Chcieli przeżyć wymarzony urlop, w zamian doświadczyli dużo stresu i nerwowych sytuacji. Klienci biura podróży TUI, którzy wykupili wycieczki na Dominikanę, mieli odlecieć z Warszawy 15 sierpnia po godz. 10 rano. Po kilku komunikatach o opóźnieniach samolotu, wielogodzinnym koczowaniu na lotnisku oraz chaosie i dezinformacji, lot odwołano. Osoby, które opłaciły wyjazd do egzotycznego państwa opowiadały w mediach o dantejskich scenach, jakie miały miejsce na Lotnisku Chopina w Warszawie. Pasażerka, która poprosiła o zachowanie anonimowości, zdradziła nam, jak wyglądała komunikacja z biurem oraz jakie komplikacje pojawiły się w trakcie oczekiwania na lot.
SMS o 23
Pasażerka wraz z mężem i 11-miesięcznym dzieckiem mieszkają w Warszawie. 15 sierpnia nad ranem stawili się na stołecznym lotnisku. Tam dostali informację, że samolot należący do przewoźnika TUIfly nie odleci zgodnie zgodnie z planem, a klienci biura TUI muszą czekać do godz. 11 na kolejne informacje. O zapowiadanej porze biuro przekazało, że komunikat nadejdzie jednak o 12. Sytuacja przeciągała się aż do godz. 16, gdy pasażerowie dowiedzieli się, że lot w środę na pewno się nie odbędzie. Skierowano ich do hotelu i poproszono o oczekiwanie na komunikat.
Nasza rozmówczyni wraz z mężem podjęła decyzję o tym, że zamiast nocować w hotelu, wrócą do domu. – W momencie odbierania bagażu nie dostaliśmy od biura żadnej informacji na temat tego, co będzie działo się dalej. Powiedziano mi, żebym to ja zadzwoniła na infolinię i to najlepiej o 19. Dzwoniłam, ale nikt nic nie wiedział. Dopiero o 23 dostaliśmy SMS-a od TUI, że lot odbędzie się następnego dnia o 9 rano – powiedziała klientka biura.
Czy leci z nami pilot?
Od samego początku biuro obarczało odpowiedzialnością za zaistniały problem przewoźnika, do którego należał samolot, w którym miał zepsuć się silnik. W związku z tym uzyskanie jakichkolwiek informacji na infolinii było niemal niemożliwe. Następnego dnia sytuacja stała się niemal kuriozalna, a awaria okazała się niejedynym problemem.
Pasażerowie rano stawili się na lotnisku, skąd samolot, zgodnie z zapowiedzią biura podróży, miał odlecieć o 9 rano. Wówczas okazało się, że... nie ma załogi. – Cała załoga, która miała lecieć 15 sierpnia, nie stawiła się na czas. W czwartek przewoźnik ściągał załogę z Amsterdamu. Od 23 w środę przedstawiciele TUI i TUIfly wiedzieli, że lot jest o 9 i nic nie zrobili, żeby sprowadzić na czas załogę. Zorientowali się, że jest problem z załogą dopiero wówczas, gdy w czwartek przyszło tylko dwóch stewardów – powiedziała nasza rozmówczyni.
Uwagę anonimowej pasażerki zwrócił fakt, że w czwartek pasażerów poinformowano, że lot odbędzie się jednak o godz. 12:30. Jednocześnie o 10 zaczęto rozdawać vouchery na jedzenie, których nie zapewniono dzień wcześniej. – Tak jakby wiedzieli, że ten lot się nie odbędzie o tej godzinie – stwierdziła klientka biura TUI.
Turystka z Litwy i para młoda
Nasza rozmówczyni wraz z mężem w czwartek podjęła decyzję o rezygnacji z wyjazdu, biorąc pod uwagę przede wszystkim dobro 11-miesięcznego dziecka. Okazało się, że rodzina z Warszawy była w tym działaniu praktycznie osamotniona. Większość osób do końca miało nadzieję, że lot się odbędzie. – Było dużo rodzin z dziećmi w wieku szkolnym, którzy nie wiedzieli co robić, ponieważ obiecali pociechom wakacje, a teraz mają problem, gdzie z nimi jechać – tłumaczyła anonimowa pasażerka. I dodała, że wśród oczekujących na lot na Dominikanę była turystka z Litwy podróżująca z 6-miesięcznym dzieckiem oraz para młoda lecąca na podróż poślubną. Przypomnijmy, połączenie zostało ostatecznie anulowane.
Czytaj też:
Wielkopolska. Awionetka spadła na ściernisko. Jedna osoba nie żyje