Sumińska dla „Wprost”: Udomowienie było największą krzywdą, jaką mogliśmy wyrządzić zwierzętom

Sumińska dla „Wprost”: Udomowienie było największą krzywdą, jaką mogliśmy wyrządzić zwierzętom

Dorota Sumińska
Dorota Sumińska Źródło: Newspix.pl / Grzegorz Krzyżewski
– Egocentryzm naszego gatunku jest śmieszny. Z punktu widzenia ewolucji człowiek to nieudany gatunek. Do tego głupi, bo piłuje gałąź na której siedzi, czyli pcha planetę ku zagładzie – mówi Dorota Sumińska, lekarka weterynarii, obrończyni praw zwierząt, publicystka.

Agata Jankowska, „Wprost”: Czy zwierzęta mają duszę?

Dorota Sumińska: Nie wiem, czy ktokolwiek ją ma. Ale jeśli tak, to zapewne zwierzęta. Co do ludzi mam pewne wątpliwości.

Na razie chciałabym porozmawiać o emocjach zwierząt. Czy czują radość, smutek, tęsknotę?

To oczywiste. Emocje to niezbywalna część każdej żywej istoty. Dziś wiemy, że nawet drzewa czują i mają coś na kształt świadomość. Z kolei wszystkie kręgowce, a więc ryba, żaba, jaszczurka, krowa, delfin czy człowiek mają w gruncie rzeczy podobnie zbudowane mózgi. Nie ma podstaw, aby wątpić w to, że zwierzęta czują tak samo jak ludzie.

Nie jesteśmy wyjątkowi?

Egocentryzm naszego gatunku jest śmieszny. Biorąc pod uwagę czas spędzony na Ziemi, to raczej my, ludzie jesteśmy w rozwojowych powijakach. Z punktu widzenia ewolucji człowiek to nieudany gatunek. Do tego głupi, bo piłuje gałąź na której siedzi, czyli pcha planetę ku zagładzie. Gdyby wyginęły komary, wraz z nimi wyginęłaby cała masa różnych gatunków zwierząt. Gdyby zniknął człowiek, nikt by na tym nie ucierpiał. Dopiero wtedy planeta by odżyła, odetchnęła, zaczęła być piękna i zdrowa. Nie jesteśmy światu do niczego potrzebni.

Ponura wizja, zwłaszcza przy wigilijnym stole.

A kto powiedział, że nasze święta dla wszystkich są radosne? Każde obchody świąt, to rzeź niewinnych stworzeń. Miliardy zwierząt muszą umrzeć, żebyśmy się cieszyli.

Potrawy wigilijne są przecież wegetariańskie.

Nie do końca, bo przecież ryba nie wchodzi w wegetariańskie menu. Poza tym na pierwszy i kolejne dni świąt szykuje się tony mięsa. Do tego setki tysięcy karpi w męczarniach oddają życie, żeby tradycji stało się zadość.

Rośnie liczba ludzi, którzy rezygnują z jedzenia mięsa.

To dobra moda. W dodatku zaraźliwa. Trzeba edukować, nawoływać, uświadamiać. Może uda się zasiać w kimś choć cień wątpliwości i wywołać refleksję. Sama wychowałam się w rodzinie mięsożerców, bardzo lubię mięso. Ale kładąc na szali własne upodobanie smakowe i czyjeś życie, wegetarianizm to niewielkie wyrzeczenie. Dołóżmy do tego fakt, że natura stworzyła człowieka jako istotę roślinożerną. Mięso nam po prostu szkodzi. Na szczęście dla wielu młodych ludzi na świecie wybór zaczyna być prosty. Podnosi się słuszny bunt wobec cierpienia zwierząt i niszczenia planety, co przywraca wiarę w zdrowy rozsądek.

Ostatnio ukazała się pani książka dla dzieci „Skąd przyszedł pies?”. Miałam jednak wątpliwości, czy podarować ją synom pod choinkę.

Dlaczego?

Nie owija pani w bawełnę.

Dziecku należy się prawda, bo też myśli, czuje i ma prawo wyboru. Tymczasem wychowujemy najmłodszych w obłudzie, jesteśmy do bólu hipokrytami.

Bo nie opowiadamy im o zabijaniu zwierząt?

Powinny wiedzieć, że jedząc parówkę lub kotleta, tak naprawdę jedzą świnkę, krówkę czy indyka, którego ktoś zabił. To uczciwe. Zwierzęta domowe, które zwykliśmy nazywać przyjaciółmi, w praktyce są naszymi niewolnikami. To my przecież decydujemy o każdej minucie ich życia. Psy i koty to infantylne produkty udomowienia. Dziecko od maleńkości powinno czuć odpowiedzialność za ich życie.

To prawda, że dzieci lepiej się rozwijają, wychowując się wśród zwierząt?

Dziecku potrzebny jest ktoś bliski, stabilny i zawsze dostępny. Ktoś, kto nie wyjedzie w delegację, nie będzie się kłócił, nie rozwiedzie się, nie porzuci, nie osądzi pochopnie. Często jedynym takim członkiem rodziny jest pies lub kot, zwłaszcza że ich kontakt jest idealny, bo jedno i drugie porozumiewa się na poziomie emocji. Zwierzęta kochają swoich właścicieli podobnie, jak dzieci kochają swoich rodziców. Bezwarunkowo, ufnie, wiernie.

Czy ludzie są zwierzętom coś winni?

Mamy wobec nich dług, którego nie zdołamy już spłacić. Udomowienie było największą krzywdą, jaką mogliśmy im wyrządzić. Zabraliśmy dzikim zwierzętom życie. Nazywamy ich przyjaciółmi, a schroniska pękają w szwach.Co gorsza, nie kastrując zwierząt domowych, nie pozbędziemy się problemu bezdomności. Gdyby każdy, zamiast rasowego psa z hodowli, adoptował kundelka, schroniska stałyby puste. Ale w przypadku bardzo dużych, prywatnych schronisk to dochodowy biznes. Im większe schronisko, tym więcej przynosi pieniędzy. A więc po co likwidować bezdomność, skoro można na niej zarobić?

Źródło: Wprost