Anna Gielewska: Jak szybko można dziś działaniem w sieci zniszczyć kraj w realu?
Kamil Basaj: Wszystko zależy od tego, jakie cele wybrałby przeciwnik i jak zabezpieczona jest infrastruktura. Można sobie wyobrazić atak na systemy energetyczne, bankowe, w tym samym czasie atak na służbę zdrowia, wywołanie paniki, ewakuacji ludności. Do tego atak informacyjny w sieci i na BTS-y, co powoduje, że np. wszyscy użytkownicy telefonów komórkowych otrzymują smsa, że doszło do skażenia. Ale te systemy są różne, mają zróżnicowany poziom zabezpieczeń i przeprowadzenie takiego ataku nie jest łatwe.
Co jest największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa informacyjnego w Polsce?
Rosyjskie kampanie, które wpływają na środowisko informacyjne i kształtowanie poglądów. Środowisko informacyjne definiowane jest w 3 wymiarach – fizycznym, wirtualnym i kognitywnym, czyli tym, w którym informacja jest przetwarzana. Pole walki informacyjnej zawiera się w trzecim wymiarze. Federacja Rosyjska prowadziła badania nad tymi procesami już od lat 50., tworzyła modele działania, jak nasycać obiekt poddany działaniu informacyjnemu w taki sposób, by kształtować pogląd czy decyzję zgodną z jej oczekiwaniami.
Taki wirtualny „Montaż”, jak w powieści Władimira Wołkowa. Na jakim etapie jesteśmy?
W polskojęzycznym środowisku informacyjnym, widoczne są mapy oddziaływania tego typu. Oprócz działań związanych z dystrybucją rosyjskiej propagandy, czy stosowaniem jej przez działalność kulturalną i parakulturalną, w której przemycane są treści propagandowe, mamy do czynienia z zaplanowanymi i realizowanymi wobec naszego społeczeństwa operacjami informacyjnymi.
Kiedy to się zaczęło? Dopiero po przyjęciu nowej doktryny Putina w grudniu 2016 r.?
Pierwsze takie działania w internecie były widoczne już w czasie wojny w Czeczenii, kiedy informacje o zbrodniach na ludności cywilnej były maskowane zdjęciami, artykułami i publicystyką propagandową Kremla. W ramach rozwoju internetu i mediów społecznościowych, powstały warunki, gdzie to stało się dużo prostsze. Dzisiaj Rosja buduje środowiska informacyjne w sieci, którym dedykuje określony obszar informacyjny, zwany precyzyjniej poznawczym. Zaczyna się to od rozpoznania podatności grup społecznych na określony przekaz. Czytając twittera, jest Pani w stanie sama wytypować użytkowników podatnych na taką albo inną informację, to samo jest w stanie zrobić przeciwnik informacyjny nawet bez konieczności sięgania po szczegółowe dane czy narzędzia takie jak Cambridge Analytica. Dzisiaj można wywołać incydent informacyjny nie tylko poprzez fałszywą informację, ale także informację opatrzoną określonym, sugestywnym kontekstem. Dezinformacja nie musi opierać się na infmacji fałszywej. Dezinformację można kształtować posługując się również prawdziwymi informacjami, ale podanymi w precyzyjnie zaplanowanym kontekście, z uwzględnieniem narzędzi retorycznych, technik oddziaływania psychologicznego.
Jak Rosja działa w polskiej sieci?
W wymiarze jawnym kształtuje możliwość dostępu do produkowanych przez siebie materiałów dla jak najszerszej opinii publicznej. Na przykład przez rosyjski portal Sputnik, który jest zaangażowany w dystrybucję wszelkich informacji zgodnych z polityką propagandową Kremla. Proces redystrybucji tych treści jest złożony – te same, albo nieco zmodyfikowane materiały, są potem powielane przez inne portale, a następnie trafiają do blogosfery. Wtedy są dystrybuowane jako opinie blogerów, które uznajemy za prorosyjskie. To są także działania komunikacyjne w wymiarze opinii, na przykład komentarze w sieciach społecznościowych i na forach, ale też działania w mikrośrodowiskach. Na przykład forum organizacji proobronnej – osoby skupione w takim miejscu mogą być obiektem zainteresowania propagandystów. Można próbować na nich wpływać, podsuwając im określone informacje. Wreszcie przez liderów opinii, których komunikacja jest zbieżna z interesem Kremla, te treści trafiają do sieci społecznościowych, gdzie rozpowszechniają je prawdziwi albo fikcyjni użytkownicy. W końcu taka informacja jest już tak rozproszona, że z poziomu wyszukiwarki google jest powszechnie dostępna. I to do tego stopnia, że istnieje problem z uzyskaniem równowagi informacji w tak głośnych sprawach jak Syria czy próba zabójstwa Skripala. Są sytuacje, w których rosyjski aparat propagandowy uzyskuje przewagę informacji zaimplementowanych do sieci przez Rosję nad wiarygodnymi materiałami.
