Jak długo jeszcze będzie trwał ten związek na odległość – zachodzą w głowę księgarze i czytelnicy. Jedni i drudzy tęsknią za swoim towarzystwem. Wprawdzie niektóre księgarnie uchyliły już drzwi (albo okienka, jak Kafka i spółka w Toruniu czy Bajbuk na warszawskiej Saskiej Kępie), ale przeglądanie książek w gumowych rękawiczkach przypomina jedzenie rozgotowanych szparagów i popijanie ich ciepłym białym winem. Dla każdego, kto wzdraga się na tę myśl, krótka ściąga, dlaczego kupowanie w księgarni łączy się z ucztą dla zmysłów.
1: Od słowa do strzału w dziesiątkę
Kiedy w marcu wszystkie punkty usługowe zostały zamknięte na cztery spusty, na facebookowym profilu Księgarni Czarnego pojawił się komunikat, że księgarka, spragniona rozmów z czytelnikami, uruchamia dyżur telefoniczny. „Polecę lub odwiodę od lektury, opowiem, co sama czytam, pocieszę albo przynajmniej powspółodczuwam” – napisała Beata Prokopczuk-Daab. Post się spodobał i hulał po Facebooku.
Odezwali się znajomi z branży z życzeniami zdrowia, antykwariusze i nałogowi czytelnicy, zaniepokojeni przerwą w dostawie ze sprawdzonego źródła. Bo do księgarni przychodzi się też zaspokoić zmysł słuchu. „Uważnie słucham tego, co mówią do mnie czytelnicy i staram się odpowiedzieć na ich oczekiwania” – mówi Beata Prokopczuk-Daab, która ma do tego ucho. I oko. Wyłapuje „naprowadzacze”, jak nazywa słowa-strzałki wskazujące odpowiedni kierunek, np. „O nie, Rosji mam już dosyć!” albo „Może coś bardziej optymistycznego?” i strzałem w dziesiątkę trafia w czytelniczy gust.
2: Wisienka na torcie z książek
W księgarniach można zaspokoić nie tylko smak literacki. Ola Salwa, dziennikarka filmowa, która regularnie odwiedza Festiwal Kino na Granicy w Cieszynie i, jak mówi, jest psychofanką kawy, najchętniej pije ją w towarzystwie książek w położonej w sercu miasta księgarni „Kornel i Przyjaciele”, gdzie zamawia ulubioną flat white z mlekiem bez laktozy. Dyskretnie oświetlona księgarnia ma stoliki tak wkomponowane w regały, że można ukryć się między nimi z książką. Niekoniecznie pachnącą nowością, bo „Kornel…” – nazwany tak na cześć pisarza Kornela Filipowicza – kryje także część antykwaryczną. „Panuje tam bohemiczny nastrój”, uważa inny bywalec festiwalu Artur Zaborski, który zagląda do księgarni także po świeżą prasę, a do jej lektury dodaje kieliszek Prosecco z malinami. „To taka wisienka na torcie przyjemności” – uważa.
3: Mieć nosa do czytelników
„Wiele osób przychodząc do nas zwraca uwagę, jak tu pięknie pachnie” – mówi Beata Prokopczuk-Daab z warszawskiej księgarni Wydawnictwa Czarne. Ona sama przyzwyczaiła się już do zapachu książek, ale czasami widzi, że czytelnicy ukradkiem wsadzają nos między okładki. Sama też nie odmawia sobie tej przyjemności, chociaż przede wszystkim ma nosa do trafnych podpowiedzi (patrz wyżej). Doskonale to rozumiał projektant Karl Lagerfeld, który był tak wrażliwy na zapach farby drukarskiej i papieru, że zainicjował nawet powstanie wody toaletowej „Paper passion”. Uważał, że „zapach świeżo wydrukowanej książki to najlepsze perfumy na świecie”.
4: Kolorowy zawrót głowy
Kafka i spółka to niespełna dwuletnie dziecko małżeństwa z Torunia, któremu udało się, mimo młodego wieku księgarni, zebrać wokół niej sporą społeczność. Kiedy okazało się, że wirus zatrzasnął przed czytelnikami drzwi, właściciele otworzyli m.in. kafkomat – punkt odbioru książek z bocznego okienka przy ulicy Podmurnej. Wprawdzie kupujący nie mogli zaglądać do środka, ale mogli obejrzeć półki z książkami na facebookowym profilu Kafki, a także – tego nikt nie zabrania nawet w czasach pandemii – pokontemplować wystawę. Właśnie kolorowe witryny – czerwone, zielone, niebieskie czy żółte – stały się tym, co przykuwa wzrok. Specjalnie na majówkę został przygotowany biało-czerwony wystrój. „Mimo że podstawowa gama kolorów powoli nam się kończy, mamy już kilka innych pomysłów na to, by przyciągnąć uwagę czytelników” – zapewnia Ewa Stanek-Zaremba, właścicielka księgarni. Te monochromatyczne wystawy tak działają na wyobraźnię, że niektórzy klienci zamawiają nawet książki w oparciu o kolor witryny.
5: Dotknij mnie
Jednym z niewielu miejsc czynnych przez kilka godzin na ulicy Lentza w Warszawie jest Badet, kluboksięgarnia, głównie z literaturą dla dzieci. Zawsze jest ich tu pełno – jedne przychodzą na spotkania autorskie albo zajęcia, inne buszują pomiędzy książkami. „Dzieci z przyjemnością sięgają po papier, słyszę od rodziców, że mają już dość ekranów komputerów, szukają kontaktu z czymś, co mogą dotknąć” – mówi Joanna Regińska, szefowa Badetu.
Teraz wieje w nim pustką, a księgarki rozwożą zamówienia na rowerach. Popularnością cieszą się książki o oswajaniu lęków, chorobach, zarazkach, jak np. „Nie bój się! Wielka księga strachu (nie tylko) dla małych cykorków” Milady Rezkowvej (Nasza Księgarnia) czy „Cholera i inne choroby” Łukasza Kaniewskiego (Poradnia K). Ale mimo że taki system zdalnego zamawiania przyjął się wśród bywalców Badetu, obie strony mają poczucie niedosytu, bo kontakt bezdotykowy zubaża ich relację.
To, czy ona przetrwa, zależy nie tylko od zaangażowania uczuciowego czytelników i księgarzy. Samo pielęgnowanie związku nie wystarczy, o czym wiedzą np. władze Krakowa, które uruchomiły projekt pomocowy „Księgarnie odporne”. Takie samorządowe swatki pomagające przetrwać ośrodkom kultury czasy kryzysu są dziś na wagę tony najlepszych szparagów.
Czytaj też:
Nudzisz się w majówkę? Oto najlepsze propozycje na najbliższe dni
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.