Zjednoczona Prawica dociska opozycję, Grodzki szachuje PiS w sprawie wyborów

Zjednoczona Prawica dociska opozycję, Grodzki szachuje PiS w sprawie wyborów

Tomasz Grodzki
Tomasz Grodzki Źródło: Newspix.pl / Grzegorz Krzyzewski / Fotonews
W Koalicji Obywatelskiej narastają spory wokół terminu wyborów, choć podobno odkładanie ich nie służy kandydaturze Rafała Trzaskowskiego. Zjednoczona Prawica korzysta na tym, jak może.

28 czerwca to jest ostatni moment na przeprowadzenie wyborów prezydenckich – ogłosił w środę Jarosław Kaczyński, występując razem z koalicjantami.

Ta demonstracja jedności Zjednoczonej Prawicy i ostre stanowisko prezesa PiS to wynik tego, że po stronie opozycji rozpoczęła się niespodziewanie dyskusja o tym, kiedy powinny się odbyć wybory. Wydawało się, że w tej sprawie uzyskano porozumienie głównych partii podczas tzw. okrągłego stołu zaproponowanego przez klub Lewicy. Jednak zgoda klasy politycznej na wybory prezydenckie 28 czerwca trwała zaledwie dwa tygodnie, po czym po stronie opozycji wrócił pomysł, że lepiej byłoby wprowadzić stan klęski żywiołowej.

Pojawiła się też zupełnie nowa propozycja – by rozpisać wybory prezydenckie dopiero po zakończeniu kadencji prezydenta Andrzeja Dudy i przeprowadzić je np. w połowie października. Ten pomysł zgłosili wicemarszałkowie Senatu: Gabriela Stanecka-Morawska z Lewicy i Michał Kamiński z Koalicji Polskiej.

Natychmiast posypały się komentarze, że mniejsze partie zastawiły pułapkę na PO, bo podobno odkładanie wyborów nie służy Rafałowi Trzaskowskiemu, nieformalnemu kandydatowi tej partii na prezydenta. Platforma Obywatelska nabrała wody w usta ale większość senacka, a ta jest zdominowana przez Koalicję Obywatelską, dosyć zgodnie przeciąga prace nad nowymi przepisami wyborczymi. We wtorek połączone komisje senackie zawiesiły prace do przyszłego tygodnia.

Na dodatek prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak z PO oznajmił, że 28 czerwca nie mogą się odbyć wybory prezydenckie, bo w tym czasie będą przeprowadzane egzaminy maturalne, zatem w szkołach nie da się zorganizować komisji wyborczych. Opozycja wróciła więc do starej śpiewki – nie da się. Na marginesie, ciekawe jak prezydent Jaśkowiak poradził sobie 5 lat temu, kiedy to I tura wyborów prezydenckich odbyła się 10 maja, w samym środku matur? No, ale wtedy o reelekcję walczył prezydent Bronisław Komorowski, związany z PO, zatem prezydentowi Jaśkowiakowi pewnie łatwiej było przyłożyć się do organizacji.

Jest więc możliwe, że Senat pod kierownictwem Tomasza Grodzkiego z PO ponownie wykorzysta pełne 30 dni do pracy nad nowymi przepisami wyborczymi i do Sejmu trafią one dopiero w połowie czerwca. W takiej sytuacji zorganizowanie wyborów 28 czerwca jawi się jako przedsięwzięcie karkołomne, choć nie tak trudne, jak w przypadku niedoszłych wyborów 10 maja.

Ale obóz rządzący też wskoczył w stare koleiny – liderzy Zjednoczonej Prawicy oznajmili, że wybory prezydenckie odbędą się 28 czerwca i kropka. Jeżeli samorządowcy staną okoniem, to muszą się liczyć, że zastąpią ich komisarze. Jeżeli pocztowcy będą jęczeć, to zostaną przymuszeni do pracy. W końcu gdy się ma większość w Sejmie, rząd i prezydenta, to wiele rzeczy można wymusić.

Po wtorkowych i środowych wydarzeniach na scenie politycznej można dojść do wniosku, że znowu mamy klincz w sprawie wyborów prezydenckich. Poprzedni, jak wiadomo, skończył się zwycięstwem opozycji, bo wybory prezydenckie się nie odbyły. Tym razem jednak to Zjednoczona Prawica ma większe szanse na przeprowadzenie swojej woli, choć zaledwie dwutygodniowa kampania będzie pogwałceniem wszelkich reguł wyborczych.

Źródło: Wprost