Najnowsza powieść Katarzyny Bondy ukazała się przed miesiącem i w zasadzie od razu trafiła na listy bestsellerów. To książka inspirowana historią Polki i uciekiniera z Kazachstanu, który w swoim kraju był ścigany za morderstwo kilku osób. Bonda wróciła do niej po kilkunastu latach od poznania Kazacha, pierwowzoru głównego bohatera. – Byłam przekonana, że tej książki nigdy nie napiszę, a nie umiem i nienawidzę przegrywać. Ale przed laty musiałam odpuścić tę historię. Nie miałam wyboru. Gdy jest się matką, a ktokolwiek zagraża bezpieczeństwu twojego dziecka, matka nie ma wyboru. Dlatego to nie była moja decyzja – to los tak zdecydował. Ale w tamtym momencie miałam poczucie straty, przechodziłam żałobę, taką samą, jaką przechodzi się po pożegnaniu kogoś, kogo się kocha. Poza tym, ja jestem obsesyjna. Wkładam 100 procent energii w to, co robię – stwierdziła dodając, że odpuściła wtedy thriller polityczny z Kazachstanem, zabójstwem i miłością w tle, bo jej grożono.
Niewygodne tematy
– W tamtym czasie oczy świata były zwrócone na Kazachstan. Media krytykowały tamtejsze władze, decyzje polityczne. Nagminnie łamano tam prawa człowieka, UE się temu przyglądała, powstawały raporty na zamówienie Brukseli. A ja współpracowałam ze wszystkimi tamtejszymi organizacjami walczącymi o prawa człowieka. Do tego doszła historia głównego bohatera, który jest mordercą. Nie chcę wchodzić w szczegóły, by czytelnik miał odrobinę przyjemności z lektury. Więc zgromadziłam materiały, dziś powiedziano by o mojej pracy „dziennikarstwo śledcze”. Kwity dotyczące sfingowanych procesów, sfabrykowanych dowodów. Rozmawiałam z ludźmi torturowanymi w więzieniach, którzy trafiali tam, bo np. robili nielegalnie gazety krytykujące tamtejsza władze. Rozmawiałam z mężczyzną, którego oskarżono o pedofilię, dlatego, że jako niezależny dziennikarz nagłaśniał niewygodne sprawy. Zgwałcono mu żonę... – wspomina pisarka.
„Córka mnie uratowała”
Gdy wróciła z zebranym materiałem do Polski, wokół niej zaczęły dziać się dziwne rzeczy. – Byłam głupia, że gromadząc taki materiał, wirtualnie, nie zdawałam sobie sprawy z zagrożeń. Ale nie doceniałam swojej roli. Nie byłam już dziennikarką, ale też jeszcze nie była wziętą autorką. To był czas, kiedy momentami nie miałam na prąd. Kiedy mi zhakowano dyski i musiałam kupić nowy komputer, płakałam, bo pieniądze na nowy musiałam odjąć od ust dziecka. A potem oni mi go znowu zhakowali. Zabrali mi wszystko. Nie mam zdjęć córki do 5. roku życia, maszynopisów książek. Chcieli ustalić, ile wiem – powiedziała. Pytana, kogo podejrzewa o ten atak, odpowiedziała: – Wywiad. Dostałam potem propozycję wykupienia danych, ale nie było mnie na to stać. W końcu mój kolega, wysoko postawiony dziś oficer policji, powiedział mi, żebym, cytuję, „odpierdoliła się od tego tematu". Powiedział, że dopóki mnie albo komuś z mojej rodziny nie stanie krzywda, on nie będzie w stanie nawet przyjąć zgłoszenia. A potem jeszcze odebrałam telefon, głos w słuchawce powiedział ze szczegółami, gdzie i o której zawiozłam dziecko. Pamiętam, że krzyknęłam wtedy do telefonu „ty skurwysynu" i pobiegłam sprawdzić, czy moja córka jest bezpieczna. Córka mnie uratowała. Gdybym była sama, nie odpuściłabym. Książka, którą właśnie napisałam jest inną opowieścią. Teraz to uniwersalna historia o zbrodni i miłości.
Na liście najlepiej zarabiających polskich pisarzy w 2019 roku, którą publikujemy w najnowszym Wprost, Katarzyna Bonda zajęła 18. miejsce.
Bonda pochodzi z Hajnówki. Zanim zajęła się pisarstwem, przez lata była dziennikarką ogólnopolskich tytułów prasowych, także tygodnika „Wprost”. Jej najnowsza powieść, „Miłość leczy rany” ukazała się nakładem Wydawnictwa MUZA.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.