Dlaczego druga strona, czyli Zachód, jest w tej wojnie tak słaba?
Nie uwzględnia się konieczności wytwarzania materiałów informacyjnych, które działałyby w kontrze do rosyjskiej propagandy. Doskonałym przykładem jest sprawa raportu dotyczącego użycia broni chemicznej w Syrii. Materiałów bardzo wiarygodnych, których nie sposób podważyć w sieci, znalazłem w tych kluczowych dniach trzy: raport francuskiego MON, oświadczenie departamentu stanu i wypowiedź sekretarza generalnego NATO. W tym czasie trwał już napór ze strony rosyjskiej, oni wprowadzali do sieci 24 różne scenariusze zdarzeń.
Jakie?
To są skorelowane działania: z jednej strony, zaangażowanie przedstawicieli rosyjskiego rządu – wypowiedzi ministrów i oficjeli, którzy narzucają pewien kontekst sprawie. Mamy więc szybko działający aparat bezpieczeństwa na miejscu: pojawiają się na przykład filmiki z żołnierzami, którzy opowiadają, że są na miejscu i nie ma tu żadnego ataku. Następuje gwałtowna produkcja nieprawdziwych informacji, które wyglądają wiarygodnie – to jest siłą tych działań, one nie są infantylne. Na propagandowych portalach pojawiają się zatem przekazy o tym, że:
-
atak chemiczny był prowokacją
-
był mistyfikacją inspirowaną przez zachodnie służby
-
był inscenizacją prowadzoną przez Białe Hełmy
-
nie ma rannych i ofiar ataków;
do tego natychmiast pojawiają się fejkowe filmiki: na przykład z lekarzami, którzy opowiadają, że nie ma rannych albo opowiadają, że ranni to efekt wybuchu paniki. Kiedy do sieci trafił filmik pokazujący dziewczynkę, która się dusiła i była zalewana wodą, rosyjska propaganda wypuściła przekaz, że dziewczynka miała atak astmy. Uwiarygadniali go nagrani aktorzy – lekarze. Żeby uzyskać przewagę, Sputnik wprowadza bardzo dużo materiałów propagandowych w krótkim czasie, nasycając nimi sieć. Samo zidentyfikowanie tej rosyjskiej kampanii nie jest takie trudne. Najtrudniejsza jest obrona przed tym, żeby te informacje nie intoksykowały świadomości społecznej i nie fałszowały tych wydarzeń.
Użytkownicy internetu, sieci społecznościowych nie rozumieją, że w sieci toczy się wojna, której są nieświadomi uczestnikami.
Rozmawiam z różnymi ludźmi starając się dowiedzieć, jaka jest ich świadomość wydarzeń. Wiedząc, co się gdzie w sieci pisze, jestem w stanie określić, z jakich stron korzystają, w jakim środowisku informacyjnym funkcjonują. Ta różnorodność narracji wprowadzanych przez Rosję, tak jak w przypadku Syrii, doprowadza do tego, że ludzie przestają w ogóle ufać informacjom. I o to właśnie Rosji chodzi – żeby wprowadzić chaos, dezorientację. W tych kampaniach zawsze pojawiają się też elementy działania na poczucie zagrożenia – bomba atomowa, kataklizm, asteroida.
Chodzi o wywołanie jak największych emocji.
Tak, to są operacje psychologiczne. Ich potencjał jest olbrzymi. Weźmy taki eksperyment, jak słowo może zadziałać na odbiorców: są dwie grupy studentów. Jednej pokazujemy filmy z ubojni zwierząt, a drugiej – reklamy steków, czy ładnie opakowanych produktów mięsnych. Następnie badani otrzymują zestaw słów, w którym jest słowo „mięso”. Ci, którzy są pod wrażeniem brutalnych obrazów z ubojni, klasyfikują słowo mięso na szczycie skali negatywnej. Druga grupa ocenia neutralnie.
