Ruszyły adopcje w schroniskach. Chętnych więcej niż przed pandemią

Ruszyły adopcje w schroniskach. Chętnych więcej niż przed pandemią

Schronisko dla psów, zdj. ilustracyjne Źródło: Pexels / Robert Bogdan
Po dwóch miesiącach przerwy schroniska otwierają drzwi. Dobra wiadomość: znów można się umawiać z psami na spacery adopcyjne.

Wolontariusze nie zawiedli swoich podopiecznych: wywalczyli sobie do nich dostęp. Po ogólnopolskich protestach, kiedy skandowali „Sklepy, parki otwieracie, a schronisko zamykacie”, samorządy zgodziły się na to, żeby wrócili do psów i kotów. Nadal obowiązują jednak obostrzenia. Na teren schroniska może jednorazowo wejść piętnaście osób spoza obsługi. Kolejni wolontariusze czekają za bramą, bo chętnych na przedadopcyjne spacery nie brakuje. Teraz, gdy wiele osób pracuje zdalnie, okazało się, że wymarzony pies czy kot osładzają samotność w czterech ścianach, a kawałek futerka do głaskania to najlepsze antidotum na dystans społeczny i tęsknotę za dotykiem.

Agata Malarska, od czterech lat wolontariuszka Schroniska „Na Paluchu” nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie zobaczy Bono, czarno-białego kundelka średniej wielkości, który trafił do boksu dwa lata temu. Opiekuje się nim od tamtego czasu. – Jest psiakiem inteligentnym, miziastym, przylepą, ale nie „słodziakiem od pierwszego spojrzenia”. Trzeba go lepiej poznać, żeby się z nim zaprzyjaźnić – nie ukrywa.

Bono i wolontariuszka Agata, schronisko Na Paluchu

Bono źle znosi pobyt w schronisku, bo nie lubi hałasu. W spokoju i ciszy, których tutaj brak, na pewno by odżył, dlatego Agata szuka mu dobrego domu – najchętniej u osoby, która ma doświadczenie z psami, no i bez kotów czy małych dzieci. On sam jest jak dziecko, które wymaga serca, uwagi i umiejętnego podejścia.

Dwa miesiące w zamknięciu osłabiły szanse adopcyjne urodziwego kundelka, bo żadna potencjalna pańcia nie mogła się z nim umówić na spacer, a Bono potrzebuje przynajmniej kilku wspólnych wyjść, zanim okaże się, czy pasuje do przyszłego domu. – Szybko się uczy, reaguje na „stój” i „siad”, ładnie chodzi na smyczy i chętnie jeździ samochodem – zachwala wolontariuszka. – Niestety, w schronisku się frustruje. Ma też tendencję do bronienia „swoich ludzi”.

Jako opiekunka trudnego psa, myślała, że podczas pierwszego powitania Bono będzie stroił fochy, ale gdzie tam. Skakał ze szczęścia i wylizał twarz Agacie, która odwdzięczyła mu się przysmakiem: suszoną rybką owiniętą plasterkiem mięsa. Podobnie reagowały inne psy, kiedy zobaczyły „swoich” wolontariuszy, mimo że ich szeregi są teraz przerzedzone, bo przed pandemią w weekendy przyjeżdżało ich nawet dwustu. Widać jednak, że niektórym psom zaszkodziła długotrwała izolacja. Zapomniały, co to smycz, szarpały ją albo odmawiały wyjścia z boksu. Powróciły dawne lęki i traumy. Znowu trzeba nad nimi pracować.

Źródło: Wprost