Po długiej chorobie i nieobecności objęłaś stanowisko dyrektorki artystycznej teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie.
Propozycja objęcia stanowiska po Piotrze Machalicy spadła na mnie znienacka. Dochodziłam do siebie po chorobie, jeszcze byłam słaba. Zadzwonił dyrektor naczelny Robert Dorosławski, i poprosił, żebym wzięła udział w konkursie. Wahałam się, bo moje ciało i dusza pragnęły twórczego kontaktu ze sztuką, ale nie miałam sił stawać przed komisją, chodzić na przesłuchania. Okazało się, że nie musiałam. Program artystyczny, który zaproponowałam bardzo się spodobał. Do tego o opinię poproszono artystów teatru, i oni w głosowaniu wybrali właśnie mnie. To był dla mnie wielki impuls, żeby wytężyć siły i stanąć na nogi. Przez zespół zostałam przyjęta z otwartymi ramionami. Bardzo pomaga na starcie, kiedy czujesz, że jesteś chciany. Przeprowadziłam się z Katowic do Częstochowy i do pracy codziennie lecę jak na skrzydłach. Tu jest wspaniały, prężny i utalentowany zespół. Z pełnym uznaniem muszę przyznać, że nie ma ani jednego słabego aktora. Również pracownicy techniczni są wybitnymi profesjonalistami. To nie jest prowincjonalny teatr. Ten teatr stoi na ludziach. I mam wielkie marzenie, aby zaistniał na kulturalnej mapie Polski.
12 stycznia pierwsza premiera twojego spektaklu „Czyż nie dobija się koni” na podstawie powieści Horacea McCoya. Przedstawienie zrealizowane z wielkim rozmachem, 50 aktorów na scenie, muzyka na żywo. Dlaczego wybrałaś właśnie ten tytuł?
Padł pomysł, żebym to ja zrobiła pierwsze przedstawienie. To mój 10. spektakl teatralny. Najpierw myślałam o czymś niedużym, ale z drugiej strony chciałam obsadzić wszystkich aktorów, więc szukałam tytułu, który to umożliwi. Wybór nie jest przypadkowy, pomijając fakt, że kocham film Sydneya Pollacka z Jane Fondą, nominowaną za główną rolę do Oscara. „Czyż nie dobija się koni” to opowieść o tym, jak różni ludzie, o różnej wrażliwości, odmiennych charakterach, radzą sobie w sytuacjach krańcowych. Ja sama znalazłam się w takiej sytuacji i wiem, że nigdy nie jest się gotowym, gdy życie wali się w gruzach. To spektakl o tym, czym jest człowieczeństwo i jak wyjść z opresji, która przecież każdego z nas, na różnych etapach życia dopada. Mimo że akcja dzieje się w latach 30 w USA, przesłanie jest bardzo aktualne. Pokazuje, ile możemy znieść, w imię sławy i wielkich pieniędzy. Show musi trwać, nawet za cenę zdrowia i życia. Na początku spektakl wydaje się bardzo rozrywkowy, taniec, dixielandowa muzyka na żywo. Ale to tylko pozory. Będzie krew pot i łzy. Nie chciałam, żeby widz czuł się komfortowo, ani przyjemnie.
Czy to znaczy, że porzuciłaś film?
Przeciwnie. Mam plan zrealizować film na podstawie mojej książki „Nieobecność”, która ukaże się w maju. Punktem wyjścia do jej napisania były moje własne przeżycia związane z chorobą. Ale to także historia o trudnej miłości, oddaniu, i reakcji najbliższych, gdy człowiek znajdzie się w opałach. Dzięki pracy w teatrze już mam upatrzonych aktorów do głównych ról.
*** „Czyż nie dobija się koni”. Premiera 12 stycznia 2019 Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Reżyseria: Magdalena Piekorz, asystent reżysera, adaptacja tekstu: Krzysztof Knurek, choreografia: Jakub Lewandowski, scenografia: Martyna Kander, światło: Paweł Murlik muzyka: Five o clock Orchestra. W rolach głównych: Gloria – Hanna Zbyryt, Robert – Adam Machalica, Wodzirej – Adam Hutyra
Magdalena Piekorz – reżyserka i scenarzystka filmowa i teatralna. Za film „Pręgi” nominowana do Oscara. Dyrektorka artystyczna teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. O wieloletniej walce z boreliozą opowiedziała w głośnym wywiadzie dla Wprost (Wprost 42/2018)
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.