A potem może się to przenieść w sferę realną: ci, którzy widzieli taki film, nie zjedzą już mięsa, nawet jeśli nie byli wegetarianami. I o ile taki film zawiera prawdziwe informacje, to jest to ich świadomy wybór. Gorzej jeśli taki sam mechanizm ktoś wykorzystuje, żeby na nich wpływać.
Celem rosyjskiej propagandy jest stworzenie jak największej grupy osób, które będą dążyły do poprawy relacji z Rosją, podkopaniu wiary w NATO i sojusz z USA. Na dalszych miejscach jest retoryka antyukraińska.
Taka grupa ma wśród swoich przedstawicieli ojca premiera, który otwarcie głosi tezę o potrzebie poprawy relacji z Kremlem. Właśnie ukazał się też podobny wywiad senatora Macieja Grubskiego z PO.
Tak, oba są wykorzystywane przez rosyjską propagandę. Moim zdaniem, w przypadku konfliktu informacyjnego, politycy powinni mieć świadomość, że w ten sposób uczestniczą w spektaklu propagandowym. Tak samo chodząc do rosyjskich mediów propagandowych. Coraz częściej zdarza się też, że jakiś dziennikarz podaje się za niezależnego i na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z Russia Today. Jeżeli jakakolwiek osoba publiczna wyraża poglądy prorosyjskie, to nie można jej zabrać tego na prawa, ale nie można też takich poglądów promować, zwielokrotniając skuteczność rosyjskiej machiny propagandowej.
To jest paradoks, bo z drugiej strony społeczeństwo powinno wiedzieć, że ważna osoba publiczna ma takie poglądy.
Tak, rzecz w tym że Rosjanie przewidują dokładnie jakie efekty wywoła ich działanie informacyjne w Polsce, monitorują tu całą publicystykę, debatę, internet.
Jak to wygląda od kulis?
Mają narzędzia do rozpoznania kontentu w sieci, rosyjskie służby monitorują cały ruch sieciowy, dowolne środowiska. Wiedzą, jakie wątki pojawiają się w danym czasie i na to propagandowo reagują. Te reakcje łatwo zidentyfikować na przykład w wymiarze polityki historycznej. Jeżeli następuje sekwencja publikacji materiałów historycznych o tym, jak wyglądały zachowania Czerwonoarmistów w Polsce, to oni szybko odpowiadają własną publicystyką, która opowiada na przykład o wyzwalaniu przez Armię Czerwoną.
Okazuje się, że ta propaganda jest skierowana w zupełnie nieoczywiste miejsca, tematy. Ruchy antyszczepionkowe, skrajne organizacje pro-life, czy grupy wierzące w ufo. Chodzi o to, żeby dzielić, podważać porządek i wiarę w osiągnięcia nauki i medycyny.
Polaryzacja, czyli wybieranie grup, które mają tendencję do radykalizmu, w jakimkolwiek temacie: skrajna prawica, skrajna lewica, antyszczepionkowcy, skrajni ekolodzy. Albo zwolennicy teorii spiskowych, że ślady samolotów na niebie to w rzeczywistości opryski trujących gazów w wyniku amerykańskiego spisku – tu też jest ten sam model działania, filmy z pseudoekspertami, tajne wypowiedzi ludzi z warsztatów lotniczych. Co to daje agresorowi? Ma rozproszone obszary, do których może szybko zadedykować określony przekaz. Może wpływać na nastroje, dostarczać skrajnym grupom odpowiednio dobrane informacje, żeby je konfliktować. Im bardziej spolaryzowane społeczeństwo, tym słabsze. Do tego służą zaawansowane modele matematyczne, za ich pomocą można obliczyć w jaki sposób te grupy będą w przyszłości reagowały na określone oddziaływanie.
Czyli te „czołgi” informacyjne już u nas są.
Tak, już wjechały i zajęły różne pozycje. Te kampanie mają charakter stały i długofalowy. Oprócz tego są nagłe ataki informacyjne.
