Kampania wyborcza to taki czas, kiedy sztaby kandydatów udowadniają, że pojęcie obciachu jest im obce. W tej kategorii dwa pomysły przebiły wszystkie inne. Po pierwsze wymyślona w MSWiA bitwa o wozy strażackie, a właściwie o głosy w gminach do 20 tys. mieszkańców. Pomysł zasadzał się na tym, że gmina, w której frekwencja wyborcza będzie najwyższa w całym województwie, dostanie w nagrodę nowiutki wóz strażacki dla Ochotniczej Straży Pożarnej. Mogłoby się wydawać, iż wozy strażackie, powinny trafiać tam gdzie są potrzebne do gaszenia pożarów, a nie tam gdzie najwięcej mieszkańców pójdzie do urn, a jednak MSWiA uznało inaczej. Inicjatywie tej dodaje uroku fakt, że w gminach do 20 tys. mieszkańców Andrzej Duda ma zdecydowaną przewagę nad rywalami.
Z kolei sztabowcy PO wymyślili, że trzeba dać szansę Rafałowi Trzaskowskiemu, by popisał się znajomością języków obcych.Gdy kandydat Koalicji Obywatelskiej odpowiadał podczas konferencji prasowej na pytanie zadane po angielsku, to jeszcze jako tako to wyglądało. Ale gdy znalazł się dziennikarz płynnie mówiący po polsku a jednak chcący rozmawiać z kandydatem po francusku, to już nawet sympatycy Trzaskowskiego uznali to za ostentacyjną ustawkę. W kontekście tego pomysłu przypomina mi się stwierdzenie prof. Władysława Konopczyńskiego, który podsumowując rządy króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego napisał, że znał on 8 języków ale w żadnym nie miał nic ciekawego do powiedzenia.
Do zabawniejszych rzeczy należy też zaliczyć słowną bitwę o budowę elektrowni atomowej. Co zaskakujące, awanturę o atom rozkręcił Rafał Trzaskowski zadając dramatycznie pytanie, dlaczego o tak ważnej sprawie przesądza się w kampanii wyborczej bez żadnej debaty.
Najwyraźniej kandydat Platformy Obywatelskiej nie pamięta, że to jego partia podjęła decyzję o budowie w Polsce elektrowni atomowej. A zatem miała to chyba przedyskutowane? Może nawet było coś spisane na papierze? Budowę elektrowni atomowej rozpoczął Aleksander Grad, kolega partyjny Rafała Trzaskowskiego już w 2012 roku, obejmując stanowisko szefa spółki powołanej do tej inwestycji. Określił nawet precyzyjnie terminy kolejnych etapów. Otóż wybór wykonawcy zaplanowany był na II kwartał 2015 r. (wtedy jeszcze rządziła PO ale o żadnym wykonawcy nikt nigdy nie usłyszał), decyzje zasadnicza miała być podjęta w 2016 roku a najdalej w 2024 roku elektrownia być gotowa, co sugerowało, że wkrótce popłynąłby od niej prąd. Niestety jedyna elektryzująca rzecz w tej inwestycji to była tłusta pensja prezesa Grada, o której rozpisywały się media.
PiS też zaplanowało budową elektrowni atomowej ale również nie szaleje z terminami. Pięć lat minęło jak z bicza trzasnął i ciągle nic. Dlatego podsycanie w społeczeństwie strachów atomowych przez Rafała Trzaskowskiego i obrona tej inwestycji przez prezydenta Andrzeja Dudę wypada dość zabawnie gdy się o tym wszystkim pomyśli.
Na koniec wisienka na torcie czyli program Rafała Trzaskowskiego, którego nie było przez całą kampanię i pojawił się w przedostatnim dniu, a kandydat tłumaczył brak tegoż programu faktem, że miał mniej czasu niż inni, by go napisać. Gdyby to była powieść, czy literatura faktu to rzeczywiście czas ma tu znaczenie. W miesiąc tylko jeden pisarz w Polsce jest w stanie machnąć całą książkę. Ale program to co innego. Tak doświadczony polityk jak Trzaskowski i umówmy się - już nie młodzik - powinien od lat wiedzieć, co chciałby w Polsce zmienić. Ale najwyraźniej musiał się tego najpierw dowiedzieć w kampanii.
Czytaj też:
Trzaskowski opublikował program wyborczy. Związki partnerskie i gwarancja utrzymania 500 plus
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.