Magdalena Środa: Jak sobie dawaliście radę?
Anna Maria Kubczak: Kiepsko. Mama, która z wykształcenia była nauczycielką, nie miała pracy, bo miała nas, ale chwytała się różnych zajęć: rękodzieła, krawiectwa. Tata nie miał na nic siły. W czasie okupacji pracował w starostwie. Po wyzwoleniu pracę stracił i żył w strachu, że go aresztują. W 1955 r. mama zachorowała na gruźlicę. Miała niewyleczone zapalenia płuc, prątkowała. Pojechała do sanatorium w Zakopanem, przez rok nie mieliśmy z nią żadnego kontaktu. Tato nie potrafił się nami wszystkimi zająć. Zostaliśmy więc rozparcelowani po domach dziecka, prócz najstarszego Andrzeja, który został z tatą. Chłopcy trafili gdzieś na Kielecczyznę, a my z Oleńką do Jordanowa. To był Dom Dziecka Caritasu prowadzony przez siostry prezentki. Mały sierociniec w pięknym, surowym budynku. Były tam dwie grupy dzieciaków. Starsze i maluchy. Trafiłyśmy do dwóch różnych, byłyśmy numerowane. Czteroletnia Oleńka była siódemką.
Opowiadała, że nie miałyście żadnego kontaktu, bo prorodzinny Kościół rozdzielał rodziny. Dlaczego?
Pewno dlatego, żeby był porządek. Wszystko było tak zorganizowane, że dwie grupy się nie stykały ze sobą. Poza tym w moim przypadku chodziło naprawdę o zerwanie więzi rodzinnych, bo siostry chciały, żebym została zakonnicą. Tak mi się po latach wydaje. Byłam pilną uczennicą, z inteligenckiego domu, pobożna; nadawałam się do zakonu. Więzi z siostrą mogły tylko przeszkadzać. To niewiarygodne, że my, przez tych kilka lat w sierocińcu, rozmawiałyśmy ze sobą tylko raz czy dwa.
Korze została straszna trauma po tym pobycie. Potem ją wyśpiewała w „Zabawie w chowanego”.
Tak, śpiewała, że „milczała o tym długo, na dnie pamięci trzymając obrazy”. Obrazy były straszne. Była nieczułość, przemoc, samotność, indoktrynacja, było i molestowanie… No ale był porządek. Tyle że religijność nam się nie przyjęła.
A potem powrót do domu.
To już nie był ten dom. Mama była wycieńczona, chyba miała cukrzycę, wtedy były problemy ze zdiagnozowaniem takich chorób, tata dostał zawału i zmarł, to Kora znalazła jego ciało… znów trafiłyśmy do „innych”, tym razem do rodziny. Ale surowej. Kora to bardzo źle wspominała. Pewno dlatego w wieku lat 16 ruszyła w świat, a potem tak szybko założyła własną rodzinę. Ja zresztą też. Bardzo potrzebowałyśmy mieć dom i rodzinę. Bardzo. Zakochałam się, przerwałam studia i zaraz po ślubie wyjechaliśmy z mężem do Olsztyna, gdzie, z tzw. puli dla fachowców, otrzymaliśmy mieszkanie. W Krakowie takich szans nie było. Kora, trochę później, związała się z Markiem Jackowskim, pierwsze mieszkanie kupili za wylosowany na jakiejś loterii samochód, syrenkę. Szybko urodziłyśmy dzieci.
Cały wywiad z Anną Marią Kubczak można przeczytać w najnowszym numerze „Wprost”, który trafi do kiosków w poniedziałek 30 lipca, a od niedzieli od 20:00 jest dostępny w formie e-wydania.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.