Jak ustalił „Wprost”, według wewnętrznego sondażu wykonanego na zlecenie PiS, a dotyczącego frekwencji w wyborach prezydenckich, w głosowaniu 17 maja wzięłoby udział 46 proc. wyborców. Z naszych informacji wynika, że partia Jarosława Kaczyńskiego od kliku tygodni bada frekwencję właśnie w tym terminie, przy uwzględnieniu, że wybory odbyłyby się korespondencyjnie.
– Zbadaliśmy, że w czasie świąt Wielkanocnych deklarowana frekwencja wzrosła o 5 procent – mówi nam osoba z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. I dodaje, że PiS liczy, że frekwencja w majowych wyborach przekroczy 50 proc. – Nawet jeśli tak się nie stanie, to każdy wynik powyżej 30 proc. nas usatysfakcjonuje – mówi współpracownik prezesa PiS i przypomina, że w Polsce w ciągu ostatnich lat mieliśmy wybory o niskiej frekwencji, przywołując przykład wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku, gdzie frekwencja nie osiągnęła nawet 30 proc. i była na poziomie 24,53 proc.
Gowin zapewniał Kaczyńskiego o porozumieniu z PSL
Według informacji „Wprost”, obecnie najpoważniej rozważanym przez kierownictwo PiS terminem wyborów jest 17 maja. – To jest najbardziej realny termin na przeprowadzenie wyborów, jeśli Senat przetrzyma ustawę o głosowaniu korespondencyjnym – mówi nasz informator. Choć, jak dowiedział się „Wprost”, jeszcze tydzień temu Jarosław Kaczyński rozważał pomysł Jarosława Gowina na zmianę konstytucji i wydłużenie kadencji obecnemu prezydentowi o 2 lata, bez braku możliwości kandydowania w kolejnych wyborach.
Na drodze w realizacji tego planu stanął jednak PSL. – Jarek Gowin przekonywał Kaczyńskiego, że jest dogadany z PSL-em co do zmiany konstytucji. Mówił, że w sytuacji, gdy Zjednoczona Prawica razem z ludowcami zaapelują o zmianę konstytucji dla dobra obywateli w czasie epidemii, Platforma Obywatelska będzie musiała ustąpić – relacjonuje osoba z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. Jednak mimo zapewnień Jarosława Gowina o umowie z PSL-em, Władysław Kosiniak-Kamysz tydzień temu na konferencji prasowej ogłosił, że nie zgadza się na zmianę konstytucji, tak aby wybory prezydenckie odbyły się dopiero za dwa lata. Prezes PSL tłumaczył, że na zmianę tej kwestii w konstytucji jest już za późno.
Posłowie chodzą do Emilewicz
Plan zmiany ustawy zasadniczej spalił na panewce, a innego planu odłożenia w czasie wyborów Jarosław Gowin już nie miał. I dlatego zdecydował się na złożenie dymisji w rządzie Zjednoczonej Prawicy. – Prezes przekonywał Gowina, żeby tego nie robił, ale nie udało się go powstrzymać. Jarosław Kaczyński nawet go lubi, traktuje go tak jak kiedyś Marka Jurka. Prezes PiS patrzył na Jarka jak na kosmitę, w głowie mu się nie mieściło to co robi szef Porozumienia. Na początku myślał, że Gowin ma plan rozbicia rządu, ale szybko zrozumiał, że Gowin nie miał żadnego planu i nic na swoim ruchu nie zyskał – opowiada współpracownik prezesa PiS.
Skąd u niego pewność, że wychodząc z rządu Jarosław Gowin nie będzie próbował wyprowadzić swojej partii z rządu? – Gdyby Gowin chciał tworzyć nowy rząd z opozycją musiałby mieć więcej ludzi po swojej stronie. A on ma zaledwie 2, 3 posłów Porozumienia z 18-stu – opowiada nasz rozmówca. I twierdzi, że już obecnie Jarosław Gowin odczuwa, że w partii traci wpływy. – Teraz posłowie z każdą sprawą chodzą do Jadwigi Emilewicz. A o ile ona jest lojalna w stosunku do Gowina, to chce zostać w rządzie – twierdzi. Osoba z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego nie widzi też przyszłej współpracy Jarosława Gowina z Platformą Obywatelską. – Z tego co wiem, to teraz Gowin jest w trakcie rozmów z Krzysztofem Kwiatkowskim (były szef NIK, były polityk Platformy Obywatelskiej, obecnie senator - red.), ale on już nie jest w PO, więc w dogadywaniu się z tą partią średnio pomoże – kwituje nasz informator.
Czytaj też:
Kulisy negocjacji w obozie władzy. Kaczyński straszył Gowina, że odbierze mu partię
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.