„Była jedna bramka i wszyscy do niej przysłowiowe gole strzelali”. Ewa Marciniak ocenia debatę wyborczą

„Była jedna bramka i wszyscy do niej przysłowiowe gole strzelali”. Ewa Marciniak ocenia debatę wyborczą

Marcin Horała
Marcin Horała Źródło: Newspix.pl / GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS
Na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi odbyła się kolejna debata wyborcza, tym razem na antenie TVN24. – My z jednej strony oczekujemy pewnego wyciszenia emocji w polityce, i to zaprezentowała Izabela Leszczyna, z drugiej strony – oczekujemy, żeby debata była dynamiczna – oceniła dr Ewa Marciniak, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Magdalena Frindt, Wprost.pl: Jak scharakteryzowałaby Pani uczestników debaty? Kto się najbardziej wyróżnił?

Ewa Marciniak, politolog z UW: Była to ciekawa debata, względnie dynamiczna z dobrze dobranymi tematami. Dobrze dobrane tematy powodowały, że uczestnicy debaty mieli „coś” do powiedzenia przede wszystkim do swoich elektoratów. Wydaje mi się, że to był główny cel, który wszyscy uczestnicy próbowali osiągnąć (…) Marcin Horała na tyle skutecznie potrafił bronić wizerunku partii, polityki realizowanej przez ostatnie cztery lata, że moim zdaniem – będzie awansował np. w strukturach partii, może pojawi się szansa na objęcie stanowiska ministerialnego czy jakiegoś innego. Pokazał, że zasłużył na awans partyjny.

Wydaje mi się, że  podtrzymał swój dobry czas w polityce. Formułował celne riposty i pokazał się jako polityk – z jednej strony konserwatywny, ale z drugiej – nowoczesny. Świetnie wplatał historie osobiste do polityki, trochę w stylu amerykańskim. Amerykanie się tym fascynują, że taka osobista historia z historią polityczną danego polityka świetnie się przeplata, uzupełnia. (…) Wydaje mi się, że Kosiniak-Kamysz nie rozczarował nikogo, a wręcz jest na fali wznoszącej.

Dobrze oceniam precyzję wypowiedzi i styl . Wydaje mi się, że on może powtórzyć sukces własny, indywidualny z debaty z 2015 roku, kiedy jego udział skutkował tym, że było trochę zamieszania na scenie politycznej. (…) Świetnie umiał odnaleźć się jako reprezentant nowoczesnej, młodej lewicy i starego . Bardzo mnie cieszy, że  reprezentowała kobieta. Jest to spójne z ogólnym przekazem KO, która w trwającej kampanii ewidentnie promuje kobiety. Natomiast Leszczyna była chyba w pewnej niedyspozycji głosowej.

Czy debata, którą transmitowała Telewizja TVN, wpłynie na wyniki wyborów?

Zastanawiałam się, czy ta debata zmieni preferencje wyborców, które są teraz ukształtowane. Moim zdaniem ona tych preferencji nie zmieni. Co najwyżej, zmobilizuje 2-3 proc. wyborców, którzy uznali, że nie mają na kogo głosować i być może, któryś z polityków ich do tego głosowania przekonał.

„Wszyscy na jednego” – czy Pani zdaniem w ten sposób można określić wczorajszą debatę?

Komunikatów adresowanych właśnie do Horały było sporo, ale to jest naturalne. To, że „wszyscy na jednego” – to jest naturalne. Zawsze reprezentanci rządzącej koalicji, czy rządzącej partii są adresatami uszczypliwości i czasami dość ostrych uwag. Reprezentant rządzących musi obronić ideę reform, które PiS wprowadzało, stylu rządzenia, a także na tyle zachęcić wyborców do kontynuacji poparcia, żeby to było skuteczne. To, że atakowana jest w debacie rządząca partia polityczna, to jest coś naturalnego. Dla mnie nie było zaskakujące to, że była jedna bramka i wszyscy do tej jednej bramki te przysłowiowe gole strzelali. Tego się nie dało uniknąć.

Horała w podsumowaniu stwierdził, że jego piątym przeciwnikiem była Telewizja TVN. Jakie przesłanie ten polityk wysłał do widzów tej stacji, wypowiadając takie słowa?

