Jeszcze przed epidemią koronawirusa na wizytę do kardiologa trzeba było czekać kilka miesięcy. W czasie COVID-19 na długi czas poradnie zamknięto. Co prawda były teleporady, ale czy one wystarczą?
Teleporady nie są w stanie całkowicie zastąpić bezpośredniego kontaktu z lekarzem. Na pewno pogorszył się w ostatnim czasie dostęp do opieki specjalistycznej. W czasie epidemii COVID większość poradni działających przy szpitalach przestała normalnie funkcjonować. „Zamknięcie” na 2-3 miesiące szpitali, przychodni publicznych i gabinetów prywatnych przełoży się na wydłużenie kolejek zarówno do badań diagnostycznych jak planowych zabiegów.
Dziś pacjent może już przyjść na wizytę do poradni?
Powoli poradnie są otwierane. Zapisujemy pacjentów na konkretne godziny, jednak wizyt jest mniej niż przed epidemią, a zapotrzebowanie jest ogromne. Łatwo można policzyć, ilu pacjentów nie dostało się do lekarza przez te trzy miesiące: przez ok. 60 dni roboczych każdy lekarz specjalista przyjąłby ok. 600-1200 pacjentów. Gdy pomnożyć to przez liczbę specjalistów, widać, jak wiele wizyt się nie odbyło.
Dużym problemem jest też to, że zamknięte były również gabinety lekarzy rodzinnych (to znaczy możliwe były głównie teleporady). Część lekarzy przyzwyczaiła się i wcale nie chce teraz tego zmieniać.
Podczas teleporady można porozmawiać z pacjentem, zebrać od niego wywiad, jednak lekarze rzadko decydują się na modyfikowanie dotychczasowego leczenia. Raczej tylko je kontynuują. Gdyby ten sam pacjent przyszedł do gabinetu, został zbadany, miał wykonane badania kontrolne i wrócił z wynikami, to być może lekarz zwiększyłby dawkę dotychczas przyjmowanej substancji albo zastosował dodatkowy lek.
Zawsze były problemy z wizytą u specjalisty. Teraz są też problemy z osobistą wizytą u lekarza rodzinnego?
Z tego, co sam obserwuję, i co potwierdzają zarówno pacjenci, jak i moi koledzy z całej Polski, to poradnie lekarzy rodzinnych i gabinety POZ powoli się otwierają, jednak ciągle w ograniczonej ilości. To nie jest dobra sytuacja dla pacjentów. Problem z koronawirusem może potrwać jeszcze bardzo długo, a potrzeby lepszej diagnostyki i intensyfikacji leczenia już dziś są ogromne.
Choroby cywilizacyjne, takie jak nadciśnienie, choroba wieńcowa, otyłość, cukrzyca czy POChP, jeśli nie są odpowiednio leczone, to prowadzą do zaostrzeń i groźnych dla życia powikłań. Żeby temu zapobiec, trzeba działać szybko, modyfikować leczenie w zależności od wyników badań. Jeśli pacjent zaczyna uprawiać sport, zmienia dietę, chudnie, jego wyniki badań się poprawiają, to możemy przepisać mniejszą dawkę insuliny czy mniej leków obniżających ciśnienie tętnicze. W większości przypadków jednak jest odwrotnie i leczenie trzeba intensyfikować. Jednak żeby to zrobić, musimy mieć wyniki badań kontrolnych.
Co ma zrobić pacjent, jeśli lekarz uważa, że wystarczy teleporada i e-recepta na dotychczasowe leczenie?
Czasem pacjent powinien być trochę niepokorny. Upominać się o badania, jeśli ma chorobę przewlekłą, żeby sprawdzić, czy jest dobrze leczony. Kilka dni temu ukazał się raport amerykańskiej CDC (Centers for Disease Control and Prevention), w którym potwierdzono, że ryzyko ciężkiego przebiegu i zgonu z powodu COVID-19 występuje głównie u pacjentów, którzy mają choroby współistniejące, jak nadciśnienie, cukrzyca, miażdżyca, POChP, niewydolność serca. Jeśli jednak te choroby są dobrze leczone, to nawet gdy taka osoba ma COVID-19, przechodzi infekcję łagodniej.
