Jakub Mielnik: Skąd się w ogóle wziąłeś w indonezyjskim więzieniu?
Jakub Skrzypski: Zostałem skazany za zdradę i kolaborację z rebeliantami, próbującymi obalić rząd Indonezji. Trudno mi teraz powiedzieć, których z wielu Papuasów, z którymi się tutaj spotykałem, można uznać za separatystów. Odwiedzałem np. biura KNPB, papuaskiej organizacji politycznej i społecznej, domagającej się referendum w sprawie niepodległości Papui Zachodniej. Oni mają oficjalne, oznakowane siedziby w wielu miastach. Nie rozumiem więc, dlaczego ja miałbym ponieść odpowiedzialność za spotkanie z nimi.
Galeria:
Jakub Skrzypski - sprawa Polaka więzionego w Indonezji
A ty identyfikujesz się z losem Papuasów w Indonezji?
Chciałem zwiedzić egzotyczną krainę. Odwiedziłem popularne wśród turystów Sorong, w Timika jako wolontariusz uczyłem dzieci w szkole angielskiego. Interesowałem się oczywiście dziejami Papui Zachodniej, dlatego odwiedzałem np. groby znanych papuaskich działaczy. Nie tylko zwolenników niepodległości, ale także tych proindonezyjskich. Jednak tutaj pomagają mi głównie muzułmańscy imigranci z innych części Indonezji. Tyle, że wielu z nich w czasie ostatnich zamieszek etnicznych w Wamenie, które miały miejsce w sierpniu, uciekli przed Papuasami na swoje rodzinne wyspy. Za to Papuascy działacze nie są zbyt aktywni w mojej sprawie, być może dlatego, że wiedzą, że oskarżanie mnie o sprzyjanie papuaskiemu separatyzmowi nie ma wielkich podstaw. To jest jakiś mit, że przyjechałem tu wspierać Papuasów czy walczyć po ich stronie.
Indonezyjska prasa twierdziła jednak, że przemycałeś amunicję dla rebeliantów z sąsiedniej Papui Nowej Gwinei.
Przekroczyłem granicę turystycznie. Media indonezyjskie twierdziły potem, że zatrzymano mnie z transportem amunicji koło jeziora Habbema, ale ja nawet nie byłem w tamtej okolicy. Zatrzymano mnie w Wamena, bo mój papuaski towarzysz podróży, Edo Wandik ma krewnych, sprzyjających separatystom. Wypuszczono go, jak tylko zeznał, że szukałem ponoć w Wamenie kontaktów z „wolnymi ludźmi Papui”. Pogrążyła mnie także Lydia Fakaubun u której nocowałem w Wamenie za pośrednictwem serwisu CoachSurfing. Do dziś żałuję, że podałem jej nazwisko policji. Myślałem, że ona potwierdzi, że nie jestem żadnym handlarzem bronią, tylko turystą. Ona jednak miała znaleźć w moim plecaku jakieś broszury o dostępie do broni w Polsce. Nikt tych broszur nie pokazał, bo one nie istniały. Poza tym ja ostatnio byłem w Polsce w roku 2009! Chyba ją zmusili do podpisania tych wymysłów, bo potem odmówiła stawienia się na rozprawie jako świadek.
Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika „Wprost”.
Czytaj też:
Andrzej Duda dla „Wprost”: Większa obecność żony w mediach mogłaby pomóc
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.