Kacper Sienicki do Mińska poleciał w piątek. Jak mówi „Wprost” jego mama, uważał, że to przełomowy czas dla Białorusinów. „Bardzo chciał tam być i wspierać swoich znajomych”. 24-latek ukończył Studium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim, stąd jego zainteresowanie wyborami prezydenckimi na Białorusi.
- Od poniedziałku, od godziny 18:00 nie mam z nim kontaktu. We wtorek o 19:00 miał być w Warszawie, ale nie przyleciał. Wiem, że zdążył się jeszcze odprawić na wtorkowy lot do Polski. Prawdopodobnie wykorzystał chwilowy dostęp do internetu – mówi matka Kacpra, Aneta Sienicka.
Pytana, skąd ma informację o zatrzymaniu syna, odpowiada: - Dowiedziałam się nieoficjalnie z ambasady w Mińsku, która niestety nie uzyskała potwierdzenia, ale od postronnych osób wie, że zatrzymano dwóch Polaków, z których jeden miał wylecieć dzisiaj do Polski.
„Nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ambasada RP w Mińsku nie są obecnie w stanie mi pomóc. Nie wiem, gdzie go wywieziono i nie wiem co robić. Płaczę i błagam was o udostępnianie tego postu, bo tylko nagłaśniając tę sprawę mogę cokolwiek teraz zrobić. Mam nadzieję, że nic mu nie jest i szybko się do mnie odezwie” – apeluje o wsparcie.
W sprawie Kacpra Sienickiego skierowaliśmy pytania do Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Ambasady RP w Mińsku. Czekamy na odpowiedź.
W poniedziałek poinformowano o pierwszej ofierze śmiertelnej protestów na Białorusi. Zginął mężczyzna, który brał udział w antyrządowej demonstracji. W dłoni eksplodował mu granat, który chciał rzucić w kierunku milicjantów. Białoruski resort zdrowia poinformował, że po protestach w szpitalach przebywa ponad 200 rannych. Głównie z urazami czaszki, klatki piersiowej i jamy brzusznej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.