Jak ustalił „Wprost”, przed warszawskim sądem toczy się spór między działającą przy Zamku Królewskim w Warszawie Fundacją im. Ciechanowieckich a Władysławem Teofilem Bartoszewskim, synem byłego szefa MSZ. Ze strony Fundacji pojawiają się oskarżenia o przywłaszczenie milionów złotych. Sąd pierwszej instancji całkowicie oczyścił syna prof. Władysława Bartoszewskiego, jednak Sąd Apelacyjny polecił sprawę rozpatrzeć jeszcze raz ze względów formalnych. Tymczasem autor zarzutów, nieżyjący już Andrzej Ciechanowiecki, prywatnie ojciec chrzestny Teofila, może stracić przyznany mu przed laty Order Orła Białego. Powód? Jak twierdzi rodzina Władysława Bartoszewskiego, słynny działacz emigracyjny i niedoszły ambasador Polski przy Stolicy Apostolskiej był agentem UB i SB.
– Ojciec poznał Ciechanowieckiego w więzieniu, w latach 50. Odsiadywali wyroki ze względów politycznych. To ich zbliżyło – mówi w rozmowie z „Wprost” Bartoszewski-junior. – W 1961 r. Ciechanowiecki osiadł w Londynie, podczas moich studiów w Anglii stale go widywałem, potem bardzo często odwiedzałem. Nie miał dzieci, był sam. Troszczyłem się o niego, a on o mnie. Chciał nawet mnie usynowić – opowiada syn profesora Władysława Bartoszewskiego.
Po latach stosunki z Ciechanowieckim zaczęły się jednak psuć. – Twierdził, że go porzuciłem. Późno zrozumiałem, jak dziwna to była relacja. Jakby w pewnym momencie uznał mnie za swoją własność, za kogoś, kto jest na każde skinienie – opowiada Władysław Teofil. Ciechanowiecki po wyjeździe z Polski został marszandem, zarobił na rynku sztuki duże pieniądze, dawał drogie prezenty swemu chrześniakowi. Kiedy jednak ten założył rodzinę, nie mógł się z tym pogodzić i zażądał zwrotu pieniędzy i obrazów. – Najpierw były wyrzuty, potem groźby. Kiedy zrozumiał, że między nami nie będzie tak jak dawniej, poszedł do sądu – opowiada Władysław Teofil.
Mniej więcej w tym samym czasie pojawił się kolejny wątek tej historii. – Kiedy już zaczęło się między nami psuć, do rodziny dotarła wiadomość, która ostatecznie zmieniła wszystko. Ojciec dowiedział się, że Andrzej Ciechanowiecki był współpracownikiem PRL-owskich służb. Od 1952 r. był zarejestrowany jako agent Urzędu Bezpieczeństwa o pseudonimie Jan Wolak, a następnie jako agent Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Stanisław – opowiada syn profesora Bartoszewskiego. Jego zdaniem, jeszcze w stalinowskim więzieniu pisał raporty na współwięźniów i kontynuował tę współpracę po wyjściu z więzienia. – Donosił m.in. na mojego ojca – opowiada. – Ojciec, jeszcze na dzień przed śmiercią, mówił, że gdyby wiedział, kim naprawdę był ten człowiek, nigdy by się nie zgodził, żeby został moim ojcem chrzestnym ani żeby przyznano mu Order Orła Białego – wspomina Władysław Teofil.
Wiadomo też, że z rekomendacji prof. Bartoszewskiego, wówczas szefa MSZ, w latach 90. Ciechanowiecki miał zostać ambasadorem Polski przy Watykanie. Wówczas jednak nominację te zablokował Watykan. Strona polska nie do końca wiedziała, dlaczego. – Watykan ma dobry wywiad, mógł wiedzieć więcej niż my wtedy – przypuszcza dziś Władysław Teofil Bartoszewski. – Wiem, że zbyt długo milczałem. Order Orła Białego przyznał mu prezydent Aleksander Kwaśniewski. Dziś sam jestem gotów napisać do prezydenta Andrzeja Dudy wniosek o odebranie Andrzejowi Ciechanowieckiemu Orderu – deklaruje syn byłego szefa MSZ, dziś kandydat PSL na posła w okręgu warszawskim.
Czytaj też:
Ujawniamy powyborcze plany PiS. Gowin straci stanowisko wicepremiera?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.