Nie zgadzam się z lekarzami, którzy tak obawiają się COVID, że z tego powodu całkowicie odwołują wizyty pacjentów. Oczywiście, zawsze należy zachować odpowiednie środki ostrożności, jednak całkowite ograniczenie wizyt ambulatoryjnych nie jest możliwe. Mam wielu pacjentów, którzy już wcześniej przychodzili do mnie z zaostrzeniem niewydolności serca w wyniku infekcji: bakteryjnej czy wirusowej, np. grypy. Ciężki przebieg choroby mieli ci pacjenci, u których wcześniej niewydolność serca była nie do końca dobrze kontrolowana. Jeśli na to nałożyła się infekcja, to taki chory miał silne pogorszenie, często konieczny był pobyt w szpitalu. Jeśli zaś pacjent miał wcześniej dobrze leczoną niewydolność serca, a nawet nałożyła się na to infekcja, to co prawda mogło pojawić się pogorszenie, jednak z reguły było ono lekkie. Infekcja przebiegała u niego znacznie łagodniej niż u pacjenta, który nie był dobrze leczony.
Jeśli nadciśnienie, cukrzyca, miażdżyca, będą leczone nieoptymalnie, to w przypadku koronawirusa przebieg COVID-19 na pewno będzie cięższy. Dlatego konieczna jest optymalna kontrola chorób przewlekłych, a nie tylko rutynowe przedłużanie recept.
Zamiast więc obawiać się COVID-19, należy przede wszystkim dobrze leczyć nadciśnienie, zbyt wysoki poziom złego cholesterolu, cukrzycę?
Tak. Patrząc globalnie, gorsze konsekwencje niż COVID-19 będzie miało złe leczenie chorób cywilizacyjnych i odraczanie planowych zabiegów, które mogłyby spowodować wydłużenie życia pacjenta.
Niedawno w czasopiśmie Stroke, najlepszym naukowym periodyku dotyczącym neurologii i udarów mózgu, opisano, jak bardzo np. w Hiszpanii w ostatnim czasie spadła liczba pobytów w szpitalu z powodu udarów mózgu. Nie dlatego, że udarów było mniej, tylko dlatego, że część szpitali zamknięto, pacjenci obawiali się przyjścia na izbę przyjęć, by nie zarazić się wirusem, trudniej było wezwać pogotowie, bo jeździło do osób z gorączką. Dlatego trzeba jak najszybciej „otworzyć” specjalistyczne poradnie zajmujące się leczeniem chorób cywilizacyjnych, a także przekonać lekarzy rodzinnych, że konieczne są nie tylko teleporady, ale też oglądanie pacjentów, zlecanie badań kontrolnych i intensyfikowanie leczenia.
Czy dziś, po tych 3 miesiącach COVID-19, widać już, że do szpitali zgłaszają się pacjenci w gorszym stanie z powodu zaniedbania leczenia?
Na pewno częściej przychodzą pacjenci z nieoptymalnie leczonymi czynnikami ryzyka, czyli z wysokim poziomem złego cholesterolu, z gorzej wyrównanym nadciśnieniem tętniczym, z wyższym poziomem glukozy. Przyczyną jest właśnie to, że nie byli w ostatnim czasie dobrze leczeni. Dlatego tak ważne jest, by lekarze nie bali się przyjmować pacjentów, zlecać badań i intensyfikować leczenie, jeśli to konieczne.
W szpitalach klinicznych, np. na oddziałach kardiologii, praca powoli wraca do normalności?
Na szczęście tak. Zabiegi, takie jak np. przezskórne interwencje wieńcowe, implantacje stymulatorów, zabiegi ablacji, wykonywaliśmy przez cały okres COVID-19, choć na pewno rzadziej. Obecnie wracamy do wykonywania nie tylko zabiegów ratujących życie, ale także zabiegów planowych. Medycyna musi wracać do normalności.
Prof. Filip M. Szymański jest kardiologiem, pracuje w I Katedrze i Klinice Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jest też przewodniczącym Sekcji Farmakoterapii Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego i prezesem Polskiego Towarzystwa Chorób Cywilizacyjnych.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.