Luty 2020. Andrzej Bargiel, himalaista, który wsławił się pierwszym zjazdem na nartach z K2, pisze na Facebooku: Dzisiaj mija 40. rocznica zimowego wejścia na Everest. Polacy pod kierownictwem Andrzeja Zawady dokonali wtedy czegoś, co wydawało się niemożliwe, dysponując siermiężnym sprzętem i ograniczonymi środkami finansowymi. Krzysztof Wielicki, Leszek Cichy: czapki z głów, Panowie.
Luty 1980. Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki pozują do zdjęcia z dwoma czekoladowymi tortami, na których wypisano ich imiona. Są w bazie pod Everestem, w oczach blask i szczęście, a na głowach wełniane czapki. Dokonali wyczynu, o którym Edmund Hillary, jeden z pierwszych zdobywców gory, mówił, że jest niemożliwy – pokonali magiczną wysokość 7 tys. m n.p.m., i to zimą. W dodatku weszli na szczyt. Wytrzymali huraganowy wiatr i ponad 30-stopniowy mróz, chociaż ich strój i sprzęt niewiele odbiegał od tego, czym dysponował w 1953 roku Hillary i szerpa Tenzing Norgay. Wielicki podczas ataku szczytowego miał na nosie gogle spawalnicze, częsty patent wśród polskich wspinaczy w tamtym czasie, kiedy profesjonalny markowy sprzęt był dostępny raczej dla alpinistów z Zachodu.
Luty 2018. Polska Wyprawa Narodowa koczuje w obozie pod K2, czekając na okno pogodowe. Do ich dyspozycji jest sprzęt produkowany w oparciu o technologie kosmiczne, ciepła, ale za to lekka odzież, łączność satelitarna z całym światem i nieustanny dostęp do mediów społecznościowych, na których relacjonują każdy dzień wyprawy.
Leszek Cichy wspominając w wywiadach wyczyn sprzed czterdziestu lat przyznaje, że postęp, jeśli chodzi o sprzęt, jest ogromny. Kiedyś wspinacz stawał sam wobec potężnej natury. Dziś ma do dyspozycji urządzenia, dzięki którym to natura może stać się wobec człowieka bezradna. Nie chodzi tylko o ubranie chroniące przed najgorszym mrozem, łatwe w rozstawianiu namioty, buty, raki czy liny. Himalaiści mają także dostęp do aktualizowanej na bieżąco precyzyjnej prognozy pogody. Dawniej oceniali ją po tym, co widzieli dookoła. Teraz drony mogą dostarczać im w góry leki, a wkrótce profesjonalne aplikacje umożliwią wytyczanie drogi na podstawie aktualnie przekazywanego obrazu satelitarnego w formacie 3D. Niektórzy zastanawiają się, czy środki, jakimi dysponują, albo wkrótce zaczną dysponować górscy wojownicy, można już nazwać technologicznym dopingiem.
Leszek Cichy wspomina w wydanej w lutym książce “Gdyby to nie był Everest” wyposażenie, jakie mieli wtedy do dyspozycji. Choć wspinacze z zachodu nosili już przeciwpotną bieliznę, Polcacy zabrali ze sobą wełnianą, jak kiedyś Hillary, wełniane były też swetry i spodnie z wełnianego sukna. Buty były zrobione w Krośnie według pomysłu Zawady. By nie uciekało ciepło, miały pięciocentymetrową warstwę korka.
Cichy wspomina w swojej książce: – Ten korek stanowił największy problem. Bo wprawdzie obuwie było dość ciepłe, ale z podeszwą producent przesadził. Dostaliśmy więc grube na pięć centymetrów korkowe koturny, tak wysokie, że w czasie wspinaczki trzeba było uważać, żeby nie zwichnąć nogi.
Raki były wiązane do butów taśmami. Te zaś zamarzały i przy zdejmowaniu trzeba było je przecinać, a potem wiązać nowe. Sprawiały też, że w miejscu wiązań na stopach robiły się odmrożenia. – We własnym zakresie trzeba było sobie załatwić zapasowe paski do raków – wspomina Cichy. – Opatentowaliśmy paski robione z knotów lamp naftowych, objeżdżaliśmy więc wszystkie GS-y w okolicach Warszawy i kupowaliśmy knoty na metry. Zazwyczaj tyle, ile mieli w magazynie, albo tyle, ile mogli nam sprzedać.
Przeskoczmy teraz do roku 2018. Polska Wyprawa Narodowa na K2 ma osobne buty do chodzenia między namiotami i osobne do wspinaczki, zaawansowane technicznie i termicznie. Trzy rodzaje skarpet, w tym jedne z ogrzewaniem, dopasowane do anatomicznego kształtu stopy, chroniące przed obtarciami i śliskie, co ułatwia zakładanie butów. Bluzy uszyte nie tylko tak, by grzały, ale tez żeby zamek nie obcierał brody. Bez kieszeni, co czyni je lżejszymi, i z minimalną liczbą szwów, bo każdy szew to utrata ciepła. Kurtka do bazy i kombinezon do wspinaczki. Trzy rodzaje łapawic, w tym takie z ogrzewaczami.
– Buty, w jakich chodziło się po górach kiedyś i teraz, dzieli epoka – mówi Tomasz Kobielski, himalaista, członek wyprawy na K2 w 2010 r., szef firmy Adventure24, która organizuje wyprawy w najwyższe góry. – Jednak fakt, że ma się nawet najlepsze buty świata, nie oznacza, że nie zmarzną nam stopy. Wpływ na to ma na przykład zawilgocenie butów czy zapocenie skarpetki.
Nowoczesne technologie wykorzystywane w szyciu ubrań sprawiają, że komfort współczesnych wspinaczy i tych, którzy działali w skałach trzydzieści, czterdzieści lat temu, jest nieporównywalny, jednak nawet najlepsze ubranie nie daje stuprocentowej gwarancji, że opatulony w nie człowiek uniknie mrozu. Kobielski opowiada o butach wyposażonych we wkładki z podgrzewaczem, których używał podczas wyprawy na Alasce. – Kiedy warunki zrobiły się w ekstremalnie ciężkie, w podgrzewaczach wysiadły baterie, było dla nich za zimno i zamarzły. Zaczęły działać na nowo, kiedy wróciłem do namiotu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.