W 2017 roku na całym świecie samolotem podróżowało ponad 4 mld pasażerów, z czego w 88 wypadkach lotniczych zginęło zaledwie 50 osób – wynika z corocznego „Raportu Bezpieczeństwa” amerykańskiej agencji International Civil Aviation Organization. To tak mało, że możemy mówić o rekordzie w historii lotnictwa. Nie jest to niestety normą. Średnia w ostatnim dziesięcioleciu jest bliżej 600 ofiar rocznie, co daje prawdopodobieństwo śmierci 1:7 mln, czyli dwa razy wyższe niż trafienia szóstki w lotto (1:14 mln). Pod warunkiem jednak, że będziemy latać także azjatyckimi i afrykańskimi liniami lotniczymi, które z racji mniej rygorystycznego podejścia do spraw bezpieczeństwa mają wyższy wskaźnik wypadków śmiertelnych.
Co ciekawe, aby prawdopodobieństwo śmierci w wypadku lotniczym było naprawdę duże, trzeba by latać codziennie przez około cztery miliony lat – szacuje Arnold Barnett, profesor statystyki z amerykańskiej uczelni Massachusetts Institute of Technology. Co więcej, gdy dojdzie do wypadku, szansę przeżycia ma nawet 95,7 proc. pasażerów samolotu, jak wynika z badań amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu z 2001 roku. Dla porównania w wypadkach samochodowych ginie rocznie nie mniej niż 1,3 miliona osób.
Mimo tych pokrzepiających statystyk strach przed lataniem, czyli awiofobia, jest zjawiskiem powszechnym. Latania boi się co trzecia osoba, a co druga odczuwa dyskomfort w samolocie, a nawet na samą myśl o lataniu. Obawy mają zarówno ci, którzy nigdy nie lecieli, jak i osoby, które robią to regularnie. Przeraża ich wizja katastrofy lotniczej i spektakularnie rozrzuconych szczątków. Boją się zamknięcia w rozpędzonej do 800 km/h maszynie, nad którą nie mają żadnej kontroli. Umierają ze strachu przy silniejszych turbulencjach. Lęki pogłębiają medialne doniesienia o każdym, nawet mało znaczącym incydencie na pokładzie samolotu, nie mówiąc o rozdmuchiwanych przez brukowce proroctwach jasnowidza Jackowskiego, który kilka tygodni temu przepowiedział jeszcze w tym roku wielką katastrofę samolotu pasażerskiego na terenie Europy, w dodatku blisko Polski.
Nie takie straszne turbulencje
Lęk przed lataniem potrafi być tak nieznośny, że wiele osób znieczula się lekarstwami, alkoholem, a nawet całkowicie rezygnuje z podróży samolotem. Czy z awiofobią można w ogóle coś zrobić? Leczeniem lęku przed lataniem zajmują się psychiatrzy i psychologowie. Stosują najczęściej terapię poznawczo-behawioralną, która opiera się na założeniu, że przyczyną lęku jest nie sam lot, ale sposób, w jaki go interpretujemy.
– Uczucie lęku ma nas przed czymś chronić, a latanie to ewolucyjnie nic naturalnego i jest stosunkowo nową rzeczą. Taka reakcja organizmu jest naturalna, więc musimy włączyć głowę, która nam powie, że samolot jest bezpieczny, a lęk, który nam towarzyszy, jest tylko intuicyjny i nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością – mówi Jagoda Zajączkowska, psycholożka zajmująca się m.in. leczeniem lęków związanych z lataniem.
Włączenie głowy, czyli racjonalizowanie i stosowanie technik poznawczo-behawioralnych to podstawa coraz popularniejszych na świecie kursów pokonywania lęku przed lataniem. Ich współorganizatorami są często linie lotnicze, żywo zainteresowane tym, aby przekonać niedowiarków, że latanie jest bezpieczne. W Polsce można na przykład wziąć udział w weekendowych warsztatach „Pokochaj Latanie”, które cyklicznie odbywają się w Warszawie. Oprócz psychologów zajęcia prowadzą piloci, mechanicy i stewardessy LOT oraz kontrolerzy Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej. Tłumaczą kursantom, jak samolot lata (dzięki skrzydłom), czy można lecieć bez silników (można, patrz szybowce) i dlaczego podczas lotu skrzydła się ruszają (np. żeby wytracić prędkość). Jest i lekarz medycyny lotniczej, który zapewnia uczestników, że piloci są nie tylko często i rygorystycznie badani, ale jeśli przed lotem pojawią się jakiekolwiek wątpliwości, czy pilot jest w dobrej kondycji, to nie leci. A pasażerowie, którzy boją się, że na pokładzie z nerwów zwariują, dostaną zawału, zemdleją itp., nie mają ku temu żadnych podstaw, bo lęk może tylko doprowadzić do ataku paniki, a ten co najwyżej nas zmęczy.