Ostatnio przy okazji sprawy Fundacji Otwarty Dialog, natychmiast w sieci pojawiły się fejkowe dokumenty. Przekazywali je politycy, osoby publiczne, nawet po tym, gdy dziennikarze „DGP” zweryfikowali, że to fałszywe materiały.
Przykładem takich działań jest też incydent w Ełku. Była tam bójka między pracownikiem kebabu i klientem. Okazało się, że w grupach na Facebooku w okolicach Ełku, rosyjska propaganda prowadziła intensywne działanie ukierunkowane na podsycanie emocji do wywołania zamieszek. Radykalna prawica była motywowana do tego, żeby się zemścić, a radykalna lewica – żeby zorganizować marsz w proteście przeciw ksenofobii. Skutek? Dwie spolaryzowane grupy, których zderzenie może wywołać fizyczne zamieszki. To samo dzieje się w USA czy Niemczech.
Kilka dni temu Krzysztof Bosak podawał fałszywe informacje, że Czeczeni zaatakowali nożem dzieci. W rzeczywistości trzymali w ręku harmonijkę. Ale dementi niesie się gorzej niż prawda.
My reagujemy na takie incydenty, mamy konto @Disinfo_Digest na Twitterze. Problem jest taki, że środowisko pana Bosaka dalej będzie wierzyć, że to był nóż, a nie harmonijka. Dlatego wyzwaniem jest tworzenie takich komunikatów, które będzie czytała także grupa, która w nie uwierzy. W tym przypadku na przykład jak najszybciej zamieszczenie w sieci filmu z oświadczeniem policjantów, którzy byli na miejscu.
Politycy i partie także wykorzystują coraz bardziej zaawansowane techniki dezinformacji, propagandy, modelowania zachowań w sieci do wewnętrznej wojny, której beneficjentem też jest Rosja. „Fake news” stał się zaś epitetem, którym politycy atakują dziennikarzy ujawniających niewygodne fakty.
Polityka rządzi się swoimi prawami, ale to jest bardzo ważna dyskusja dotycząca tego, jak budować odporność państw i społeczeństw na zjawiska walki informacyjnej. Mamy coraz bardziej spolaryzowane społeczeństwo, środowiska publicystów, analityków. Ugruntowują się dwa przeciwstawne obozy i nie widzę, by ta sytuacja mogła ulec poprawie. A korzysta na tym zewnętrzny przeciwnik i ryzyko jest takie, że w końcu wytworzy grupę społeczną, która będzie miała prorosyjskie predyspozycje nawet nie do końca świadomie. To jest tak jak z kampanią memów, gdzie na przestrzeni kilku lat przechodzi się od pięknych gór i w tym czasie, codziennych publikacji, pojawia się na przykład kontekst pansłowiański, rosyjski. Na końcu okazuje się, że tą ostoją pięknych gór, wilków, pięknych kobiet w tradycyjnych strojach tak naprawdę jest Rosja. Zasięgi tych grup są coraz większe.
W całej Europie Rosja dziś wpływa na wybory, politykę właśnie w ten sposób, skutecznie podważając zaufanie do Unii, NATO, relacji euroatlantyckich.
Najgorszy scenariusz jest taki, że to, co nazywamy rozpadem ładu bezpieczeństwa, dokona się w wymiarze przekonań społecznych. Doprowadzi do tego, że nie będziemy w stanie się przeciwstawić agresji, działaniom prorosyjskich aktywistów, bo będziemy czuli się zbyt zagrożeni.
Mamy teraz rok wyborczy w Polsce, czy należy się spodziewać prób ingerencji rosyjskiej w wybory?
Nie widzę powodu, dla którego miałoby jej nie być.
Jak to może wyglądać?
To mogą być na przykład próby wpływu na opinię publiczną poprzez prawdziwe lub fałszywe kompromaty na kandydatów, potencjalny wyciek korespondencji, zdjęć. Czyli działania związane z wykradzeniem w sieci danych albo wytworzeniem fałszywych materiałów.
Kamil Basaj – ekspert cyberbezpieczeństwa, kierownik projektu badań i monitoringu polskojęzycznego środowiska informacyjnego w cyberprzestrzeni INFO OPS Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń. Założyciel projektu propagującego wiedzę o zjawisku obcego oddziaływania informacyjnego, dezinformacji i propagandy Disinfo Digest.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.