Skoro trudno pogodzić lekcje religii z innymi, trzeba przenieść je do kościołów

Skoro trudno pogodzić lekcje religii z innymi, trzeba przenieść je do kościołów

Warszawski ratusz zaleca szkołom, żeby lekcje religii planowały po innych lekcjach, albo przed nimi. Dla dzieci, które religię przeczekują w bibliotece to dobra wiadomość. Pytanie tylko, czy zalecenie z ratusza może coś zmienić.

To, że lekcje religii są nieobowiązkowe powinno być już wystarczającym powodem, dla którego bierze się je w szkolnych planach lekcji pod uwagę jako ostatnie. Najpierw powinien być ułożony grafik lekcji polskiego, matematyki, języków obcych, przyrody i innych obowiązkowych zajęć, a na końcu te, na które chodzi tylko część dzieci. Jednak nawet, jeśli szkoły starają się tak robić, nie udaje im się. Znajoma dyrektorka rozłożyła bezradnie ręce, kiedy pytałam jej, dlaczego lekcje religii odbywają się w środku dnia. Nie da się inaczej, układając plan trzeba wziąć pod uwagę tyle spraw, że często przesunięcie religii poza inne lekcje staje się niemożliwe. I choć moja znajoma najchętniej odesłałaby religię do salek katechetycznych, zaakceptowała plan, który skazuje część dzieci na przeczekiwanie lekcji, na które nie chodzą, w bibliotece.

Władze Warszawy zalecają jednak szkołom, żeby religia nie rozbijała grafiku zajęć, a jeśli rozbija, żeby zwracać się do kurii z wnioskiem o zgodę realizację jednej godziny tych lekcji tygodniowo. To świetna wiadomość. Uczniowie są przeciążeni, długo są w szkole, podstawy programowe są przeładowane i po szkole dzieci nadrabiają w domach to, czego nie udało się z nauczycielami. Brakuje im wolnego czasu. Kiedy ich pobyt w szkole przedłuża się z powodu lekcji, na które nie chodzą, budzi to słuszne oburzenie. Dlatego interpelacja radnej Agaty Diduszko-Zyglewskiej w tej sprawie zdobyła rozgłos na cała Polskę, podobnie, jak odpowiedź na nią wiceprezydent Warszawy Renaty Kaznowskiej.

Może się jednak okazać, że to radość przedwczesna. Wielu dyrektorów już wcześniej chętnie by umieszczało lekcje religii na końcu, albo początku dnia, ale nie znajduje takich możliwości. Nie wiadomo ile da możliwość ograniczenia lekcji do jednej tygodniowo, może się okazać, że też niewiele. Szkoły są przepełnione, dobijane chaotyczną reformą, samo zalecenie im nie pomoże w lepszym zorganizowaniu się.

Problem rozwiązałoby to, co mówiła moja znajoma dyrektorka, czyli wyprowadzenie religii ze szkół. Wtedy nie byłoby kolizji z innymi lekcjami, uczniowie, którzy nie chodzą na katechezy nie byliby poszkodowani. Ale tego nie zrobi się na szczeblu samorządowym. Decyzja władz Warszawy pokazała więc dobry kierunek koniecznych zmian, jednak, żeby to zadziałało, trzeba iść wiele kroków dalej.

Źródło: Wprost