Największe obawy uczestników związane są jednak z turbulencjami, wielu z nich właśnie to zjawisko zniechęciło do latania. Piloci uspokajają, że choć turbulencje są czasem nieuniknione (samolot nie ma urządzeń do ich dokładnego wykrycia), to nie zagrażają bezpieczeństwu samolotu ani pasażerów. Pod warunkiem, że ci ostatni będą mieli zapięte pasy, aby przy nagłym skoku nie uderzyć głową w sufit albo nie znaleźć się pod spadającymi z luku bagażami. Inne obawy dotyczą braku kontroli – jak jedziemy samochodem, to w każdej chwili możemy go zatrzymać i wysiąść. W samolocie to niemożliwe. Kapitan Dariusz Kulik, twórca kanału internetowego Turbulencja, na którym przybliża tajniki latania odrzutowcami, tłumaczy: „Przecież jadąc autobusem, też nie mamy kontroli nad tym, czy kierowca nie spowoduje wypadku, a nie mówi się o lęku przed jazdą autobusem”.
Pracuj nad lękiem
Racjonalne argumenty to jedno, ale strach ma często podłoże nieracjonalne. Wtedy do akcji wkraczają psychologowie, którzy uczą, jak nie doprowadzać się do stanu wzmożonego lęku.
– Nasze emocje zależą od tego, jakie będziemy mieli na ten temat myśli. Z kolei myśli zależą od naszych doświadczeń, od sytuacji, jakie przeżyliśmy, od tego, jakie dostaliśmy przekazy rodzinne, od naszego temperamentu, naturalnej podatności, wrażliwości związanej z lękliwością – wylicza Jagoda Zajączkowska.
Dlatego to tak ważne, aby kontrolować własne nastawienie do lotu i nie pozwolić mu ewoluować w stronę czarnych wyobrażeń. A to oznacza zajęcie myśli czymś pozytywnym. Jeśli mimo to czujemy narastający lęk, można zastosować trening Jacobsona (dostępny za darmo w Internecie). Polega on na zaciskaniu i rozluźnianiu poszczególnych partii ciała (także w pozycji siedzącej), co w efekcie daje przyjemnie poczucie zmęczenia i relaksu. Warto rozmawiać ze współpasażerami. To zajmie czas i myśli. Można też poinformować o lęku personel pokładowy. Najlepiej to zrobić wchodząc na pokład albo przed startem, gdy stewardessa lub steward sprawdza pasy i zamyka luki. Dzięki temu będą nas obserwować i wspierać w chwilach kryzysu.
Warsztaty to za mało
Skuteczność kursu pokonywania lęku przed lataniem sprawdziłam na sobie – w maju wzięłam udział w warsztatach „Pokochaj Latanie”. Od zawsze bałam się latać, przez co wielokrotnie rezygnowałam podróży, zdarzyło mi się nawet uciec z lotniska. Chciałam jednak coś z tym zrobić, bo czułam, że coś ważnego mnie w życiu omija. Czy kurs mi pomógł?
Na pewno, choć lęku całkiem się nie pozbyłam. Ale nauczyłam się trzymać go w ryzach. Lecąc kilka tygodni po warsztatach z Warszawy do Chorwacji, jeszcze na lotnisku wykonałam trening Jacobsona. Uprzedzałam też stewardessy o swoich obawach – ich reakcja za każdym razem była niesamowicie ciepła. Przychodziły porozmawiać, a gdy nie mogły, bo były zajęte pracą, gestem podniesionego kciuka dodawały mi otuchy. Dzięki temu ten lot był o wiele przyjemniejszy niż wcześniejsze.
Warsztaty nie wszystkim jednak pomagają. Dwie osoby z siedmioosobowej grupy w ostatniej chwili zrezygnowały z zaplanowanego lotu. Mimo wszystkich poznanych technik nie były w stanie opanować strachu. Zdaniem Jagody Zajączkowskiej i tak zrobiły krok do przodu, bo uruchomiły habituację, czyli proces poznawczy polegający na przyzwyczajaniu się do bodźca, który lęk wywołuje. A to już pierwszy krok do sukcesu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.