Prezes PiS Jarosław Kaczyński przekonywał w grudniu w Jachrance, że PiS różni się od PO tym, jak szybko i skutecznie rozlicza afery w swoim obozie. – Potrafimy rządzić uczciwie i być wiarygodni – powtarzał później na konwencji w Szeligach. Tymczasem historia bardzo wysokich zarobków współpracowniczek prezesa NBP jest coraz większym wizerunkowym kłopotem dla całego obozu rządzącego. Wprost przyznają to kolejni politycy – prezydent Andrzej Duda, wicepremier Jarosław Gowin czy senator Jan Maria Jackowski, który wysłał do Adama Glapińskiego interpelacje w sprawie wynagrodzenia dyrektor departamentu komunikacji Martyny Wojciechowskiej i innych uposażeń w NBP.
Dzisiejsza konferencja NBP mogła ich nie usatysfakcjonować. Choć urzędniczka banku zapewniała, że szefowa departamentu komunikacji nie zarabia 65 tys. – jak wyliczała „Gazeta Wyborcza, to zamiast precyzyjnych kwot i ujawnienia zarobków, przedstawiła jedynie informacje dotyczące średnich pensji dyrektorów. Nie odpowiadała na pytania dotyczące kulis zatrudnienia i kwalifikacji pani dyrektor. Przekonując z kolei, że Glapiński nie ma asystentek, stwierdziła, że takie stanowiska zajmują w NBP jedynie „świeżaki” po studiach.
Działania kryzysowe NBP przypominają wielomiesięczne milczenie Polskiej Fundacji Narodowej w sprawie umów i kwot wydawanych na kolejne przedsięwzięcia. Ze sprawozdania finansowego z działalności organizacji w minionym roku, opisanego przez Konkret24.tvn24.pl wynika, że PFN 8,4 mln zł wydała na kampanię dotyczącą sądownictwa, a na pensje zarządu przeznaczyła prawie pół miliona zł. Żadna z tych instytucji zdaje się nie przejmować ani transparentnością, ani wizerunkiem, podając kolejne zdumiewające argumenty za niedopuszczeniem opinii publicznej do informacji.
Adam Glapiński to bliski człowiek prezesa PiS, który najwyraźniej nie przejmuje się także pohukiwaniami ze strony obozu rządzącego. Tym ciekawsze więc, jak politycy PiS zachowają się wobec projektu ustawy złożonego przez PO, wedle którego oświadczenia majątkowe szefa NBP i jego współpracowników miałyby zostać ujawnione. Zwłaszcza że sami posłowie, w odpowiedzi na ujawnienie nagród w rządzie Beaty Szydło, musieli zagłosować za obcięciem własnych pensji o 20 proc. A to wciąż jeden z głównych tematów i powodów utyskiwań w sejmowych kuluarach.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.