– Fundamentem naszej codziennej frustracji związanej z pracą są niskie zarobki – mówi Przemysław Staroń, nauczyciel roku 2018, który w sopockim II LO prowadzi lekcje filozofii, etyki i wiedzy o kulturze. – Głównym postulatem tego protestu są więc podwyżki płac. Jednak nie chodzi tylko o nie.
Dotychczas praca nauczyciela była znana z niezmiennych cech: pracuje się nie tylko w szkole, ale i w domu zarabia się mało, dorabia się w wakacje. Bywa uciążliwe, ale przewidywalnie, wiadomo, czego się spodziewać. Jednak w ostatnich latach praca ta zyskała kolejną, nie braną wcześniej pod uwagę i nie wkalkulowaną cechę: nawał obowiązków wynikających z pospiesznie wprowadzanej reformy edukacji. Choć to nie pierwsza reforma i zmiana, utrudnia pracę, jak żadna poprzednia. – Tym razem została przekroczona pewna masa krytyczna – mówi Przemysław Staroń. – Tak zwana reforma przyspieszyła obecny protest.
Protesty nauczycieli to też uroda pracy kolejnych ministrów edukacji. Regularnie oglądają z okien resortu demonstracje ZNP z żądaniami podwyżek. Obecny protest zbiega się jednak z jednym z bardziej widocznych skutków reformy – kumulacją dwóch roczników uczniów przechodzących do szkół średnich. Skutki tej kumulacji odczuwają nauczyciele, uczniowie i ich rodzice, obecny protest dojrzewa więc w bardziej zapalnych warunkach niż wszelkie poprzednie.
Czytaj też:
Rząd kontra Broniarz
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.