Uważam, że Marcin Horała był na tyle sprawny retorycznie, że nie musiał korzystać z takiej formuły – atakowania telewizji jako kolejnej partii politycznej, bo poseł takiego sformułowania użył. Prowadzący wprowadzali rzeczywiście trochę chaosu, ale jednak pytania były na tyle rzeczowe, tak zdynamizowały tę rozmowę, że naprawdę można było dowiedzieć się, z jaką wizją Polski partie polityczne weszły w tę kampanię wyborczą. Uważam, że mimo tego swoistego chaosu, tematy i sposób zadawania pytań były na tyle ciekawe, że każdy polityk mógł zaprezentować własną partię w najlepszym możliwym stopniu. Uważam, że komunikat, że stacja telewizyjna jest jedną z partii, jest komunikatem nieuprawnionym i może być przeciwskuteczny. Horała chciał zdyskredytować stację telewizyjną.

Mam wrażenie, że Władysław Kosiniak-Kamysz chciał wpłynąć na wyobraźnię wyborców, pokazując maskę antysmogową. Czy wykorzystanie gadżetu przez lidera PSL miało jakiekolwiek znaczenie, czy przejdzie bez echa?

Przejdzie niezauważone. Wykorzystanie gadżetu w debatach wyborczych jest skuteczne pierwszy raz. Pierwszy raz zrobił to Borys Budka, pokazując paragon. (…) Kosiniak-Kamysz zrobił to dlatego, że głównym przesłaniem (jego środowiska - red.) jest „Zielona Polska”, to jest nawiązanie do zielonej koniczynki. Lider PSL sam był na tyle dobry, że nie musiał wykorzystywać tej maski.

Kosiniak-Kamysz był jedynym liderem partii, który brał udział w debacie. Leszczyna z kolei była jedyną kobietą reprezentującą swoje środowisko polityczne. Czy pomijając ocenę merytoryczną, te czynniki dały wymienionym politykom pewną przewagę już na starcie?

Kosiniakowi-Kamyszowi – tak, dlatego że on jest liderem PSL-u i współliderem Koalicji Polskiej. To uwiarygadnia przekaz. Pozostali politycy trochę muszą – z jednej strony prezentować własne stanowisko, z drugiej strony stanowisko partii, a z trzeciej strony mieć na uwadze, czy ich przekaz będzie zaakceptowany przez lidera partii, czy to liderowi partii się spodoba. Czasami się włącza taki cenzor, który nie pozwala na pełną swobodę. Jeśli jest lider, on może swobodnie, autentycznie, naturalnie występować w imieniu swojej partii.

Posłanka Leszczyna operowała konkretami, ale być może mogła lepiej wykorzystać swoją wiedzę ekonomiczną. (…) Dobrze, że to była kobieta, bo to jest spójne z przekazem Koalicji Obywatelskiej. Natomiast gdyby to była np. Barbara Nowacka, która jest chyba bardziej retorycznie sprawna, to być może więcej KO, by na tym zyskała.

Jest jeszcze jedna kwestia. My z jednej strony oczekujemy pewnego wyciszenia emocji w polityce, i to zaprezentowała Izabela Leszczyna, z drugiej strony – oczekujemy, żeby debata była dynamiczna, żebyśmy my widzowie koncentrowali uwagę właśnie na poszczególnych uczestnikach debaty i aby ci uczestnicy wyróżniali się. Właśnie te nasze niespójne oczekiwania – z jednej strony wyciszenie emocji, z drugiej jednak ten teatr polityczny, ten spektakl, który ma swoje zwroty akcji – powodują, że np. Leszczyna nie spełniła do końca tych oczekiwań związanych z teatralizacją. Z drugiej strony zachowała ogromną kulturę, spokój, rzeczowość.

Dlaczego Pani zdaniem liderzy partii tak rzadko decydują się na wzięcie udziału w debacie? Czy mają za dużo do stracenia?

Jeśli moglibyśmy sobie wyobrazić debatę np. premiera i Kidawę-Błońską, czy np. , to byłyby debaty z wielomilionową oglądalnością. Jednak przeszłe doświadczenia Jarosława Kaczyńskiego, powiem wprost – przegrana debata z Donaldem Tuskiem, chyba na tyle mocno wpływa na jego aktualne decyzje, że on w tych debatach nie uczestniczy. A jak nie uczestniczy Jarosław Kaczyński, to inni liderzy idą tym tropem, bo to on w tym roku wyznacza rytm kampanii wyborczej i jej formę.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Czytaj też:
Sondaż IBRiS zbadał zaufanie do polityków. Tak dobrego wyniku Kaczyński nie miał nigdy