

Zgódźmy się, że klapsa potrafią dać także jego przeciwnicy w chwili silnego wzburzenia, bezradności, gniewu. Tacy ludzie jednak żałują tego, co zrobili i zazwyczaj więcej tego nie robią. Całkowity zakaz kar cielesnych nie zmieni ich postawy i świadomości wychowawczej, oni ją mają. Ten zakaz jest dla ludzi, którzy uderzenie wykonują odruchowo. Którzy tak wyrażają na co dzień swoje zniecierpliwienie, złość, demonstrują przewagę, która ma zapewnić im posłuszeństwo dzieci. Albo dla tych, którzy robią to z chłodną premedytacją, żeby określić w ten sposób hierarchię w rodzinie – to już jawni przemocowcy, najgorsze że są wśród nich znani publicyści, którzy piszą teksty w obronie klapsów w opiniotwórczych pismach. To im potrzebny jest ten przepis, bo oni nie wiedzą, że klaps jest zły, że klaps to uderzenie. A jeśli prawo tak go definiuje, ich propagujące klapsy argumenty tracą siłę.

W czasie, gdy przepis obowiązuje nie stało się to, co prorokowali jego przeciwnicy, zbuntowane nastolatki nie szykanują za jego pomocą swoich niewinnych rodziców, zły sąsiad nie nasyła dzięki niemu służb na Bogu ducha winną rodzinę. Stało się natomiast coś innego – klapsy stały się wstydliwe. Na placach zabaw są jeszcze wprawdzie matki, które je dają, ale robi im się od tego niezręcznie, w sklepach są ojcowie, którzy „dają w dupę”, ale spotykają się z ciężkim spojrzeniem innych klientów. Nawet jeśli uważają, że „we łbach im się poprzewracało”, czują, że ich zachowanie nie jest powszechnie akceptowane. A to już coś.

Niestety organizacje broniące praw dzieci od dawna podejrzewają, że PiS będzie chciał przepis wykreślić z ustawy. Jednym z pierwszych niepokojących sygnałów był opublikowany dwa lata temu w Rzeczpospolitej tekst prof. Zbigniewa Stawrowskiego, filozofa związanego z Uniwersytetem Jagiellońskim wyrażający pochwałę dla klapsów, jako mądrej i odpowiedzialnej metody wychowawczej. Obrońcy praw dzieci obawiali się, że to początek debaty, która ma doprowadzić do zmiany prawa. Teraz mamy kandydatkę na RPD, która prawa dzieci utożsamia z lewicową ideologią, a więc z nimi dyskutuje. Jest się czego bać.

Gdyby istniejący już zakaz kar cielesnych został zlikwidowany, byłby to jasny sygnał dla tych ojców z hipermarketów, którzy odruchowo „dają w dupę”, że dobrze robią i świat znowu staje na nogi. A skoro wolno, to dawaj, nie będziemy się patyczkować. I proszę mi wierzyć, na klapsach się nie skończy. Będzie to również jasny sygnał dla sadystów, którzy karzą dzieci za wszelki sprzeciw, na przykład płacz z powodu wyjścia z placu zabaw (to nie mój wymysł, padł kiedyś taki przykład w tekście publicysty promującego klapsy), że ich filozofia wychowawcza jest jak najbardziej normalna i lewacy nie będą już jej zagrażać. Ewentualna likwidacja przepisu o zakazie kar cielesnych byłaby jeszcze gorsza, niż gdyby tego zakazu nigdy nie było. Miejmy nadzieję, że wszystkie znaki, które sieją podejrzenia co do takich intencji władzy to tylko ideologiczne manifesty.




Źródło: WPROST.pl